Z analiz Urzędu Marszałkowskiego wynika, że im częściej pociągi odjeżdżają ze stacji we Wrocławiu, tym częściej mieszkańcy decydują się na korzystanie z nich. Spostrzeżeniu nie można odmówić trafności, gdyż w tej chwili dojazd samochodem do pracy w naszym mieście wymaga czasu i wyjątkowej cierpliwości. I to niezależnie, z której strony do niego wjeżdżamy.
Ostatnio marszałek Rafał Jurkowlaniec wystąpił z inicjatywą, aby po nieużywanych obecnie przez pociągi pasażerskie liniach kolejowych kursowały szynobusy i dowoziły mieszkańców z podwrocławskich miejscowości. Pojazdy już są. Marszałkowska spółka Koleje Dolnośląskie ma ich w tej chwili piętnaście, a do końca roku wzbogaci się o dalsze sześć. Torowiska są w niezłym stanie, przynajmniej te na trasach: Wrocław – Legnica, przez Nowy Dwór i Leśnicę, Wrocław – Wołów przez Pracze Odrzańskie i Wrocław – Jelcz Laskowice przez Wojnów. W czym tkwi więc problem? Otóż władze Wrocławia musiałyby się zgodzić na to, aby pociągi przejeżdżały w sześciu miejscach przez ulice, czyli w tych miejscach należałoby postawić szlabany. Czy się zgodzą? Nie wiadomo, bo jak na razie nie ma nawet terminu negocjacji urzędu marszałkowskiego z magistratem w tej sprawie.
Inny pomysł Urzędu Marszałkowskiego na poprawienie dojazdu do Wrocławia polega na reaktywowaniu połączenia do Świdnicy przez Klecinę i Wojszyce. Tutaj tory są tak zdewastowane, że PKP bez żadnych oporów powinno przekazać urzędowi ten odcinek trasy, a wtedy mieszkańcy południowych podwrocławskich miejscowości otrzymają łatwe połączenie z centrum miasta, więc samochody zostawią w domu.
Kolej we Wrocławiu
Przypomnijmy, że dwa lata temu pisaliśmy o propozycji, którą złożył w sierpniu 2002 roku władzom Wrocławia Adam Fularz – specjalista od ekonomiki transportu. Chodzi o wprowadzenie w mieście systemu szybkiej kolei miejskiej. Propozycja ta nawiązywała do systemu S–Bahn, który istniał w przedwojennym Breslau. Nikt w magistracie nie zainteresował się tym projektem. Co więcej, nie zdobył się nawet na grzecznościową odpowiedź. My też nie otrzymaliśmy ani linijki tekstu, choć sprawa jest dla naszego miasta arcyważna. Prezentujemy więc po raz kolejny fragmenty tego opracowania, licząc na to, że postępujący paraliż komunikacyjny Wrocławia wymusi wreszcie na władzach zainteresowanie się reaktywowaniem kolei, która znakomicie funkcjonowała za Niemców.
– To, co sugerujemy, to powrót do korzeni, do czynników, które rozwinęły Wrocław w czasie rewolucji przemysłowej – twierdzi Adam Fularz. – Proponujemy bowiem powrót kolei, tyle że w nowoczesnej, popularnej w Europie Zachodniej, formie Szybkiej Kolei Miejskiej (SKM). Kolej ta byłaby osią komunikacji zbiorowej miasta
i umożliwiałaby mieszkańcom szybkie przemieszczanie się po coraz bardziej rozwijającym się mieście. Na bazie doświadczeń niemieckich przygotowaliśmy projekt dla Wrocławia.
Zakłada on powołanie odrębnego podmiotu komunalnego do obsługi linii: przedsiębiorstwa Wrocławska Kolej Miejska sp. z o.o. Podmiot ten może powstać we współpracy z PKP, lecz musi być całkowicie odrębnie finansowany i zarządzany. Szczególnie we Wrocławiu, gdzie kolej odgrywała kiedyś tak ważną rolę i kształtowała układ przestrzenny miasta, jej misja jest ogromna. Kolej może spełniać rolę metra – czyli, podobnie jak w miastach niemieckich, stanowić podstawę całej komunikacji zbiorowej tego miasta. Do tego potrzebna jest wola władz, jak i zarządcy linii kolejowych na terenie miasta – Polskich Linii Kolejowych.
Instytut Rozwoju i Promocji Kolei
dokonał wizji lokalnej linii Wrocław Główny – Wrocław Psie Pole. Naukowcy stwierdzili, że linia ta jest wprost idealna dla wprowadzenia intensywnego ruchu pociągów miejskich o częstotliwości co 10 minut. Są przekonani, że jest ona odpowiednia dla obsługi dużego osiedla Wrocław Psie Pole. Co więcej, może ona kursować po linii poprowadzonej na przedwojennych estakadach i wiaduktach. Również architektura dworców Nadodrze oraz Głównego przywodzi na myśl skojarzenia z kolejami miejskimi w Europie Zachodniej. Dlatego też linia ta powinna
być pierwszą, najważniejszą linią kolei miejskiej i nosić oznaczenie S1. Na linii występuje konieczność dodania kilku nowych przystanków, lecz może to być wykonane w okresie późniejszym eksploatacji.
Możliwości rozwoju kolei miejskiej
na terenie Wrocławia są ogromne – przekonuje Adam Fularz. – Cała zachodnia część miasta ma bardzo ubogą infrastrukturę komunikacyjną i istnieje tutaj możliwość wprowadzenia kolei miejskiej w relacjach na największe osiedla – Kuźniki, Nowy Dwór, a także do Leśnicy, co znacznie przyspieszyłoby czas dojazdu do centrum miasta. Linie kolei miejskiej kursowałyby z Dworca Świebodzkiego:
• Linia S3 do Kuźnik – co 20 minut,
• Linia S4 do Nowego Dworu – co 20 minut,
• Linia S2 do Leśnicy – co 30 minut.
Ożyłby Dworzec Świebodzki, bowiem to tu wszystkie te linie rozpoczynałyby bieg. Średnicowa linia kolejowa nie mogłaby przyjąć takiego ruchu, natomiast ten porzucony przez PKP dworzec czołowy dobrze się do tego celu nadaje. Na skrzyżowaniu z linią średnicową S1 znajdzie się stacja przesiadkowa – «Węzeł». Będą możliwe dogodne przesiadki na linię S1 z Dworca Głównego do Psiego Pola – Zakrzowa.
Gdyby inicjatywę marszałka Rafała Jurkowlańca połączyć z opracowaniem Adama Fularza, to dojazd do Wrocławia i poruszanie się po mieście byłoby łatwe, szybkie i przyjemne. Ba, tylko komu uda się przełamać urzędniczą niemoc twórczą?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis