Kryzys

fot. http://www.flickr.com/photos/cafemama/ / CC BY-NC-SA 2.0

Było tak: leśnymi duktami pędziło quadami dwóch młodzieńców i jeden z nich rozjechał idącą leśną dróżką kobietę. Kobieta zmarła. I czytam w gazecie, że proces w tej sprawie trwa już ponad trzy lata i końca nie widać. Biegli orzekli, że quad jechał z szaleńczą prędkością, że nie było żadnych śladów hamowania, więc sprawa wydaje się oczywista. Ale, jak widać, nie jest. Sąd rozważa na kolejnych rozprawach różnorakie wątpliwości.

Bo może mamusia wtargnęła pod pojazd, jak twierdzi sprawca? A może młodzieniec, siadając do supermaszyny, zdolnej pędzić po bezdrożach i 100 kilometrów na godzinę, nie mógł przewidzieć skutków takiego pędzenia? A może policja nie dość porządnie zabezpieczała ślady na miejscu? A tak, nawiasem mówić, sprawca zamiast po karetkę, zadzwonił do znajomego policjanta po poradę. Więc sąd się biedzi, waży racje, słucha stron, zamawia kolejne ekspertyzy i opinie – a czas leci.

Takie historie krążą wśród ludu i są obrazem kryzysu państwa, a nie kilka dni zwłoki w liczeniu głosów wyborców. Owszem, awaria systemu komputerowego Państwowej Komisji Wyborczej jest skandalem, ale to jednak incydent. Tylko incydent, chociaż też oczywiście świadczy o niekompetencji jakichś tam państwowych służb czy ignorowaniu procedur. I nie z powodu takiego incydentu należy wołać, że państwa nie ma i dewastować to, co jeszcze z tego państwa pozostało.

Państwo polskie wymaga natychmiastowej naprawy. Nie może być tak, że sąd nie rozpozna w najwyżej pół roku tak oczywistej sprawy, jak opisana wyżej. Facet pędził po leśnej wyboistej drodze, nie zatrzymał się, widząc spacerowiczów, nawet nie zwolnił! Więc nad czym tu debatować i rozmyślać?

Sądy są niezawisłe, czyli nie podlegają rządowi i partiom politycznym, ale są częścią państwa. Bez sądownictwa nie ma państwa. To wynika z definicji państwa, z całego historycznego doświadczenia i aktualnego dorobku teoretyków. Państwo to sądy, policja, wojsko i skarb. Skrajni liberałowie powiedzieliby, że nic więcej nie potrzeba, no, może jeszcze drogi, mosty, ewentualnie energetyka. Zapytajcie Korwina-Mikke.

To prawda, że nowoczesne państwa zajmują się edukacją, opieką zdrowotną, emeryturami, zasiłkami dla biednych i czym tam jeszcze. Jednak  państwa na tych obszarach działają raptem od 100 lat z okładem, i to tylko dlatego, że była francuska Rewolucja, później związki zawodowe, później różni socjaliści i komuniści. I te zdobycze mogą być realizowane tylko wtedy, kiedy państwo realizuje swoje podstawowe cele: bezwzględnie, szybko i skutecznie egzekwuje prawo i porządek i gwarantuje obywatelem bezpieczeństwo.

Kryzys państwa objawia się właśnie tym, że posłowie latami dyskutują o in vitro, aborcji, związkach partnerskich, a nawet o spółdzielniach mieszkaniowych, a nie zajmują się porządkowaniem sądownictwa czy poprawą skuteczności policji. Kryzys państwa to informacja, że jakiś komornik się pomylił (albo i nie!) i zabrał majątek niewinnemu obywatelowi, a sądy i władza państwowa rozkładają bezradnie ręce. Kryzys państwa to w równej mierze katastrofa smoleńska (nieprzestrzeganie procedur, lekceważenie przepisów), jak i setki nieruchomości i placów odbieranych warszawiakom przez hochsztaplerów z kwitami niby-spadkobierców. Kryzys państwa to także tysiące prywatnych gabinetów lekarskich, w których ubezpieczeni (obowiązkowo!) pacjenci muszą płacić za poradę.

Posłowie fałszujący delegacje to najmniejszy problem państwa w kryzysie.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*