Jest cudnie

Przez ostatnie kilkanaście lat politycy wszystkich opcji obiecują,  że zbudują nam tak wspaniały ustrój, jakiego w historii Polski i świata jeszcze nie było. Ostatnio w te prace czynnie zaangażowała się Najwyższa Izba Kontroli. Oczywiście zgodnie ze swoimi statutowymi uprawnieniami, czyli systematycznie sprawdzając, czy państwo jest skuteczne i przyjazne obywatelowi, czy też nie. Co ustaliła – o tym poniżej.

Ślamazarne sądy

Trudno sobie wyobrazić prawidłowe funkcjonowanie obrotu nieruchomościami bez rzetelnie i sprawnie prowadzonych ksiąg wieczystych.  NIK sprawdziła, jak sądy radzą sobie z rozpoznawaniem spraw wieczystoksięgowych oraz na jakim etapie realizacji jest projekt Nowa Księga Wieczysta. Okazuje się, że lawinowy wzrost spraw wpłynął na znaczące opóźnienia we wpisach. Wnioski rejestrowane były opieszale.  Nie przestrzegane były również terminy nanoszenia zmian we wpisie, co zagrażało bezpieczeństwu obrotu nieruchomościami. Zmiana według przepisów powinna być naniesiona w ciągu 1 dnia – tymczasem niechlubnym rekordzistą był Sąd Rejonowy dla Wrocławia Krzyków, w którym opóźnienie wynosiło 298 dni. No ale trudno się temu dziwić, jeżeli jest to jedyna jednostka w naszym mieście, która zajmuje się tymi sprawami. Dawno, dawno temu, kiedy obrót nieruchomościami prawie nie istniał, bo w socjalizmie prawo własności było kompletnie lekceważone, każdy wrocławski sąd rejonowy prowadził księgi wieczyste na swoim terenie działania. Może jednak warto wrócić do tego pomysłu?

Wdrożenie projektu Nowa Księga Wieczysta znacznie usprawniło i przyspieszyło wydawanie odpisów. Łatwiej jest także uzyskać wgląd do prowadzonych ksiąg. Kontrolerzy wykryli, że system niestety często się psuje, a usuwanie awarii trwa długo, co dodatkowo wydłuża czas rozpoznawania spraw. A może warto zastanowić się nad propozycją niektórych prawników, aby odebrać prowadzenie tych ksiąg sądom i powierzyć je notariuszom?
Przy okazji przedsiębiorcy sugerują NIK, aby sprawdziła, jak pracuje wrocławski oddział Krajowego Rejestru Sądowego, który ponoć nie tylko próbuje pobić rekord opieszałości sądowej ustanowiony na Krzykach, ale również walczy o prymat na polu arogancji w traktowaniu petentów. Póki co kandydaci na biznesmenów szukają ratunku w innych regionach kraju i tam bez większych problemów rejestrują swoje spółki.

Rodacy z odzysku

Najpierw w środkach masowego przekazu pełno było apeli do Polaków na obczyźnie, szczególnie tych żyjących w byłym ZSRR, aby rzucali swój dobytek i natychmiast wracali do Macierzy, bo Macierz ich kocha i potrzebuje każdej polskiej kropli krwi. Teraz apele te jakby definitywnie ucichły. Cisza ta zainteresowała kontrolerów NIK.  Najpierw sprawdzili, czy państwo udziela repatriantom obiecane wsparcie. Owszem tak, ale średnio dopiero po 3 miesiącach. Dlaczego? Bo tyle trwa sprawdzenie, czy repatriant jest prawdziwym Polakiem, czy też tylko podszywa się pod członka królewskiego szczepu piastowego, a w rzeczywistości jest Czeczenem, albo nie daj boże Ruskim. Z czego mają żyć przez ten czas kandydaci na Polaków? No, jakoś muszą sobie radzić – twierdzą urzędnicy odpowiedzialni za repatriację. Czyli sami sobie szukają pracy, o którą wcale nie jest łatwo, bo przecież nie mają jeszcze wymaganych dokumentów, a i z kwalifikacjami u nich kiepsko. Sami sobie szukają dachu nad głową, bo gminy nie dysponują żadnymi wolnymi mieszkaniami. Co więc daje im Macierz na dzień dobry? W zasadzie tylko wolność słowa i swobodę przemieszczania się  jakiej tam na Wschodzie z pewnością nie mieli. Badania ankietowe przeprowadzone przez NIK wśród repatriantów wykazały, że czują się oni oględnie mówiąc rozczarowani realiami, jakie zastali po powrocie do ojczyzny. Niektórzy z nich natychmiast wróciliby tam, skąd przyjechali, ale niestety nie mają już do czego wracać.

Żółwiątka

Przepisy kodeksu postępowania administracyjnego co do terminów załatwiania sprawa przez urzędników państwowych są napisane tak jasno, że jest je w stanie zrozumieć nawet absolwent szkoły specjalnej. Jednak na wszelki wypadek kontrolerzy NIK postanowili sprawdzić, czy rozumiane są przez urzędników i to tych najbardziej prominentnych. Zainteresowali się, jak załatwiane są skargi obywateli w wybranych, naczelnych organach administracji publicznej. Liczyli na to, że gdzie jak gdzie, ale akurat w tych instytucjach zastaną ład i porządek. Niestety, zawiedli się. Co piąta spośród zbadanych spraw rozpatrzona była po upływie miesięcznego terminu. Co gorsza, niektóre skargi rozpatrywane były przez osoby bezpośrednio zaangażowane w daną sprawę.  Kontrolerzy zwrócili również uwagę na konieczność poprawy systemu informowania obywateli o ewentualnej przyczynie zwłoki i wyznaczeniu nowego terminu załatwienia sprawy.

Lecz się sam

We wrześniu NIK upubliczniła raport dotyczący dostępności świadczeń medycznych. Wnioski z niego płynącego nie są optymistyczne. Kolejki i czas oczekiwania na zabieg pozostają bardzo długie. Na zabieg wszczepienia endoprotezy w Szpitalu w Kościerzynie pacjent czekał 5 lat. Kolejka do zabiegu ortopedycznego w Szpitalu Klinicznym w Lublinie liczyła 2758 osób. Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim brakuje pieniędzy. Większość szpitali wykonała 100 proc. zakontraktowanych przez NFZ operacji. Kolejni pacjenci musieli ustawić się w kolejkę, oczekując nowego kontaktu od NFZ. Kolejki wydłużały się także dlatego, bo operowani byli pacjenci spoza listy oczekujących lub poza kolejnością, bez uzasadniających to wskazań medycznych. Dodatkowym problemem są niedobory kadrowe i wysoki stopień zużycia sprzętu w skontrolowanych szpitalach.

NIK skontrolowała także zakłady opiekuńczo-lecznicze (ZOL). Kontrola przeprowadzona w 48 ZOL wykazała, że sposób kwalifikowania i kierowania pacjentów do tych placówek nie funkcjonuje poprawnie. Czas oczekiwania na pobyt w zakładzie wydłuża się nawet do 12 miesięcy.  Dzienne stawki żywieniowe wynoszą od 3 do 12 zł, sale są zatłoczone, brakuje urządzeń higienicznych i sanitarnych.

Sprawni inaczej

Kontrolerzy NIK przyjrzeli się między innymi,  jak szkoły radzą sobie z realizowaniem zajęć wychowania fizycznego. Okazało się, że ponad połowa szkół nie ma sali gimnastycznej. Blisko  30 proc. funkcjonujących obecnie sal to bardzo małe pomieszczenia, w których prowadzenie zajęć sportowych jest utrudnione. Prawie 75 proc. skontrolowanych placówek nie zapewnia uczniom podczas lekcji wychowania fizycznego właściwego poziomu bezpieczeństwa. Ponadto zajęcia z wychowania fizycznego są mało atrakcyjne, co jest jedną z głównych przyczyn unikania ich przez uczniów. Jedyną nadzieją , że nie wyrośnie nam pokolenie paralityków, to budowa „orlików”, ale trudno z nich korzystać w czasie słotnej jesieni, czy też śnieżnej zimy.

Sądowi rodzice

Ministerstwo pracy i polityki społecznej oświadczyło, że planuje likwidację wszystkich domów dziecka, bo to peerelowski przeżytek. Fachowcy z tego resortu widzą w tym pomyśle same plusy. Po pierwsze, oszczędności finansowe, bo budynki się sprzeda, a personel wyśle na zasiłek dla bezrobotnych. Po drugie, dzieciaki wyekspediuje się do rodzin zastępczych, albo do rodzin adopcyjnych. Tym samym resort raz na zawsze pozbędzie się problemu z sierotami, gdyż opiekę nad nimi przejmie w całości Ministerstwo Sprawiedliwości. A NIK alarmuje, że rodzicami zastępczymi z woli sądu zostają osoby, które nigdy nie powinny nimi zostać. Sądy zbyt często ustanawiają rodziców zastępczych, nie uwzględniając negatywnych opinii ośrodków lub centrów pomocy rodzinie. Kontrolerzy wykryli takie sytuacje w większości skontrolowanych ośrodków (70 proc.). Jaskrawym przykładem jest tu decyzja Sądu Rejonowego w Oleśnie, który ustanowił jako ojca zastępczego osobę wcześniej karaną, a dziecko nie miało zapewnionych potrzeb do prawidłowego rozwoju. W innym przypadku matką zastępczą została osoba, która porzuciła 4 własnych dzieci. Ten sam sąd ustanowił rodziną zastępczą osoby nie mające stałego źródła  utrzymania ani odpowiedniego mieszkania. Zdarzały się też osoby, które kochały dzieci nad życie i dlatego trzeba było wytaczać im procesy o pedofilię. Jednocześnie kandydaci na rodziców zastępczych zbyt często rezygnują, zniechęcani wymogami proceduralnymi
Z kolei ośrodki i centra nie zawsze monitorują sytuację dzieci w rodzinach zastępczych, tłumacząc to brakami kadrowymi. Aż 14 (ze skontrolowanych 40) ośrodków nie powiadamiało sądów o nieprawidłowym funkcjonowaniu rodzin, choć prawo nakłada na nie taki obowiązek. Sądy z kolei nie zawsze uwzględniały wnioski pozostałych 26 centrów lub ośrodków o rozwiązanie rodzin zastępczych, jeśli nie spełniały one swoich funkcji.

Ściganie podatników

Nasze miasta tracą rocznie miliony przez nieprecyzyjne zapisy prawa i bezczynność urzędników. Winni są głównie prezydenci miast, którzy nie kontrolują ani stanu zaległości, ani terminowości wystawiania upomnień i stosują jedynie najłatwiejsze środki egzekucyjne. W rezultacie zamiast pęczniejących kas urzędów mamy wydłużające się listy dłużników, a zamiast sprawnych mechanizmów – kolejne obszary korupcyjne – ostrzega Najwyższa Izba Kontroli.
W 15 miastach i 15 urzędach skarbowych NIK zbadała skuteczność ściągania podatków i opłat, które ustala i pobiera prezydent miasta (m.in.: podatków od nieruchomości, od posiadania psów, opłat targowych, uzdrowiskowych, parkingowych). Te kwoty to dochody własne miast – które często stanowią pokaźną ich część (ok. 20%) – i mogłyby być przeznaczane na finansowanie lokalnych inwestycji, czy rozwiązywanie lokalnych problemów. Ale nie są, bo system ich ściągania nie działa właściwie.

Wyszynk

Władze samorządowe nie weryfikują oświadczeń właścicieli sklepów oraz restauratorów o dochodach osiąganych ze sprzedaży alkoholu. Dzięki temu osoby te mogą wnosić zaniżone opłaty za zezwolenie na handel alkoholem. Zdaniem kontrolerów NIK taka praktyka stwarza możliwość wystąpienia korupcji.
NIK skontrolowała, jak samorządy radzą sobie z pobieraniem i wykorzystaniem opłat za zezwolenia na handel alkoholem. Kontrolerzy ujawnili przypadki nierównego traktowania sprzedawców alkoholu przy wydawaniu decyzji o cofnięciu zezwolenia (w Lidzbarku Warmińskim na 35 przypadków opóźnionych opłat wydano tylko 4 decyzje o wygaśnięciu zezwolenia; tłumaczono to ustnym poleceniem ówczesnego burmistrza) czy prolongowaniu opłat (przez burmistrza Drawska Pomorskiego oraz wiceprezydenta Piły). W niektórych przypadkach odstępowano też od zastosowania sankcji za jaskrawe naruszenie warunków sprzedaży alkoholu (w Bochni po kontroli Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych nie wszczęto postępowania, mimo picia alkoholu przez nieletnich i znalezienia alkoholu bez banderoli). To wszystko zdaniem inspektorów NIK, może wskazywać na występowanie korupcji.
NIK uważa, że korzystne byłoby ujednolicenie zasad wydawania zezwoleń i naliczania opłat na detaliczną i hurtową sprzedaż alkoholu. Pozwoliłoby to na ograniczenie obszarów występowania korupcji, której skutkiem jest nie tylko nierówne traktowanie sprzedawców, ale i zaniżanie opłat za zezwolenie na handel alkoholem. To w efekcie zmniejsza dochody gmin.
Kiepsko wygląda większość gminnych programów przeciwdziałania alkoholizmowi i narkomanii. Są zbyt ogólnikowe, pisane „hasłowo” lub przepisywane z krajowych, bez uwzględnienia lokalnych potrzeb i warunków.
Po kontroli NIK wystosowała do prokuratury 13 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

Postscriptum

Kontrolerzy z  NIK po sporządzeniu każdego raportu podkreślają, że nie należy ich posądzać o czarnowidztwo, gdyż audyty Izby nie sprowadzają się wyłącznie do  identyfikowania nieprawidłowości. Każdy zaś raport zawiera wnioski pokontrolne i legislacyjne. To, że stan państwa jest akurat taki a nie inny, to nie ich wina. Oni tylko stwierdzają fakty i wolni są od uprawiania propagandy sukcesu.

(raporty NIK zebrał i opracował Wacław Dominik)

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*