Zadzwonił Czytelnik i zaczął krzyczeć: ”MY nie chcemy, żeby pan pisał te swoje felietony, uprawiał politykę. Nie życzymy sobie!”. Takich telefonów, a też listów, maili i różnych takich (a zawsze jest MY potępiamy, zabraniamy itd.) każdy autor dostaje na pęczki, ale tym razem furię Czytelnika wzbudził felieton, w którym przypomniałem słowa raczej niekwestionowanych autorytetów: Chrystusa w Kazaniu na Górze, Konfucjusza w „Dialogach” i Kanta w „Krytykach”. Żeby ludzie „czynili tylko to, co chcieliby, aby im czyniono” (Mt 7,12), a wtedy świat byłby piękny, spokojny, bezpieczny i szczęśliwi bylibyśmy wszyscy.
To oczywiście całkowita utopia. Człowiek jaki jest, każdy widzi i wie. Nawet jeśli jest z natury dobry (jak twierdzą niektórzy filozofowie), to natura ta jest głęboko ukryta, rzekłbym unieważniona przez konieczności przetrwania. Na poziomie elementarnym chodzi o zdobycie jedzenia, prokreację i bezpieczeństwo dla siebie i rodziny, na wyższym poziomie – o dominację, zasoby i oczywiście o władzę.
Są to kwestie od kilku tysięcy lat frapujące myślicieli, fundamentalne też dla wszystkich systemów religijnych, i zapewne nie one wzbudziły silną irytację naszego Czytelnika. Jemu, jak się domyślam, chodziło o to, że zilustrowałem te moralne postulaty sugestią, aby zwolennicy, dajmy na to, prezydenta Dudy spojrzeli na wydarzenia oczami zwolenników prezydenta Komorowskiego: co by myśleli, gdyby to prezydent Komorowski podpisywał, nawet nocą, ustawy zmieniające porządek prawny RP, podporządkowujące swojemu rządowi i partii sądy. Czy też głosiliby, że skoro wygrał wybory, to może?
A może by tak mówili? Bo jest w Kantowskim imperatywie – „Postępuj tak, jak byś chciał, aby zasada twego działania obowiązywała powszechnie” – tylko pozorna oczywista oczywistość, a mianowicie, że wypełniając go nie będziemy czynili zła, gdyż nie chcemy, aby nam zło czyniono. Pozorność polega na tym, że definicja zła może być nadzwyczaj subiektywna. Dam przykład. Sąsiad nad nami urządza nocne imprezy, huk taki, że meble drżą, pies chowa się do szafy, więc wreszcie idziemy do sąsiada i prosimy, żeby przestał. I argumentujemy: czy chciałby pan, żeby to panu nocą urządzać takie piekło? A sąsiad odpowiada, że nie ma nic przeciwko, bo jemu to nic a nic nie przeszkadza, wręcz to lubi. I co, diabli wzięli całą logiczną konstrukcję, Kanta, Konfucjusza i ewangeliczny przekaz, aby czynić innym to, co chciałoby się, aby nam czyniono.
Bo nie da się zdefiniować zła (ani dobra) we wszystkich jego możliwych objawach i postaciach, nie da się spisać takiej wyczerpującej listy. Dlatego też nie powstał nigdy i pewnie nigdy nie powstanie kodeks prawny uwzględniający wszystkie możliwe występki i kary; życie ma większą wyobraźnię od wszystkich razem jurystów. Nie będzie też nigdy w żadnym państwie konstytucji, w której nie można by znaleźć sposobów, aby najjaśniejsze nawet postanowienia ominąć. I dlatego wymyślono sądy karne, cywilne, administracyjne i konstytucyjne, koniecznie – jeśli mają mieć szanse sądzenia – niezależne od władzy. Bo cóż to za sąd, jeśli rządzi nim prokurator, i to jeszcze generalny?
A na koniec, żeby nie było, że jestem politycznie stronniczy. Namawiam otóż tych wszystkich kodowców wieszających na pomnikach koszulki z napisem „konstytucja”, aby – w myśl ewangelicznego przekazu – pomyśleli, czy byłoby im miło, gdyby to władza takie koszulki z napisem „konstytucja” na pomnikach w całej Polsce wieszała? A mogłaby, bo przecież władza twierdzi, że szanuje konstytucję. Czy nie byłoby im, lewakom, przykro i smutno, poza tym, że śmieszno i straszno?
I przy okazji Waldemara Majora Frydrycha pomarańczowo pozdrawiam: krasnoludki wiecznie żywe!
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis