Oby pacjentowi nie brakowało lekarza

Szpitale mają problem – brakuje lekarzy specjalistów i pielęgniarek. Musiały przez to zawiesić pracę oddziałów, ograniczać przyjmowanie chorych lub liczbę łóżek. Sytuację może polepszyć, chociaż nie szybko, współpraca z politechniką.

Politechnika Wrocławska ma nowy Wydział Medyczny i uruchomi na nim kierunek lekarski. W październiku naukę zacznie tam 60 studentów. Większość kadry stanowić będą lekarze.

— Zajmą się oni kształceniem w zakresie przedmiotów medycznych, natomiast np. zajęcia z chemii czy biologii poprowadzą wykładowcy. Specjalnie na potrzeby wydziału utworzymy dziesięć nowych laboratoriów — podkreśla prof. Arkadiusz Wójs, rektor PWr.

Pracownicy uczelni przekonują, że studia prowadzone przez doświadczonych medyków i w nowoczesnych pracowniach pozwolą wykształcić lekarzy otwartych na technologie przyszłości.— Nasz program jest niezwykle wszechstronny, obejmuje nauki podstawowe na zaawansowanym poziomie, różnorodne aspekty technologii medycznych, ale przede wszystkim od pierwszych lat proponujemy rozszerzony program szkolenia klinicznego w wysokospecjalistycznych szpitalach — mówi prof. Halina Podbielska z Katedry Inżynierii Biomedycznej PWr.

Studenci od pierwszego roku pójdą na praktyki do szpitali (do współpracy zgłosiła się cała wrocławska siódemka oraz Dolmed). Od początku także: szkolenia w wirtualnym prosektorium, laboratorium wirtualnej mikroskopii (do nauki histologii, embriologii i medycyny sądowej) i w laboratorium sekcji żywych tkanek (umożliwiającym wykonanie sekcji serca, mózgu czy wątroby zwierzęcej). Będą mieli dostęp do pracowni wirtualnej rzeczywistości.

Skorzystają szpitale, studenci i uczelnia

Władze politechniki uzasadniają, że uruchamianie studiów lekarskich to szansa na rozwój badań naukowych w nowej dla uczelni dziedzinie nauki, jak również próba odpowiedzi na brak kadry medycznej w szpitalach.

— Utworzenie nowego miejsca kształcenia brakujących kadr medycznych powinno przełożyć się w przyszłości na liczbę lekarzy na rynku pracy — uważa Joanna Jurkiewicz, kierownik działu personalno-organizacyjnego szpitala specjalistycznego im. Falkiewicza na Brochowie. Agnieszka Czajkowska-Masternak z Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka we Wrocławiu (ul. Fieldorfa) również ocenia uruchomienie studiów jako pomoc realną i wymierną.

Z drugiej strony dr Alicja Domagała z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie zwróciła uwagę, że zwiększanie liczby osób kształconych na lekarzy nie od razu przyniesie efekty. Na stronie Instytutu Zdrowia Publicznego UJ napisała, że student staje się pełnoprawnym specjalistą dopiero po 12 latach nauki, ponieważ do czasu studiów trzeba dodać straż podyplomowy i specjalizację. „Nie ma też gwarancji, że wszyscy, którzy ukończą studia będą pracować w zawodzie (część osób nie podejmuje pracy lekarza) i w polskim systemie.”

W szpitalu Marciniaka liczą na to, że studenci poznają placówkę podczas praktyk, zajęć klinicznych i dydaktycznych, więc będzie im łatwiej podjąć decyzję o wyborze przyszłej specjalizacji. — Nie jest przypadkiem, że najwięcej adeptów zwykle stara się rozpocząć ją w klinikach szpitali uniwersyteckich. Dla młodych lekarzy jest to naturalny przebieg kariery zawodowej w miejscu, które poznali podczas zajęć akademickich. Uruchomienie kierunku lekarskiego na politechnice da taką szansę szpitalom, które nawiązały współpracę z tą największą wrocławską uczelnią — twierdzi Agnieszka Czajkowska-Masternak.

Współpraca z PWr może przynieść inne korzyści. — Otworzy szpitalowi drogę do prowadzenia badań naukowych realizowanych przez zespół lekarski, przede wszystkim poprzez dostęp do nowoczesnych narzędzi i aparatury badawczej, które posiada politechnika. Współpraca przyczyni się również do rozwoju szpitala poprzez prowadzenie działalności klinicznej — przewiduje Joanna Jurkiewicz z Brochowa.

Dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu przy ul. Koszarowej cieszy się z tego, że uczelnia z Wrocławia wzięła przykład z modelu łączenia nauk medycznych i technicznych, który jest realizowany w wielu ośrodkach na całym świecie. — Jesteśmy przekonani, że projekt przyniesie korzyści dla całego systemu opieki zdrowotnej, a przede wszystkim dla pacjentów — argumentuje dr n. med. Dominik Krzyżanowski. —  Ponadto nowy wymiar medycyny uwzględniający zaplecze inżynieryjno-techniczne jest odpowiedzią na współczesny postęp świata nauki i wymagań systemu ochrony zdrowia — dodaje.

Brakuje internistów, kardiologów, geriatrów…

Z lukami kadrowymi zmaga się większość krajów Europy, ale to Polska miała w 2020 roku najniższe w UE wskaźniki zatrudnienia zarówno lekarzy, jak i pielęgniarek. „Aktualnie w 72% polskich szpitali brakuje pielęgniarek, a w 68% szpitali lekarzy” — podała dr Alicja Domagała z UJ.

W szpitalu na Brochowie pracuje 160 lekarzy (48 na umowę o pracę, 71 na kontraktach i 41 rezydentów), ale ciągle potrzeba więcej. Najbardziej brakuje specjalistów od chorób wewnętrznych, geriatrii, kardiologii dziecięcej i innych dziedzin medycyny związanych z leczeniem dzieci, jak również radiologii, anestezjologii i psychiatrii.

W ubiegłym roku z powodu braku lekarzy szpital zawiesił na ponad dwa tygodnie przyjmowanie pacjentów na oddział pediatryczno-reumatologiczny oraz ograniczył wizyty na izbie przyjęć.

W szpitalu przy Fieldorfa nie było konieczności zamykania oddziałów z tej przyczyny, ale placówka była zmuszona do ograniczenia liczby łóżek na niektórych oddziałach z powodu bardzo dotkliwego niedoboru pielęgniarek. — To kolejny, i chyba nawet bardziej palący, problem większości szpitali w Polsce — stwierdza dr n. med. Tomasz Tomkalski, ordynator oddziału endokrynologii, diabetologii i chorób wewnętrznych. — Nasz szpital próbuje rozwiązać ten problem poprzez na przykład organizowanie cyklicznych dni otwartych na bloku operacyjnym dla adeptów kierunków pielęgniarstwa. Mamy nadzieję, że młodzi ludzie dopiero wkraczający w zawód, skorzystają z możliwości poznania pracy na bloku od kuchni i będzie im łatwiej podjąć decyzję o wyborze przyszłego miejsca pracy — mówi ordynator.

Przy Fieldorfa dowiadujemy się, że aktualnie jest dość lekarzy na większości oddziałów, jednakże potrzebni są nowi np. na neurochirurgii, chirurgii dziecięcej i na oddziale endokrynologii. — Szukamy także chętnych do pracy w poradniach przyszpitalnych, ale zachowujemy ciągłość. Gorzej sytuacja wygląda pod względem demograficznym. Bywa, że większość lekarzy dyżurnych stanowią osoby w wieku emerytalnym — ostrzega ordynator Tomkalski. — Zdecydowanie można powiedzieć, że gdyby nasi lekarze przechodzili na emeryturę zaraz po nabyciu uprawnień, to byłby problem. Niestety grozi nam w kraju luka pokoleniowa w zakresie wielu specjalności — zauważa.

W szpitalu przy Koszarowej sytuacja kadrowa jest stabilna. Nie oznacza to jednak, że nowi nie są potrzebni. — Należy brać pod uwagę stale rosnące zapotrzebowanie na usługi medyczne. Jesteśmy zainteresowani rekrutacją personelu medycznego praktycznie z zakresu wszystkich specjalności medycznych — informuje Michał Rataj, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w szpitalu przy Koszarowej.

Gdzie indziej jest mniej pracy i większe pieniądze

Luka pokoleniowa to jeden z powodów braków kadrowych w szpitalach. — Kolejny to większa atrakcyjność pracy w lecznictwie ambulatoryjnym, za większe pieniądze i bez obciążenia dyżurami. Coraz mniej lekarzy chce dobrowolnie spędzać w pracy weekendy czy święta, podczas gdy mogą więcej zarobić np. w prywatnej ochronie zdrowia. Odnosi się to także do specjalności zabiegowych. Prywatne placówki z chęcią zajmą się pacjentem wymagającym operacji zaćmy czy endoprotezy, nawet w ramach kontraktu z NFZ — wyjaśnia ordynator ze szpitala przy Fieldorfa.

Kolejny powód odpływu specjalistów ze szpitali publicznych, szczególnie tych ze Szpitalnymi Oddziałami Ratunkowymi, to duże ryzyko odpowiedzialności zawodowej. Ponadto lekarze obawiają się ewentualnych konsekwencji wynikających z roszczeń pacjentów. — To nie jest przypadek, że od kilku lat coraz mniej studentów medycyny garnie się do kiedyś tak atrakcyjnej ginekologii czy chirurgii ogólnej. To właśnie obciążająca praca i liczba roszczeń pacjentów skutecznie zniechęcają młodych adeptów medycyny — uważa dr n. med. Tomasz Tomkalski.

Podobne przyczyny wymieniają w szpitalu na Brochowie. — To trudny zawód, bardzo odpowiedzialny, wymagający zarówno posiadania wiedzy fachowej, jak również umiejętności kontaktowania się z chorym, empatii wobec niego, opieki — mówi Joanna Jurkiewicz. Dodaje do tego pokusę zarobienia większych pieniędzy w sektorze prywatnym, zanikanie etosu pracy lekarza na rzecz pragmatyzmu i odpływ kadry do krajów bardziej rozwiniętych.

Sposobem na uzupełnianie kadry na Brochowie są np. działania zmierzające do zwiększania liczby miejsc dla lekarzy rezydentów. W placówce trwa obecnie procedura akredytacji związanej ze szkoleniami specjalistycznymi.

Joanna Jurkiewicz przekazuje, że sytuację w ostatnich latach poprawił napływ lekarzy z Ukrainy i Białorusi oraz wzrost płacy minimalnej (regulowanej przez Ministerstwo Zdrowia). Jednakże aby było coraz lepiej, musi być więcej nie tylko pieniędzy. — Chodzi o polepszenie warunków pracy pozapłacowych np. więcej nowoczesnego sprzętu medycznego, dostęp do szkoleń, wyższy standard zaplecza techniczno-socjalnego — wylicza Jurkiewicz. — Powinna poprawić się także organizacja pracy i zarządzania szpitalem — dodaje.

Za mało onkologów, mikrobiologów, diabetologów…

Zbyt mała liczba wykwalifikowanego personelu medycznego, jak również jego nierównomiernie rozmieszczenie na terytorium kraju, to jeden z podstawowych problemów polskiego systemu ochrony zdrowia spośród wymienionych przez Najwyższą Izbę Kontroli w raporcie z 2019 roku. „Funkcjonujący system kształcenia i szkolenia zawodowego kadr medycznych nie zapewnia przygotowania wystarczającej liczby odpowiednio wykształconych specjalistów” — czytamy w sprawozdaniu pokontrolnym.

Kontrolerów zaniepokoiła mała liczba lekarzy mikrobiologów i niewystarczająca liczba diabetologów. Niedobór personelu stwierdzili również w przypadku leczenia onkologicznego. Zwrócili ponadto uwagę na niekorzystną strukturę wiekową pielęgniarek w szpitalach. Były to przeważnie kobiety powyżej 45 lat. „W efekcie niedoboru pielęgniarek kontrolowane przez NIK szpitale nie zapewniły minimum dwuosobowej obsady na dyżurach nocnych” — czytamy w raporcie.

Niezbędni są młodsi, co potwierdza Michał Rataj ze szpitala im. Gromkowskiego:— Uwagę należy skupić na strukturze wieku, podobnie jak w całym systemie ochrony zdrowia brakuje młodych lekarzy, którzy wiązaliby swój rozwój zawodowy z publicznym szpitalem, budowali swoją ścieżkę kariery w jednym miejscu i się z nią identyfikowali, co znacząco wpływa na jakość pracy z pacjentem.

Potrzebni są nie tylko specjaliści w szpitalach, ale także lekarze podstawowej opieki w przychodniach. Skutkiem niedostatku jest to, że część lekarzy POZ nie wykonuje badań profilaktycznych (i innych zadań zapobiegawczych) chorób cywilizacyjnych i nie uczy pacjentów, jak mają samodzielnie dbać o zdrowie. Tak ustalili kontrolerzy. „Obejmując opieką nawet kilka tysięcy uprawnionych, nie są w stanie rzetelnie wykonywać swoich obowiązków w tym zakresie. Ich pomoc ma najczęściej charakter doraźny.”

Jak łagodzi się problem? Nadgodzinami i seryjnymi dyżurami pełnionymi przez tych samych lekarzy – raz w ramach umowy o pracę, raz w ramach kontraktu. „W blisko 41% szpitali kontrole NIK wykazały liczne przypadki łączenia dwóch lub więcej następujących po sobie dyżurów medycznych” — czytamy w raporcie. Tym sposobem pracownik dorabia, a pracodawca ma na dyżurze lekarza. Zmęczonego. Taka sytuacja może stwarzać zagrożenie dla pacjentów, o czym mówi się od wieków i na co uwagę zwrócili także kontrolerzy NIK.

Ich zdaniem efektem deficytu personelu są wysokie oczekiwania płacowe zatrudnionych, których spełnienie pogarsza kondycję finansową placówek. Dodatkowy problem pojawia się wtedy, gdy podwyżek domagają się pracownicy administracyjni, biurowi i inni, widząc, że kadra medyczna je dostała.

Pacjentów w szpitalach będzie więcej

NIK informuje, że finansowanie ochrony zdrowia jest niskie w porównaniu do innych krajów europejskich. Przez to polski system publiczny nie jest wydajny. To pole do rozwoju dla sektora prywatnego. Tym samym dostęp do usług medycznych jest coraz częściej uzależniony od zamożności chorego. „Środki finansowe wydatkowane są głównie na tzw. medycynę naprawczą, a nie na zapobieganie chorobom. W ten sposób leczenie jest kosztowne, a brak jego koordynacji i ciągłości powoduje, że niejednokrotnie efekty leczenia ulegają zaprzepaszczeniu.”

Pamiętamy strajk głodowy rezydentów w 2017 roku, który zaczął się w Warszawie i dotarł do Wrocławia oraz innych miast. Lekarze domagali się od rządu większych pieniędzy na służbę zdrowia. W połowie października pod Pręgierzem zebrało się kilkaset młodych osób z transparentami i w białych strojach, a wśród nich studenci medycyny. Organizator protestu mówił wtedy, że bez dodatkowych pieniędzy „upokarzające pacjentów i lekarzy” kolejki nigdy się nie zmniejszą. —To wszystko przez braki personelu medycznego — powiedział Krzysztof Kowalski.

— Obecnie w całym sektorze ochrony zdrowia nie ma dziedziny, w której nie brakowałoby specjalistów — podsumowuje dziś Michał Rataj ze szpitala przy Koszarowej.

A prognozy nie są optymistyczne. Zmiany demograficzne (starzejące się społeczeństwo) zwiększą zapotrzebowanie na świadczenia szpitalne, a liczba hospitalizacji w 2030 roku w porównaniu do 2014 roku wzrośnie o 8% (713 tys.). Oby pacjentom nie zabrakło lekarzy.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*