Ujrzałem onegdaj znajomego hydraulika, zatroskanego jakoś nadzwyczajnie, siedzącego na szklanicą ciemnego browara w lokalu „Literatka”; unosiła się nad mistrzem od zaworów chmura tytoniowego smogu, otaczał go gwar stolikowych dyskusji, ratuszowy dzwon wybijał cierpliwie mijające kwadranse.
Pomyślałem, że mistrz – wielbiciel Gołubiewa i krakowskiej szkoły historycznej – duma nad senacką debatą o Mieszku I i stąd frasunek na jego twarzy. Przysiadając się i zamawiając sobie też browara (hydraulik nie cierpi, kiedy się popija z jego kufla) pocieszyłem go więc, że jeśli senat uchwali uroczyście, że Mieszko wielkim Polakiem był, to przecież od takiej uchwały indeksy WIG na warszawskiej giełdzie nie spadną, a zakończy się wreszcie spór stuletni toczony przez krewkich profesorów: czy Mieszko był Normanem, czyli, o zgrozo, rasy nordyckiej, czy z wielkomorawskiego rodu książęcego, czy też miał krew z krwi naszej ojczystej.
– Moc senatu jest wielka, to prawda – mruknął hydraulik, – mogą nawet uchwalić, że był szatynem o orlim nosie i przenikliwym spojrzeniu w przyszłość. Profesor Urbańczyk się ucieszy, bo napisał niedawno całą księgę o tym, że nic o Mieszku nie wiemy, nawet, jak miał na imię…
– Ale zaraz po Mieszkowej, hołdowniczą uchwałę powinni senatorowie podjąć na cześć Wandy, która nie chciała Niemca. Niech Merkel wie, że prędzej w Wisłę skoczym, niż poddamy się germańskiemu dyktatowi – usłyszeliśmy naraz zdecydowany głos. To wołała pani magister ciągnąc krzesło do naszego stolika i rzucając na parapet futro z rudych szynszyli z sobolowymi wkładkami, bo właśnie wybierała się na wiadomą demonstrację. – Niech się pan, mistrzu, nie martwi i patrzy pozytywnie.
– Ależ ja nie o senackich historycznych deliberacjach myślałem – zaprotestował hydraulik. – Jeśli troskę widać na moim spracowanym obliczu, to z powodu moich ambicji rozbudzonych nowymi możliwościami awansu. Myślę, jak je wykorzystać, te nowe szanse.
Widząc zdumienie na naszych twarzach, wyłożył nam hydraulik swój problem. Otóż zapewniła go pani premier, a też poseł Błaszczak, że likwidacja konkursów i rezygnacja z warunków wykształcenia i doświadczenia przy ubieganiu się o najwyższe stanowiska w administracji państwowej służy sprawiedliwemu dostępowi wszystkich obywateli do służby cywilnej. Koniec preferowania tych wykształconych czy doświadczonych. Hydraulik władzy ufa, taki już jest, przeto postanowił z tej szansy skorzystać i rozważa, czy ubiegać się o dyrektorstwo w Państwowej Inspekcji Pracy czy lepiej w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej. A może, jak pomyślał w piątek przy goleniu, w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości? Co myślicie? – zapytał nas pełen nadziei.
Ja nic nie myślałem. Pani magister pomyślała o jeszcze jednej mocnej kawie z whisky w środku i o kolejnym mentolowym na zakąskę. Milczeliśmy. Bo jak wytłumaczyć człowiekowi, że, owszem, w myśl nowej ustawy o służbie cywilnej każdy obywatel może objąć każde stanowisko, ale tylko teoretycznie, hipotetycznie. Kiedy niejaki Lenin pisał, że praczka może rządzić państwem, to nie oznajmiał przecież, że zaraz odda władzę w ręce jakiejś praczki. Wręcz przeciwnie: oznajmiał, że teraz musi wzmacniać władzę swoją i swojej partii, bezwzględnie zwalczać wrogów, żeby zbudować takie piękne państwo, którym nawet praczka da radę rządzić. A już hydraulik na pewno.
– To niedobry przykład. Lepiej wróćmy do Mieszka – zaproponowała pani magister. – Nie wiemy, jak się nazywał, gdzie mieszkał, jakim językiem mówił, ale wiemy, że państwo zbudował i każdy miał równe szanse w tym państwie robić urzędniczą karierę. Bez wykształcenia i doświadczenia też. Warunek był jeden jedyny: miał słuchać Mieszka i nie dyskutować.
– Jestem gotowy – szepnął hydraulik. – Ale jak oni robili, żeby Mieszko o ich gotowości się dowiedział?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis