Tym obrazkom przyglądała się chyba cała Polska – długie kolejki ludzi, ustawiających się przed krakowskim schroniskiem dla zwierząt, by zabrać do domów tamtejsze psy przed nadchodzącą falą wielkich mrozów. Odzew na apel o przygarnięcie, choćby na chwilę, zwierząt był tak duży, że zaskoczył nawet samych pracowników schroniska. W dwa dni odebrano stamtąd ponad 100 psów. Anegdotycznie brzmi historia o strażnikach miejskich, którzy przyjechali z interwencją (bo pod schroniskiem zrobiło się tłoczno i okoliczni mieszkańcy skarżyli się na nieprawidłowo zaparkowane samochody), a wyjechali stamtąd z psem Mombajem.
Oczywiście powstały z tego w mediach społecznościowych rozliczne relacje, zaroiło się też od zdjęć, na których świeżo odebrane psy polegują na kanapach w otoczeniu świątecznych światełek, puchatych koców i uśmiechniętych twarzy. Zdjęciom towarzyszyły komentarze, a w nich serduszka, lajki, gratulacje i wyrazy podziwu. I bardzo nie chciałabym wyjść tu na popsuj-zabawę, na marudę, co wiecznie nosem kręci i krytykuje każdy z pomysłów, ale przyznam, że gdy patrzyłam na ten wielki wybuch entuzjazmu, myślałam tylko o tym, co będzie dalej. No bo przecież mrozy kiedyś się skończą, a psy wrócą do swoich klatek. I co wtedy?
Nie tylko mnie taka myśl zaświtała w głowie. Behawiorystka Aneta Awoniuk zwróciła uwagę, że takie akcje robią dobrze przede wszystkim ludziom. „Jesteśmy narodem, który doskonale funkcjonuje w tym, żeby za porywem serca zrobić coś wspaniałego”, mówiła na antenie radia Tok FM. Tymczasem może zamiast takich spontanicznych akcji, warto byłoby zainwestować choćby w ocieplane pawilony dla zwierząt? Nie bawić się ich emocjami i nie wystawiać ich na takie próby. Bo, jak dodawała, „behawioryści i ci, którzy apelują o przemyślane adopcje, dobrze o tym wiedzą – psy, które wracają do schroniska, są zniszczone psychicznie”.
Jak jednak zmierzyć cierpienie psychiczne zwierząt i czy w ogóle mamy na to ochotę? Niejednokrotnie pisałam już, co robimy naszym braciom mniejszym. „Pieska dola”, „pieski żywot”, „pieski świat” – mówiąc krótko: nic dobrego. A przecież te pieskie dole dotyczą nie tylko piesków, ale też kotów, chomików, papużek. Jak na ironię, w czasie, gdy w Krakowie trwała wielka akcja serc, w Poznaniu, na jednej z posesji, znaleziono przykutego łańcuchem do płotu kota, który za nocleg miał jedynie drewnianą nieocieploną budę. Interweniowała fundacja dla zwierząt, w asyście policji. Właściciele tłumaczyli zdumionym funkcjonariuszom, że kot jest aktualnie na spacerze. W Tomaszowie Mazowieckim ktoś wystawił na klatkę schodową szczeniaczka i przywiązał do barierki. A że działo się to w Wigilię, przypuszcza się, że piesek był nietrafionym bożonarodzeniowym prezentem. W Warszawie ktoś wyrzucił na śmietnik świnkę morską w reklamówce. Gdyby nie szybka interwencja, zwierzątko pewnie nie przeżyłoby nocy.
Doprawdy nie wiem, jak przekuć ten malkontencki felieton w optymistyczną puentę. Chyba wypadałoby sobie życzyć, aby wszystkie psy przygarnięte z krakowskiego schroniska zostały w swoich tymczasowych domach już na zawsze. Ale, jak wiemy, cuda nie zdarzają się często. Praktycznie rzecz biorąc, prawie nigdy.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis