Myślenie jest przereklamowane. Bo wiadomo – im bardziej człowiek myśli, tym więcej ma wątpliwości i tym trudniej mu cokolwiek zdecydować. Niepotrzebnie więc różni malkontenci i dżenderowcy mają za złe władzy, że mądrych nie pyta, konsultacji nie urządza.
Znamy wszyscy bajkę Fredry o osiołku: tak długo się zastanawiał, czy zjeść siano, czy zjeść owies, że w końcu, nie mogąc się zdecydować, umarł był biedak z głodu. A to dlatego, że osioł to przemądrzałe zwierzę, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję musi – o czym wie każdy hodowca – głęboko się zastanowić, rozważyć wszelkie za i przeciw. I hrabia Fredro słusznie wykpił te ośle wady, pokazał do czego prowadzi nadmiar rozmyślań: do klęski.
Weźmy taki najświeższy przykład – problem wyboru, czy pieniędzmi z funduszu solidarnościowego pomagać niepełnosprawnym czy emerytom. Gdyby projekt ustawy zmieniającej cele działania tego funduszu (żeby z jego konta nie płacić za wózki inwalidzkie czy rehabilitację, ale dać na tzw. 13 emeryturę) był projektem rządowym a nie poselskim, musiałby ten projekt przejść żmudną drogę konsultacji resortowych, prawnych, a też społecznych. Byłoby gadania i pisania od cholery, hamletyzowania, zgłaszania niezliczonych uwag i jeszcze więcej wątpliwości. Bez sensu!
Długo by roztrząsano, czy lepiej dać pomoc tym przykutym do łóżek biedakom i zajmującym się nimi całodobowo opiekunom, czy też lepiej dać emerytom. W końcu nie dostaliby tej forsy ani jedni, ani drudzy, a forsa poszłaby do górników albo na rządową telewizję. Dlatego pan prezes podjął słuszną decyzję, aby projekt ten zgłosili jego posłowie, bo oni nie muszą myśleć – myśli za nich prezes i już! Decyzja taka jest oczywiście słuszna: emerytów jest sto razy więcej niż głęboko fizycznie czy psychicznie upośledzonych. Ich prawem, bezwzględnie u nas głoszonym i surowo przestrzeganym, jest się urodzić. A potem niech sobie radzą sami.
Dużo złego w sprawie pochwały myślenia robi popularność powiedzenia niejakiego Rene Descartesa, zwanego Kartezjuszem: „Cogito ergo sum”. Większość ludzi owo „myślę, więc jestem” rozumie błędnie, że niby jest się, kim się jest, bo się coś tam myśli. Bzdura! Gołym okiem widać, że ludzie są, kim są – na przykład posłami, senatorami, ministrami a nawet prezydentem – tylko dlatego, że maksymalnie ograniczają własne myślenie; o tym, co i jak w każdej sprawie mają myśleć, dowiadują się z codziennych sms-ów i maili wysyłanych z partyjnej centrali. Rezygnacja z własnego myślenia na rzecz dyrektyw odgórnych obowiązuje, rzecz jasna, i gwarantuje karierę również w urzędach, korporacjach, szkolnictwie, sądownictwie, wszędzie. A tak w ogóle, to o tym, co i jak myśleć dowiadujemy się z telewizji.
Gdyby francuski filozof napisał „Cogito ergo sum oboediens” – byłby bliższy fundamentalnej prawdy, chociaż wątpliwe, czy byłby wtedy podziwianym od blisko 400 lat Kartezjuszem. Bo jakież to odkrycie, że człowiek myślący jest człowiekiem posłusznym? Wszak każdy wie, że „pokorne ciele dwie matki ssie”, żadna to filozofia…
Myślenie wprowadza zamęt w uporządkowany świat. Oto dowód: dwóch sędziów Trybunału Konstytucyjnego zaczęło publicznie wyrażać wątpliwości, czyli myśleć. A przecież nie po to ich tam posadzono, żeby myśleli. I proszę, ile od razu komplikacji, awantur, ile hałasu i głosowań, żeby wybrać dwoje stuprocentowo posłusznych: duet Pawłowicz i Piotrowicz. Po co to wszystko? Po nic, i tak jest, jak ma być.
Uczeni, żeby wykazać różnicę między zwierzęciem a człowiekiem przeprowadzają tzw. test lustra. Kartezjusz na to nie wpadł! Goryl, na przykład, nie wie, że widzi siebie w odbiciu (widzi rywala), więc testu nie zdaje. Ale już delfin test zdaje: wie, że to siebie widzi, czyli ma świadomość swojego istnienia. Indywidualności: ja jestem ja! Ludzie, oczywiście, zdają ten test bez problemu, ale – jeśli chcą robić kariery – wolą tłuc lustro. To jest myśl!
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis