KAŻDEMU WEDŁUG POTRZEB

Hitem przedwyborczego sezonu jest przebicie oferty  prezesa Kaczyńskiego – 800 złotych na dziecko od stycznia, więc po wyborach – przez przewodniczącego Tuska, aby te pieniądze dać już 1 czerwca. Bo dlaczego nie, skoro sytuacja budżetowa jest tak znakomita, jak oświadcza prezes Glapiński. I prezes ma problem.

A to dopiero początek licytacji. Na razie, oprócz tych 800 złotych, mamy na stole 13 i 14 emerytury – już nie, że będą albo nie będą dawane, ale – jeśli  PiS wygra – to będą ustawowo gwarantowane. I bezpłatne autostrady, jak u Niemców, oraz bezpłatne leki dla juniorów i seniorów, jak nigdzie, poza Kuwejtem i Arabia Saudyjską.

Czekamy na odpowiedź opozycji. Jeśli chodzi o emerytury, to jej piarowcy (ekonomiści tu nie mają nic do gadania) mogą prezesa zaatakować różnie: że obiecają prawdziwe dwie dodatkowe emerytury w wysokości otrzymywanych świadczeń (teraz są to tylko dodatki) albo że będą jeszcze 15 i 16, wypłacane hurtem z góry w styczniu. I będzie trzeba to jakoś przebić…

W sprawie autostrad Hołownia albo Tusk mogą obiecać dodanie w pakiecie bezpłatnego tankowania na autostradowych stacjach. Bo, jak to ujął wybitny poseł partii rządzącej, Polacy nie powinni płacić za jazdę po autostradach, a przecież koszt paliwa to też koszt tej jazdy. A bezpłatne leki? Kosiniak-Kamysz może zaproponować, aby były nie tylko bezpłatne, ale i bez recepty; jest lekarzem i wie, jak jest: seniorzy najlepiej widzą, jakich leków i ile im trzeba, zaniepokojone zdrowiem dziecka matki, jeśli konsultacje z przyjaciółką i babcią im nie wystarczą, mogą zawsze pogadać z farmaceutą.

Jak się rzekło, to dopiero początek wyborczej kampanii. Jest pewne, że jeśli PiS ogłosi program budowy 100 tysięcy komunalnych mieszkań i powie, że tym razem naprawdę je wybuduje, to Zandberg albo Czarzasty obiecają 100 tysięcy domków jednorodzinnych. A konfederaci zgłoszą program likwidacji podatków i budowy czterech nowych elektrowni na węgiel brunatny, bo najtańszy. Cokolwiek prezes z premierem i ministrem Błaszczakiem by nie wymyślili – to opozycja i tak może wylicytować więcej. Trzeba więc wymyśleć coś, co nie będzie do przebicia.

I mam pomysł na taką propozycję, przełomową: niech prezes powie, że jak będzie dalej rządzić, to wszystko będzie za darmo. Że spełni niegdysiejszy sen ludzkości, którego dotąd się spełnić nie udało: KAŻEDMU WEDŁUG POTRZEB. I zachwycony elektorat da PiS-owi mocną konstytucyjną większość, aby ten pomysł zrealizować.

Nie proponuję nic nowego i (nie jest to wpływ Władymira Władymirowicza, co może sprawdzić czerezwyczajna komisja); postulat, aby „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb” Karol Marks ogłosił  równo 150 lat temu i pomysł takiego urządzenia świata był nawet realizowany. Co prawda dla niemieckiego filozofa była to tylko idea, wizja nowego wspaniałego świata bez kapitału, kapitalistów, pieniędzy, własności, ale ze świadomą politycznie klasą robotniczą i pracującą inteligencją oraz chłopstwem, jednak od razu znaleźli się chętni do wdrażanie tej idei w życie.

Niestety, budowę nowego wspaniałego świata rozpoczęto nie – jak wyobrażał sobie Marks –  w najbogatszych państwach, w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii, ale w najbiedniejszej Rosji. I chociaż Lenin bardzo się starał, a Stalin jeszcze bardziej – udało się tylko częściowo. Później eksperyment kontynuował w Chinach bohaterski Mao Zedong, w Kambodży Pol Pot (temu udało się faktycznie zlikwidować i kapitalistów, i inteligencję i własność prywatną), a teraz ciągle biedzi się nad tym dynastia Kimów w Korei – sukcesu pełnego nie ma.

Nie ma, gdyż wszyscy oni źle zaczęli – budowę nowego świata należy zacząć nie od likwidacji kapitalistów, własności i państwa, ale od realizacji marzenia ludu, czyli obietnicy dawania wszystkim według potrzeb. Jesteśmy też, jak zapewnia prezes, krajem bogatym, na poziomie życia Niemców, Japończyków i Francuzów, a to warunek spełnienia marksowskiej idei.

Ogłosić przeto należy i zapewnić sobie sukces wyborczy, że bezpłatne będą nie tylko autostrady, leki, benzyna, elektryczne samochody, promy, leki, ale wszystko, i że pieniędzy – póki jeszcze są – też każdy dostanie, ile potrzebuje. Oznajmić też trzeba, że każdy pracuje, ile chce, według zdolności i chęci.

Rzecz jasna kluczową kwestią jest określenie tych potrzeb. Wybrana przez lud Władza sprawiedliwie zdecyduje, ile pieniędzy, mieszkań, kilometrów do przejechania, litrów benzyny i pieniędzy (póki są ważne!) należy się lekarzom, górnikom, emerytom, nauczycielom, itd. W takim nowym wspaniałym świecie pytanie, dlaczego jakaś pani zarabia w państwowej spółce 200 tysięcy, a nauczycielka 3 tysiące będzie bezzasadne. Bo tej pani tyle się należało, po prostu, a nauczycielce tyle. Bo takie mają potrzeby, przecież wiadomo, że różne.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*