Polacy są podzieleni. To prawda. Zresztą zawsze byli, już za Chrobrego byli podzieleni i skłóceni, a właściwie i wcześniej, jeszcze zanim byli w ogóle Polakami. I zawsze też była jakaś tam wojna polsko-polska, nad którą to dzisiejszą wojną tak bardzo boleją dziś publicyści i moraliści, a nawet niektórzy księża.
Powiedzmy sobie uczciwie – jest coraz lepiej. Jak się swarzyli Polacy po śmierci Mieszka II, to tak się wybili, że wilcy jedynie wyli na wymarłych przestrzeniach kraju, a miasta i sioła zielskiem zarastały. A już sześć wieków później jedynie piętnaście tysięcy królewskiego wojska Jana Kazimierza zostało w pień wyrżniętych przez żołnierzy księcia Lubomirskiego. Zaś w 1926 tylko dwie setki z kawałkiem ludzi poległo, kiedy Polacy marszałka Piłsudskiego strzelali – i vice versa – do Polaków prezydenta Wojciechowskiego.
Zburzyły ten obraz, niestety, lata czterdzieste, kiedy to jedni polscy patrioci kwestionowali polskość drugich polskich patriotów i w związku z tym mordowali się masowo. Powiedzmy sobie jednak uczciwie, że końcówka lat czterdziestych to była ostatnia rzeczywiście krwawa wojna polsko-polska. Niektórzy, co prawda – a głównie poeta Jarosław Marek Rymkiewicz – bardzo żałują, że zamiast strzelać do siebie i wieszać się w latach osiemdziesiątych Polacy, bez krwawego oczyszczenia, zasiedli do okrągłego stołu, ale większość Polaków uważa, że jednak lepiej się dogadywać niż mordować.
Jest więc stanem naturalnym wojna polsko-polska, stanem odwiecznym, stanem społecznie oczekiwanym. Tak samo jest we wszystkich innych krajach i we wszystkich narodach. Jednomyślność jest niemożliwa, ludzie się różnią fizycznie, psychicznie i miewają całkowicie sprzeczne interesy i oczekiwania. Rzecz w tym, aby te wszystkie sprzeczności, nienawiści i agresje przejawiały się w słowach i parlamentarnych głosowaniach, a nie w czynach. Nic więcej.
Poeta Jarosław Marek Rymkiewicz – aczkolwiek ma sporo zwolenników tezy o „oczyszczającej krwi” – jest obecnie jedynym na świecie poetą, który głosi potrzebę politycznego mordu. Ostatnim był Majakowski, ale on, po pierwsze, był jednak geniuszem w swojej kategorii, a po drugie – o wieszaniu jasno i bezpośrednio nie pisał, a tylko, że trzeba naprzód iść, lewą!
Żeby więc krew się nie lała naprawdę i nie zapełniały obozy koncentracyjne, żeby nie było jak w Hiszpanii, Grecji, Chile, Rwandzie czy na Bałkanach – trzeba tę wojnę kontrolować, kanalizować, czuwać nad jej przebiegiem. To znaczy widzieć, gdzie przebiega front. Bo w Polsce, wbrew pozorom, nie przebiega on pomiędzy PiS a PO. W Polsce linia frontu dzieli tych, którzy chcą wolności obywatelskich od tych którzy tę wolność chcą reglamentować. Oto fundamentalny podział.
Te wszystkie wojny o krzyże, aborcje, związki partnerskie, zapłodnienia in vitro, kształt edukacji, prawa do zażywania „trawki” itd. – to są w istocie spory o kształt wolności. To spory między tymi, którzy mówią: „żyj sobie jak chcesz, tylko nie ograniczaj wolności i praw innych” a tymi, którzy mówią: „my wiemy lepiej, jak masz żyć i co dla ciebie dobre”.
I to nie jest wojna polsko-polska. To jest wojna światowa.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis