Wieść niesie, że niejaki Aleksander Macedoński, dowiedział się, że posiądzie władzę nad Azją, jeśli przetnie skomplikowany węzeł w pewnej świątyni Zeusa. Węzeł ten, zwany gordyjskim, był, jak łatwo się domyślić, tak chytrze i przemyślnie zaplątany, żeby rozplątać go było niepodobna. Aleksander przeto wziął miecz, węzeł przeciął i nad Azją zapanował.
Blisko dwa i pół tysiąca lat później i ponad dwa i pół tysiąca kilometrów na północ od świątyni w Gordion niejaki Bartłomiej Sienkiewicz wziął przykład z Aleksandra: wiedząc otóż, że węzeł prawny zaplątany wokół publicznych mediów jest nie do rozplątania wziął miecz – ustawę o spółkach handlowych – i węzeł ów przeciął ogłaszając likwidację tych trzech spółek. Różnica między greckim satrapą a polskim ministrem jest taka, że Aleksander nie musiał swojej decyzji niczym uzasadniać, jego wola była prawem, a Sienkiewicz musiał powołać się na wolę kilkunastu milionów obywateli wyrażoną parlamentarna uchwałą: że koniec z partyjną propagandą w publicznych mediach.
Różnica między decyzją Aleksandra i Sienkiewicza jest też taka, że ten pierwszy nie usłyszał słowa krytyki (niechby ktoś spróbował!) i przeszedł do historii, a drugiego krytykują wszyscy, a już dotychczasowi zarządcy publicznych mediów z furią nieopisaną. Zaś ciekawostką jest, że żywiołowo dzisiaj protestujący przeciw zabraniu im radia i telewizji politycy PiS, powołujący się na konstytucję, prawa i wolności mediów, osiem lat temu zrobili dokładnie to samo: użyli miecza. A mianowicie: nie mając jeszcze opanowanej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, konstytucyjnie upoważnionej do mianowania władz TVP i PR, powołali sobie ustawą Radę Mediów Narodowych i przyznali jej prawo powoływania prezesów telewizji i radia. A tak oburzony dzisiejszym działaniem władzy prezydent, wtedy ustawę ochoczo podpisał, bo uznał, że zgodnie czy niezgodnie z konstytucją, ale jego zwycięskiej partii telewizja się należy.
Powinien w tej sytuacji Bartłomiej Sienkiewicz powołać się na sławną opinię bohatera sławnej książki jego sławnego dziadka, że „jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy, to jest zły uczynek, a dobry, to jak Kali zabrać komu krowy”. Dziadek ministra pokazywał niższość cywilizacyjną murzyńskich plemion w porównaniu z prezentowaną przez dzielnego i uczciwego Stasia chrześcijańską cywilizacją, co w owych czasach było oczywistą oczywistością dla każdego czytelnika. Stąd powiedzenie „moralność Kalego” funkcjonuje w Polsce, jako przykład drastycznego egoizmu i nierozumienia zasad prawa. Lecz to wielkie nieporozumienie. Sienkiewiczowski bohater – było nie było syn króla – mówi, jak rasowy polityk, jak zwolennik odwiecznego prawa naturalnego.
„Powiemy wam również do widzenia w telewizji publicznej” – mówił 8 lat temu w Sejmie Marcin Horała i z trybuny sejmowej uzasadniał przejęcie przez PiS mediów, wbrew przepisom konstytucji: „Nie na tym polega demokracja, że pomimo że przegraliście wybory, to macie zachować władze w służbie cywilnej, macie zachować władzę w upolitycznionej telewizji publicznej”. A dzisiaj poseł Horała powiada, że „rząd może przejąć TVP – odczekawszy końca kadencji organów powołujących władze telewizji lub zmieniając ustawę w tym zakresie”. Czyli, że wy, nowa władza – inaczej niż my 8 lat temu – musicie przestrzegać prawa i chociaż przegraliśmy wybory, to mamy nadal rządzić telewizją, bo na tym polega demokracja. Kali lepiej by tego nie ujął.
Potępiana powszechnie „moralność Kalego” w polityce obowiązuje bez ograniczeń. Oburzony dzisiaj prezydent ułaskawiał dwóch panów, aby – chociaż skazani – mogli być posłami i ministrami, pędził z nart nocą, aby nad ranem powołać przyjaznych partii sędziów w Trybunale Konstytucyjnym, zgodził się na przerwanie kadencji niezależnej Krajowej Rady Sądowniczej i mianował do niej nowych, poparł likwidację służby cywilnej, świadomie rujnował Sąd Najwyższy.
Kto miecza dobędzie, ten z mieczem się zmierzy. Kali skorzystał z okazji, ukradł krowy, więc niech dzisiaj nie skarży się, że sąsiad mieczem odbiera zabrane. „Bwana kubwa”, Staś, spokojnie to Kalemu wyjaśni…
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis