Bardzo ma mi za złe pewien pan profesor, że zajmuję się w tym miejscu polityką. Chodziło o wrześniowy felieton, w którym kpiłem z działaczy gospodarczych kierujących Forum Ekonomicznym w Krynicy. Z wiecznych malkontentów i krytyków koncepcji ekonomicznych (i innych) Prezesa przeobrazili się otóż – na skutek sondaży przedwyborczych – w Prezesa wielbicieli i przyznali mu tytuł Człowieka Roku.
– I słusznie się zirytował ów profesor – rzekł znajomy hydraulik. – Po pierwsze, serwilizm i konformizm, zwany popularnie włazidupstwem, to przypadłość pospolita wśród ludzi i odwieczna, więc temat to banalny. A po drugie, niech pan uczciwie powie, czy gdyby owo szacowne grono ekonomistów tak zaskakująco wyróżniło kogoś innego, czy też byłby pan skłonny do kpin? Podejrzany relatywizm – to jest właśnie polityka, której nie życzy sobie ów profesor.
– Ale gdyby ci goście wyróżnili w Krynicy kogoś innego, Kopaczową na przykład, i kochany redaktor kpił z tego wyróżnienia, to panu profesorowi uprawianie polityki na łamach zapewne by nie przeszkadzało – zastanawiała się pani magister. – Bo byłby to słuszny tekst polityczny. Więc, drogi mój, jak się chce spokoju, to się unika polityki.
Pani magister ma oczywiście rację. Ale jak unikać polityki na tydzień przed wyborami? Nałykać się prozacu? Wiadomo przecież, że człowiek słaby jest, nie rozumem się kieruje, a emocjami. Więc chociaż rozum mówi, że po wyborach może być tylko gorzej, bo coraz bardziej cyniczni i bezideowi są kandydaci na posłów, to emocje wrzeszczą: nie daj się, idź wybrać lepszych! Emocje wygrają, to oczywiste, pójdę wybierać, ale w jaki sposób rozpoznać tych lepszych? Oto jest pytanie.
– Drożdżówki – podpowiada hydraulik, – można ich zapytać o drożdżówki i tak rozpoznać lepszych.
Widać kontakt z rurami, zaworami, mufami i kolankami dobrze robi na mózg. Myśl jest przednia. Bo jeśli ktoś – na przykład poseł albo minister – ma czas i energię, aby zajmować się tworzeniem rozporządzeń określających ilość soli, jaką kucharka może wsypać do ziemniaków gotowanych w szkolnej stołówce i rodzaju bułeczek sprzedawanych w szkolnym sklepiku, to znaczy w sposób oczywisty, że innych pomysłów na organizację społecznego życia nie ma. A jak się człowiek nudzi, to wymyśla głupoty. Ot, mądra hydrauliczna refleksja.
– Nie chodzi o to, że oni pomysłów nie mają – protestuje pani magister, która z rurami nie ma kontaktu, więc skłonna jest do intelektualnych improwizacji – Po prostu, zakazać sprzedaży drożdżówek można jednym ukazem, pokazać swoją polityczną moc i determinację, a nie można w tak prosty sposób zwiększyć zarobków, emerytur, zatrudnienia, a choćby i skłonić dzieci do ćwiczeń fizycznych. Takie decyzje to przejaw totalnej bezradności.
– No to wybierajmy tych, którzy wiedząc, że nic rzeczywiście pożytecznego zrobić nie mogą, powstrzymają się od działań zastępczych poprawiających im samopoczucie – mnożenia zakazów i nakazów, czyli ograniczania naszej wolności. Wolności do palenia fajek, marychy czy jedzenia bułeczek z masłem, wolności do rujnowania sobie zdrowia, bo to moje zdrowie. Zakazać mi wolno tego, co szkodzi innym, to Kant w uproszczeniu. Ale kto z nich czyta Kanta… – zasępił się hydraulik. – Przecież nie ten dygnitarz od walki z alkoholizmem, który właśnie stwierdził, że czekoladki z likierem koniecznie trzeba wycofać z półek ze słodyczami i przenieść na stoiska alkoholowe, obłożyć akcyzą i sprzedawać na dowód osobisty. Taki ma pomysł!
Zapaliliśmy po kolejnym papierosie i zadumaliśmy się wszyscy. Również nad tym, czy namawianie do głosowania na tych kandydatów, którzy obiecają bardziej nic nie robić, niż robić cokolwiek, byle robić, nie jest też uprawianiem polityki w felietonie. Jeśli jest, pan profesor wybaczy….
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis