„Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, jak dobrze się trzyma w naszym stuleciu nienawiść. Jak lekko bierze wysokie przeszkody, jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść”.
To słowo ma w sobie coś z onomatopei. Nienawiść. Jest jak świst kuli, uderzenie pięści. Nie da się jej wypowiedzieć z uśmiechem, z rozluźnioną twarzą, bo z trudem przeciska się przez zaciśnięte zęby.
Kiedy się narodziła? Może wraz z człowiekiem – jako warkot w gardle na widok obcego? Ale to bajka. Etymologicznie jest wtórna, powstała z negacji. Najpierw było prasłowiańskie słowo „nawidzieć” – chętnie kogoś widzieć, sprzyjać mu, miłować – jeszcze do XV wieku popularne w polszczyźnie. Z czasem wyszło z użycia (dlaczego?) i pozostała nam jedynie jego zaprzeczona forma (w języku nazywana fachowo antonimem) – „uczucie silnej wrogości, niechęci, odrazy”.
Według słowników może być zażarta, dzika, wściekła, ślepa, głucha, zajadła i zimna.
„Ach, te inne uczucia – cherlawe i ślamazarne. Od kiedy to braterstwo może liczyć na tłumy? Współczucie czy kiedykolwiek pierwsze dobiło do mety? Zwątpienie ilu chętnych porywa za sobą? Porywa tylko ona, która swoje wie”. Gdy, u progu lat 90., Wisława Szymborska pisała swój wiersz, nikt jeszcze nie słyszał o brunatnych marszach w Dzień Niepodległości.
Tegoroczny warszawski przebiegł, jak komentowano, „wyjątkowo spokojnie” –spalono co prawda kilka niemieckich flag i portret Donalda Tuska, ale siły porządkowe nie uznały tych ekscesów za groźne. Ktokolwiek jednak odetchnął z ulgą po marszu warszawskim – musiał zdrętwieć ze zgrozy na wieść o kaliskich wypadkach.
Zwołany pod hasłem „Śmierć wrogom Ojczyzny” wiec, nazwany przez organizatorów patriotyczno-modlitewnym, przerodził się w przerażający spektakl: na Rynku spalono tekst Statutu kaliskiego, dokumentu wydanego przez księcia Bolesława Pobożnego w 1264 roku, gwarantującego Żydom wolność i bezpieczeństwo, a wszystko to przy wtórze okrzyków „Śmierć Żydom”, „Zemsta na wrogach”, „LGBT-y, pederaści, syjoniści to wrogowie Polski. Won z naszego kraju”. Policja nie reagowała. Indagowany potem prezydent Kalisza, czemu nie rozwiązał zgromadzenia (jak uczyniły to chociażby władze Wrocławia), odpowiedział, że bano się eskalacji nastrojów.
I na tym właściwie można by poprzestać. Oto Polska XXI wieku – płonąca pochodniami i z upiorami przeszłości na karku. Kraj tak spustoszony przez wojnę i tak dotknięty Zagładą, że – można by założyć – nie da się już porwać frazesom i bredniom frustratów. A jednak. Być może nie mieli racji starożytni i historia wcale nie jest nauczycielką życia. A może po prostu powinna mieć pojętniejszych uczniów. My ten egzamin raz po raz oblewamy.
Chciałabym zakończyć ten felieton jakąś optymistyczną puentą, ale jedyna, która przychodzi mi do głowy, to ta z cytowanego już wiersza Szymborskiej „Nienawiść” i nie ma w niej nic optymistycznego: „Mówią, że ślepa. Ślepa? Ma bystre oczy snajpera i śmiało patrzy w przyszłość – ona jedna”.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis