Prokuratorskie zabiegi, aby ukarać senatora Piesiewicza są nieporozumieniem. Ale utrzymanie immunitetu przez kolegów senatorów też uważam za drwinę z prawa.
Senator Romaszewski powiedział, że prokuratura nie miała żadnych przekonujących dowodów przestępstwa, a wredni i podli szantażyści nie powinni być w ogóle słuchani. To prawda, ale o tym, czy ktoś jest winny czy niewinny ma decydować niezawisły sąd, a nie koledzy obwinionego.
Oczywiście, że senator Piesiewicz jest niewinny. Każdy ma prawo we własnym domu ubierać się (albo rozbierać) dowolnie, uprawiać seks w jakich tylko chce konfiguracjach homo i hetero, a także – to dla mnie oczywiste – może ćpać do woli, co tylko chce, bo to jego zdrowie, jego mózg się ewentualnie zlasuje. Ale to pan senator Romaszewski właśnie wraz z pozostałymi senatorami radośnie zaakceptowali pomysł panów posłów, aby karać za posiadanie narkotyków – jakichkolwiek i jakiejkolwiek ilości. Ten idiotyczny, szkodliwy wielce paragraf politykom nadzwyczajnie się podoba, bo taki pryncypialny!
Posłom i senatorom podoba się każdy paragraf czegoś tam zakazujący obywatelom albo nakazujący. Nie ma miesiąca, żeby jakichś tam praw nam nie odbierali albo nie starali odebrać. Oni na Wiejskiej wiedzą lepiej, co dla obywatela dobre, co powinien myśleć i jak o siebie dbać. Tacy są mądrzy.
Ale kiedy dochodzi do zagrożenie paragrafem kogoś z ich paczki – o, to co innego. My – elita! – się nie zgadzamy, prokurator niech spada na drzewo. Sądy i prokuratury są dla maluczkich i dla tych, których nie lubimy – taka jest wymowa środowej uchwały Senatu RP. Jak za posiadanie dwóch działek „marychy” policja zapudłuje Kowalskiego – nie ma sprawy. Senator Romaszewski powiedziałby z troską: dura lex, sed lex, porządek musi być.
Jest pewne, że gdyby pan były poseł Łyżwiński był z dobrego solidarnościowego lub przykościelnego towarzystwa, a nie z obrzydliwej wsi i Samoobrony, na pewno nie siedziałby bez sądu w areszcie już trzy lata. A siedzi, pani Aneta powiada, że ją zniewolił. Jednak ten oczywisty gwałt na praworządności (a nie na pani Anecie) jakoś pana senatora Romaszewskiego nie trapi. W odróżnieniu od pachnącego i oczytanego mecenasa, kolegi z towarzystwa, Łyżwiński jest brzydki i prostak, to niech siedzi nawet do końca świata i jeden dzień dłużej.
Los niejakiego Lwa Rywina też ani panu Romaszewskiemu ani innym senatorom nie spędzał snu z zapracowanych powiek. Rywin żadnej łapówki nikomu nie dał, żadnej łapówki też nie wziął, nie był też członkiem żadnych organów władzy państwowej czy samorządowej, kiedy rozmawiał z Michnikiem. Ale został skazany, osadzony i społecznie zamordowany. Bo tak wszystkim pasowało.
W czwartek, dzień po obronie kolegi, senatorowie zajęli się dalszym umacnianiem moralności. Uchwalili, że każda próba zdejmowania krzyży w miejscach publicznych jest zamachem na narodową godność. Każdy zaś, kto taki pogląd kwestionuje – jest narodowym odszczepieńcem. I w poczuciu dobrze spełnionego patriotycznego obowiązku poszli do bufetu.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis