„–To wódka? – Na litość boską, królowo, czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus”. W „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa, tej najcudowniejszej z fantazji literackich, Behemot, wysłannik ciemności, przybiera postać czarnego kota. Czy można wyobrazić sobie bardziej fascynującego bohatera?
Bezszelestny. Błyskawiczny. Ciekawski. Drapieżnik idealny: kręgosłup jak sprężyna, gibkość, siła i słuch pięciokrotnie doskonalszy od ludzkiego. Potrafi wychwycić i zlokalizować nocny tupot myszy, schwytać ptaka w locie, upolować wirującą pod sufitem ćmę. Jego namiętności łowieckie zbliżyły go do człowieka – i to już jakieś 10 000 lat temu. Człowiek miał z tego poznania profity w postaci bezkompromisowego obrońcy zebranych na poletkach zbiorów. Co miał z tego kot? Kto wie, może właśnie człowieka? Bo – wbrew głęboko zakorzenionym mitom – koty są towarzyskie, emocjonalne i przywiązują się do opiekunów równie mocno jak psy, choć przywiązanie to okazują inaczej, dyskretnie, po kociemu.
Ta powściągliwość, uczucia wyrażane ledwie koniuszkiem ogona, leniwy dystans do świata i spokój w przymrużonych oczach sprawiały, że koty od zawsze uchodziły za istoty tajemnicze i nieprzeniknione. W starożytnym Egipcie oddawano im boską cześć. W Europie dawnych wieków przeciwnie – zwłaszcza te czarne traktowano podejrzliwie i uznano za narzędzie szatana. W dobie polowania na czarownice populację europejskich kotów tak zdziesiątkowano, że, jak mówią niektóre teorie, zaskutkowało to epidemiami czarnej śmierci, dżumy (pałeczki dżumy przenosiły pchły bytujące głównie na szczurach, a szczurza populacja rozrosła się ponad miarę, proporcjonalnie do spadku populacji kociej).
Nie miały więc koty z człowiekiem łatwego życia (choć psy, uznawane dawniej za zwierzęta nieczyste (stąd najczęstsza niegdyś obelga: „ty psie”), traktowano chyba jeszcze gorzej). Ślady tego, jak zawsze, odnajdujemy w języku. „Pierwsze koty za płoty”, frazeologizm do dziś używany, a wyrażający przekonanie, że początkowe efekty jakiejś pracy nie zawsze muszą być udane, wziął się z wiary, że pierwsze kocięta z miotu są najsłabsze, a zatem nieprzydatne, i trzeba się ich pozbyć (płot jest tu, jak się domyślamy, eufemizmem). „Biegać jak kot z pęcherzem” to opis dawnej wiejskiej zabawy, polegającej na przywiązaniu kotu do ogona świńskiego pęcherza i obserwowaniu, jak zwierzę miota się i skacze, próbując się go pozbyć. Niejasną etymologię ma powiedzenie „kupować kota w worku” (i ostrzeżenie – „nie kupuj kota w worku”), które zresztą ma swoje odpowiedniki w wielu językach. Historyk Kamil Janicki sugeruje, że wiąże się to z powszechną w średniowiecznych miastach praktyką handlowania kocimi skórkami (miały rzekomo chronić przed reumatyzmem i niwelować ból kręgosłupa). By zniechęcić złodziei, właściciele kotów wypalali im futro, tak by nie dało się z niego wypreparować niczego wartościowego. Trefne i uszkodzone skórki jednak się zdarzały, dlatego sprzedawano je workach. Językoznawczyni Katarzyna Kłosińska tłumaczy to jeszcze inaczej: handlowano też żywymi zwierzętami, które pakowano do worka, by nie zapamiętały drogi do domu i nie uciekły nowym właścicielom. Ciekawe jest wyjaśnienie filologa Antoniego Krasnowolskiego: przywołuje średniowieczną niemiecką legendę o monecie, którą można płacić nieskończenie wiele razy i która zawsze wraca do właściciela. Aby ją zdobyć należało dobić targu z diabłem – w noc noworoczną złapać kota, wsadzić do worka i zasupłać ten worek 99 razy. Po czym znaleźć kościół, obejść go trzykrotnie, a potem zapukać i wywołać zakrystiana. Zamiast niego zjawiał się diabeł, którego należało zapytać, czy nie chce kupić zająca. A gdy się już zgodził, wziąć monetę i szybko się oddalić, nim diabeł się zorientuje, że w worku jest kot.
Wiele sensu w tej legendzie nie ma, ale zaczynam podejrzewać, że inspirował się nią Bareja, gdy tworzył swoją słynną scenę polowania w „Misiu”, w której kot z dopiętymi uszami zająca ucieka na drzewo.
O kotach można w nieskończoność, o czym wiedzą wszyscy kociarze. Pojawiają się w filmach, piosenkach, komiksach, internetowych memach i oczywiście w książkach, nie tylko u Bułhakowa. Choć tego ostatniego warto jednak przywołać raz jeszcze. W cytacie tym wyjaśnia, dlaczego koty często mają wygląd rzezimieszków – i niech to będzie najlepsza puenta: „Cóż na to poradzić, że tak wyglądają? Nie bierze się to bynajmniej stąd, że są fałszywe, lecz stąd, by ktoś potężniejszy od nich — pies lub człowiek — nie uczynił im krzywdy. Skrzywdzić kota jest bardzo łatwo, ale, wierzcie mi, żaden to honor, żaden!”
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis