Nie dajmy się zmanipulować!

Zbliżają się wybory i widać, że demokracja jest w kryzysie. Nie tylko w Polsce, ale to żadna pociecha. Programy partyjne oraz kompetencje kandydatów do rządzenia przestają mieć większe znaczenie w kampanii wyborczej. Na użytek wyborów, czyli dla elektoratu, dla mas – preparowany jest przez specjalistów od marketingu obraz kandydata i tylko ten obraz prezentowany jest w telewizyjnych spotach, na bilboardach i w gazetach.

Obraz ten nie ma wiele wspólnego (często nic!) z rzeczywistymi poglądami, postawami czy charakterem kandydata. Tak, jak tworzy się w agencjach reklamowych rynkowy wizerunek margaryny, szamponu, napoju owocowego czy samochodu – tak tworzy się dzisiaj wizerunek kandydata do władzy. Bada się preferencje rynkowe, czyli ustala się, co się ludowi podoba, czego lud by chciał – i to się ludowi pokazuje.
Sztaby fachowców od tzw. marketingu politycznego, uczonych socjologów i psychologów społecznych, specjalistów od public relations tudzież kosmetyków, fryzjerów i krawców tworzą coś, co ma spełnić – owe zmierzone, zdefiniowane i naukowo sprecyzowane – oczekiwania potencjalnych nabywców politycznego towaru, czyli elektoratu. I tworzą to coś!

Kandydat do władzy nie mówi więc tego, co myśli – ale mówi tylko i wyłącznie to, co mu sztab wyborczy napisał, że ma powiedzieć. Nie wygląda kandydat tak, jak naprawdę wygląda – ale tak, jak go zrobili wizażyści. Nie zachowuje się tak, jak by się naturalnie zachowywał – ale tak, jak przewiduje opracowany w sztabie scenariusz. I poglądy prezentuje kandydat nie swoje własne, broń Boże – ale takie, jakie trzeba prezentować, aby poszerzyć grupę docelową i podnieść słupki procentowe. I dla słupków zrobi się wszystko:

 Trzeba po 15 latach zgodnego (ale tylko cywilnie zarejestrowanego) małżeństwa wziąć huczny ślub kościelny – bierze się ślub! Byle to pokazali w telewizji i w tabloidach.
 Trzeba po 30 latach hołdowania myśliwskiej pasji wyrzec się tego nałogu – wyrzekamy się! Byle w telewizji o tym powiedzieli i w tabloidach pochwalili.
 Trzeba iść na pielgrzymkę sołtysów do Lichenia, bo konkurent powędrował na pielgrzymkę do Piekar Śląskich – idzie się na pielgrzymkę. Chociaż dzień później trzeba mówić o konieczności budowy nowoczesnego społeczeństwa i nowoczesnego państwa. Nie ma sprawy, jaki problem – mówimy już przecież do innej grupy docelowej, więc możemy mówić coś zupełnie innego, niż wczoraj!
 Trzeba, będąc zaprzysięgłym kawalerem, pokazać się z dziećmi, bo konkurent spłodził pięcioro własnych – to się jedzie z prezentami do wybranej rodziny zastępczej i pokazuje w tłumie dzieciaków. Nieważne, że cudzych – liczy się obrazek.
 Trzeba po 20 latach dzielenia Polaków na tych prawdziwych i fałszywych, na patriotów i zdrajców, budowania opresyjnych instytucji i szczucia jednych na drugich mówić o potrzebie tolerancji, o konieczności współpracy i zapominania o przeszłości – to się to mówi! Czemu nie, skoro trzeba, skoro sztab wyborczy każe.
 Trzeba oznajmić dyskretnie, że się jest hrabią z pochodzenia – to się dyskretnie oznajmi. Demokracja demokracją, równość równością, ale sztabowcy orzekli, że lud to kupi…
 I trzeba obiecywać! Że się lud kocha, że się lud szanuje. Że każdy powinien godnie żyć i pracować. Będąc władzą – że się odbuduje zatopione powodzią domy, również te nieubezpieczone. A będąc opozycją – że dałoby się już teraz dwa razy więcej pieniędzy, niż daje rząd.

Obiecywać można wszystko i wszystkim. Znamy to i pamiętamy: ktoś obiecywał po 100 milionów każdemu, ktoś 3 miliony mieszkań. Sztaby doskonale wiedzą, że nie zwykło się w Polsce pamiętać politykom ich obietnic. Taki obyczaj. I dlatego można robić coś zupełnie przeciwnego niż się wcześniej obiecywało. Lewica obiecywała sprawiedliwość społeczną – a zlikwidowała bary mleczne i chciała wprowadzić podatek liniowy. PiS obiecywało reprezentować ubogich Polaków – a obniżyło podatki najbogatszym i zlikwidowało podatek spadkowy!  Platforma obiecała przyjazne państwo – stworzyła zaś Palikota i Gowina.

Skoro przed wyborami powiedzieć można wszystko, obiecać można wszystko, dowolnie zmieniać poglądy, postawy, opinie, a nawet wygląd – czyż my, wyborcy, jesteśmy zupełnie bez szans? Musimy wybierać sztuczny wizerunek? Otóż niekoniecznie.

W tym wszechogarniającym kłamstwie i manipulacji jest szczelina, jest słaby punkt: to człowiek, to kandydat.

Bo chociaż ten medialny wyborczy towar jest od początku do końca sztucznie stworzony, to człowiek grający tę opracowaną w szczegółach rolę, mówiący napisane przez sztabowców teksty, uśmiechający się w zaplanowanych miejscach i zaplanowanym przez sztabowców czasie  – otóż ten człowiek jest niestety prawdziwy. A więc – jak to człowiek – w swoich zachowaniach nieprzewidywalny, bo poddający się emocjom, skłonny do improwizacji, kierujący się impulsami i odchodzący od nauczonej roli.
I ku rozpaczy sztabowców, w najmniej spodziewanych momentach spada z kandydata pracowicie stworzona maska i widzimy – choćby przez chwilę – prawdę. Na przykład prawdziwego Jarosława Kaczyńskiego, który mówi, że podstawą życia społecznego jest brak zaufania i nikomu nie wolno ufać, nawet w rodzinie. To jest – według kandydata na prezydenta Polski – normą społeczną, bo przecież dookoła wszyscy kłamią, spiskują i oszukują. Albo słyszymy prawdziwego Komorowskiego, który pytany o „in vitro” powiada, że owszem, można dopuścić, jeśli to porządna kobieta, domyślamy się, że katoliczka i z przyzwoitym materialnym statusem.

Bo chociaż ten medialny wyborczy towar jest od początku do końca sztucznie stworzony, to człowiek grający tę opracowaną w szczegółach rolę, mówiący napisane przez sztabowców teksty, uśmiechający się w zaplanowanych miejscach i zaplanowanym przez sztabowców czasie  – otóż ten człowiek jest niestety prawdziwy. A więc – jak to człowiek – w swoich zachowaniach nieprzewidywalny, bo poddający się emocjom, skłonny do improwizacji, kierujący się impulsami i odchodzący od nauczonej roli.I ku rozpaczy sztabowców, w najmniej spodziewanych momentach spada z kandydata pracowicie stworzona maska i widzimy – choćby przez chwilę – prawdę. Na przykład prawdziwego Jarosława Kaczyńskiego, który mówi, że podstawą życia społecznego jest brak zaufania i nikomu nie wolno ufać, nawet w rodzinie. To jest – według kandydata na prezydenta Polski – normą społeczną, bo przecież dookoła wszyscy kłamią, spiskują i oszukują. Albo słyszymy prawdziwego Komorowskiego, który pytany o „in vitro” powiada, że owszem, można dopuścić, jeśli to porządna kobieta, domyślamy się, że katoliczka i z przyzwoitym materialnym statusem.

To nie są potknięcia, drobne wpadki, jak sugerują później sztabowcy. To chwile uczciwej autoprezentacji. Po prostu człowiek nie może cały czas udawać, kłamać, oszukiwać, skrywać prawdziwych uczuć i przekonań. Dlatego jest człowiek słabym punktem w wyborczym spektaklu. Widzimy, jak całą ciężką pracę zawodowców od wizerunku i od kształtowania opinii diabli biorą. I zamiast szanującego wszystkich Polków i ceniącego społeczny pokój prezesa, widzimy obsesyjnie podejrzliwego rzecznika wszechwładzy służb specjalnych i aresztów „wydobywczych”. Widzimy też, jak spod maski nowoczesnego marszałka-liberała pokazała się szczera twarz konserwatywnego hrabiego, wizja zaścianka, bliżej Albanii niż współczesnej Europy.

Nie wierzmy więc obrazom, nie wierzmy reżyserom tych kosztownych wyborczych spektakli. Nie warto!

Niech zwolennicy spiskowych teorii, zwolennicy wszechmocnego państwa i jednego – definiowanego przez Tadeusza Rydzyka – patriotyzmu nie wierzą i nie boją się, że Jarosław Kaczyński się zmienił i ich zdradził. Niech spokojnie wybierają go na prezydenta. Nie zawiodą się!

Niech szczerzy antykomuniści, przeciwnicy aborcji i „in vitro”, zwolennicy Polski nieufnej w stosunku do europejskich nowinek i budującej Świątynię Opatrzności Bożej zamiast wałów  – niech oni bez lęku głosują na Bronisława Komorowskiego. Nie zawiodą się!

Niech zwolennicy prawdziwego liberalizmu – nie tylko ekonomicznego, chociaż tego przede wszystkim – odważą się głosować na Andrzeja Olechowskiego. On na pewno nie będzie wprowadzał żadnego socjalizmu ani populizmu, ani nawet feminizmu, chociaż różne tam rzeczy obiecuje dziwaczne. A poza tym naprawdę mówi w europejskich językach.

Zwolennicy świętego spokoju, ciszy i rodzinnych tradycji – niech wybierają Waldemara Pawlaka. To prawdziwa siła spokoju, polityk, który dogada się z każdym innym politykiem, który nie zaskoczy nagłą woltą…

A ci, którzy chcą rzeczywistych zmian, chcą nowoczesnego państwa będącego częścią nowoczesnej Europy, w którym prawa obywatelskie są najważniejsze i w którym nikogo nie dyskryminuje się za światopogląd, życiorys czy polityczne przekonania – mogą spróbować głosować na Grzegorza Napieralskiego. Chociaż w odróżnieniu od Kaczyńskiego, Komorowskiego, Olechowskiego czy Pawlaka – którzy swoją dotychczasową działalnością publiczną pokazali, jacy naprawdę są i co potrafią – ten kandydat na prezydenta niczego jeszcze nie udowodnił.

„Gazeta Południowa” nie zamierza prowadzić agitacji na rzecz żadnego kandydata. Wśród naszych czytelników są przecież zwolennicy wszystkich startujących w tym wyścigu – i każdy nasz czytelnik, bez względu na to, komu postawi kreskę wyborcza, równie jest godny szacunku i równie dobrym jest obywatelem. Skala jednakże manipulacji, z jaką mamy do czynienia w opanowanych przez dwie czołowe siły mediach – szczególnie w telewizjach – a także skala podgrzewanych emocji i zastępczych tematów serwowanych zamiast uczciwej debaty skłoniła mnie do tego apelu: głosujcie na ludzi, a nie na ich imitacje, fałszywe wizerunki.

Jak to powiedział Waldemar Pawlak: pokażcie się wyborcy w swojej różnorodności, policzcie się, bo w tych akurat wyborach nie ma zmarnowanych głosów. Wybierajmy więc, jak dyktuje rozum i przekonanie. Mniejsze zło będziemy wybierać w drugiej turze.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*