Siedzieliśmy w kawiarnianym ogródku na zachodniej pierzei Rynku i cieszyliśmy się, że już można. Słuchając kwadransów wybijanych przez ratuszowy zegar, prowadziliśmy typowy small talk, jak to w czasach zarazy.
– Prezydent to musi mieć górę pieniędzy – rzekł w pewnym momencie znajomy hydraulik, sięgając po kolejną szklanicę piwa – więcej niż mają razem żony premiera, ministra Szumowskiego i wszystkie inne żony władzy.
Zdumieliśmy się wielce; nie tylko ja i sącząca kawę po irlandzku pani magister, ale i para okularników siedząca razem przy stoliku w rogu wpatrzona w ekran laptopa i dziewczyna z plecakiem konsumująca z werwą wątróbkę podsmażaną z jabłkiem. Popatrzyliśmy na mistrza od rur i zaworów z zaskoczeniem, wszak to człek poważny, daleki od plotkarskich uniesień.
– No, co tak patrzycie, przecież powiedział Januszowi z Garwolina, że to on, prezydent, dał jemu i wszystkim innym emerytom dziewięć stów dodatkowej emerytury. Nawet Kulczykowie takiego gestu nie mieli!
– Przepraszam, że się wtrącam, ale tak pan głośno mówi – odezwała się dziewczyna z plecakiem. – Po pierwsze niech pan tu nie uprawia polityki, bo ja tu wątróbkę jem, a po drugie pan prezydent powiedział wyraźnie, że to od niego i od rządu. Trzeba słuchać i nie manipulować wypowiedziami, jak to ma opozycja w zwyczaju. Pewnie pan jesteś lewak jakiś…
– Proszę nie obrażać naszego hydraulika! – uniosła się pani magister. – Znam go dobrze i wiem, że nie jest ani prawak, ani lewak. Mówi, co słyszy, to normalny człowiek. Ja też oglądałam tę relację i słyszałam, że prezydent i rząd dał emerytom, a samorząd im od razu zabrał to, co prezydent i rząd dali.
– Nie będę się spierał, może prezydent dał tylko panu Januszowi, a reszcie emerytów dał już rząd – poddał się od razu hydraulik, znany z koncyliacyjnego usposobienia i unikania sporów, szczególnie w kawiarnianych ogródkach i przy browarze. – Znaczy rząd jest dobry, hojny i bogaty.
– A pewnie – przytaknęła ochoczo dziewczyna z plecakiem.
Zapadła chwila milczenia i zamyślenia. Hydraulik i ja sączyliśmy swoje piwa, pani magister zbierała łyżeczką bitą śmietankę, dziewczyna dokończała wątróbkę, było miło. I wtedy odezwał się znad ekranu laptopa okularnik z narożnego stolika.
– To ciekawa rozmowa, więc wybaczcie państwo, że się włączę. Przyjmijmy, że pan Janusz z Garwolina ma przyzwoitą, chociaż niezadowalającą, emeryturę, powiedzmy przeciętną polską, o Google mi podaje, że to będzie blisko dwa i pól tysiąca brutto. Otwieram kalkulator i wychodzi, że pan Janusz oddaje rządowi w podatkach rocznie pięć tysięcy sto złotych. Rząd wziął od pana Janusza prawie sześć razy więcej, niż mu dał. To tak dla informacji, i nie jestem lewakiem…
Znowu zapadła cisza, słychać było tylko siorbanie, stukanie sztućców, kliknięcia klawiszy laptopa oraz westchnienia pani magister.
– Podatki muszą być, pan jest demagog – oznajmiła zwycięsko dziewczyna z plecakiem.
Co prawda, to prawda, pomyślałem, prawdy nie da się ukryć. Podatki być muszą i są od zawsze. Przy czym na przykład Amerykanie uważają, że podatki mają być tylko na finansowanie policji, wojska, infrastruktury, edukacji na elementarnym poziomie i, bo nie ma wyjścia, na zasiłki dla niemających za co żyć, ale już Szwedzi czy Duńczycy, dajmy na to, łupią swoich obywateli niemiłosiernie, finansując z podatków wszystko, dzieci, matki, artystów, szpitale, mieszkania, co się da.
– Podatki muszą być – włączyłem się do rozmowy– jednak dokonaliśmy, moim zdaniem, chyba nieznanego na świecie eksperymentu. Regułą jest zabieranie pieniędzy tym, którzy je mają, aby część tych pieniędzy oddawać tym, którzy ich nie mają, na przykład bezrobotnym albo niepełnosprawnym. Polski rząd pokazuje, że można inaczej – zabierać pieniądze i ich część od razu oddawać tym, którym zabrał.
– A z tej górki, która pozostaje, wyżywi się prezydent, premier, rząd cały wraz z posłami i senatorami, i jeszcze zostanie kilkadziesiąt milionów dla handlarza trotylem za respiratory, dla instruktora narciarstwa za maseczki i na przekopanie Mierzei też – powiedział hydraulik mrugając zalotnie do dziewczyny z plecakiem.
Kelnerka przyniosła rachunek. Za dwa piwa zapłaciliśmy z hydraulikiem po 28 złotych, w tym po 4,50 dla rządu. Dziewczyna z plecakiem zapłaciła, sprawdziłem ceny w karcie, za wątróbkę i wodę 36 złotych, w tym dla rządu 6,70. Pani magister za włoskie wino i kawę ze śmietanką – 35 złotych, w tym 6,50 podatku. Razem daliśmy rządowi ponad 22 złote. Żeby rząd miał z czego dawać…
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis