O tym, że ojcem wrocławskiego Rynku, czyli salonu miasta, jest Bogdan Zdrojewski, wiedzą wszyscy mieszkańcy i nie tylko. A jak wiadomo, każdy ojciec ma prawo od czasu do czasu skarcić swoje dziecko. No i w „Gazecie Wyborczej” mówi między innymi tak: „Wrocław jest metropolią. Ma obowiązek posiadać salon. Dla wszystkich. Profesorów i kibiców. Starszych i dzieci. Ale to musi być duma miasta i obowiązkowe miejsce spaceru. Ma być czyste, bezpieczne i przyjazne. Dziś oferta idzie w kierunku bylejakości i braku szacunku do historii. W luksusowym domu towarowym jest dyskont, a pryncypialna ulica miasta straszy zamalowanymi witrynami szmateksów. Tak nie może być”.
Większym optymistą jest Stanisław Huskowski, następca prezydenta Zdrojewskiego. Na łamach tej samej gazety stwierdza: „ Myślę, że wraz z kryzysem miną chude lata wrocławskiego Starego Miasta. W ostatnich latach spadł popyt na ekskluzywne marki i eleganckie usługi, a więcej ludzi wybiera Żabki i Biedronki. Trudno im się dziwić. Ale moim zdaniem to minie. Trzeba jednak konsekwentnych starań władz miasta i czasu”.
Miłościwe nam panujący prezydent Rafał Dutkiewicz pisze na łamach „Gazety Wyborczej”: „Nie zgadzam się z ogólna tezą Bogdana Zdrojewskiego dotyczącą wrocławskiego Rynku. Materialnie jest on w lepszym stanie niż dziesięć lat temu – jest więcej odnowionych kamienic. (…) Podobnie jak więcej jest w Rynku lokali gastronomicznych, i to całkiem udanych (…)”. Puentuje zaś swoją wypowiedź stwierdzeniem: „Nie wiem, co lubi Bogdan Zdrojewski, ja uważam, że samochodem wjeżdża się do garażu, a nie do salonu”.
Paweł Czuma, były rzecznik prasowy prezydenta, a od czerwca br. wiceprezes Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej twierdzi, że nie polemizuje z Bogdanem Zdrojewskim, ale „rozprawia się z podstawowymi tezami jego wypowiedzi”. I dalej: „Rynek przeżywa kryzys. Ta teza musi brzmieć zabawnie w uszach tysięcy wrocławian i turystów, którzy codziennie od rana do późnej nocy tłumnie korzystają z uciech tego szczególnego miejsca. W samym Rynku restauracji i pubów jest więcej niż pod koniec Pańskich rządów”. Na koniec zaś swojej „rozprawy” stawia pytanie: „Warto więc, żeby odpowiedział Pan na pytanie, kiedy jako poseł i minister – były prezydent dużego miasta – zaproponował Pan ustawy ułatwiające samorządom kształtowanie przestrzeni publicznej?”.
Widać, że od czasu zakończenia kariery urzędnika samorządowego, Pawłowi Czumie wróciła ostrość spojrzenia i nabrał zadziwiającej odwagi. Szkoda, że go nie było na rogu Rynku i Świdnickiej. W tym miejscu „korzystali z uciech” chłopcy wyposażeni w pałki i kastety, zaś rączki same im się podnosiły w hitlerowskim pozdrowieniu. Rosyjskiemu śpiewakowi przy pomocy posiadanych narzędzi „wytłumaczyli” jak widzą festiwal Nowe Horyzonty w wydaniu jedynie słusznego ruchu narodowego. Może wtedy pan Paweł Czuma stanąłby w jego obronie? W końcu jest z niego kawał chłopa. Bo akurat tak się złożyło (i to nie pierwszy raz), że w tym „szczególnym miejscu uciech” ani straży miejskiej, ani policji nie było.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis