Skala jest ogromna. Widzieliśmy tony śniętych ryb, ale wiele rzeczy pozostało niewidocznych. Jak długo widoczne będą efekty? Co zrobić, by pomóc, a czego nie robić, by nie szkodzić? W jakim stopniu do tragedii przyczynił się człowiek?
Co zatruło rzekę? Wśród kilku hipotez są mniej i bardziej prawdopodobne. W ostatnich tygodniach naukowcy przychylają się do tej o algach. — Niemal potwierdzona jest wersja o inwazyjnym gatunku złotych alg, które w specyficznych warunkach, chodzi głównie o nadmierne zasolenie wody i wysokie pH, mogły się nadmiernie rozmnożyć w sposób niekontrolowany. W określonych warunkach wydzielają one toksyny, które stały się bezpośrednią przyczyną śmierci ryb i innych organizmów— mówi prof. Tomasz Kowalczyk z Katedry Kształtowania i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Oficjalne wnioski ekspertów na temat katastrofy ekologicznej Ministerstwo Klimatu i Środowiska powinno ogłosić przed upływem września. Jednoznaczne ustalenie przyczyny jest ważne, lecz nie mniej nurtujących jest kilka innych kwestii.
Pierwsza: jaka jest skala katastrofy?
Niemiecki Instytut Rybactwa Śródlądowego oszacował, że w Odrze zginęło od 25 do 50 procent ryb. — Skala jest ogromna — ocenia prof. Kowalczyk. — Widzieliśmy tylko tę część pływającą po powierzchni. Dużo organizmów opadło na dno. Zalega tam lub przemieszcza się wraz z mułem i wodą. Te organizmy będą się rozkładać, uwalniając niebezpieczne substancje.
Profesor przyznaje, że pytanie o skalę jest trudne, ponieważ niemożliwym jest oszacowanie strat dodatkowych: — Rzeka to przecież ekosystem. Plankton, skorupiaki, wszystko co w niej żyje.
Opinii o zagrożeniu dla dużej części nadodrzańskiej fauny nie brakuje. — Widzimy martwe ryby, natomiast skażeniu uległy potężne odcinki rzeki. Z pewnością ucierpiały też inne kręgowce, w tym płazy podlegające ścisłej ochronie, jak również bezkręgowce — napisał Jakub Kordas, kierownik Akwarium we wrocławskim zoo. — Skala zatrucia środowiska sięga jednak o wiele dalej. Jak daleko, dowiemy się za jakiś czas — czytamy dalej jego komentarz — jednak z dużą pewnością możemy przypuszczać, że dewastacja poczyniona przez skażenie jest największą tego typu klęską ostatnich lat.
Jakie zwierzęta ucierpiały? Czy skażenie wpływa również na florę? W tym momencie nie odpowiada się kategorycznie na takie pytania. — Sugerowałbym czekać na wyniki przekrojowych badań przyrodniczych i chemicznych — doradza prof. Kowalczyk, dodając, że wiele zależy też od zmiennej w czasie sytuacji hydrologicznej – wielkości przepływów.
Pewne jest, że trucizna najbardziej przetrzebiła ryby. Jako jedni z pierwszych śnięte zwierzęta zbierali wędkarze. Ariel Kosowicz, który w Odrze wędkuje od 20 lat, przekonał się na własne oczy, że masowo ginęły ryby wszystkich gatunków. Najpierw żerujące przy powierzchni wody, takie jak krąpie, leszcze, płocie, klenie i bolenie. Później gatunki z głębin: brzany, miętusy, szczupaki czy sandacze. Padały nawet sumy, najmocniejsze z ryb pływających w Odrze. Na początku katastrofy życie w rzece i koło niej zamarło. — Uciekło ptactwo, sarny z koziołkami. Nie widuję bobrów, a mieliśmy ich bardzo dużo — wspomina wędkarz spod Zielonej Góry.
Rzekę obserwuje cały czas. Pływa po niej łódką z echosondą, która służy do namierzania ryb. Nie znalazł ich wielu, mimo że sprawdzał nawet najgłębsze miejsca w poszukiwaniu leszczy i krąpi. Wypatrzył ledwie pojedyncze sztuki. O tej porze roku powinien zauważyć ataki drapieżnego bolenia, ale i tego nie widać. Zaobserwował jednak coś optymistycznego. — Dość dobrze poradził sobie kleń, bo to gatunek bardzo odporny na zanieczyszczenie —stwierdza wędkarz.
Kwestia druga: jak długo widoczne będą skutki?
Profesor Marcin Drąg z Wydziału Chemicznego Politechniki Wrocławskiej przypuszczał w połowie sierpnia na antenie TVN24, że Odrę wytruto i zabito na kilkanaście lat. O podobnym horyzoncie czasowym mówili inni. — Odbudowa ekosystemów dotkniętych klęską potrwa wiele lat — skomentował Jakub Kordas z wrocławskiego zoo.
Także w tym przypadku nie ma na razie konkretnych odpowiedzi. Profesor Kowalczyk z Uniwersytety Przyrodniczego we Wrocławiu uważa, że bez rzetelnych analiz biologicznych się nie obędzie: — Specjaliści od różnych elementów łańcucha ekologicznego powinni przez najbliższe lata prowadzić badania, monitorować Odrę. Dopiero na tej podstawie będzie można powiedzieć coś więcej o tempie regeneracji ekosystemu i o ewentualnych możliwościach jej wspomagania.
Pierwszym rozwiązaniem, które przychodzi do głowy jest wpuszczenie do rzeki narybku, ale to zdaniem naukowca nie ma teraz sensu, ponieważ młode osobniki mogą nie przetrwać w zniszczonym środowisku. Zarybianie wykluczają obecnie także wędkarze. — Nie możemy tego robić, dopóki nie wiemy, jakie są parametry wody — informuje Andrzej Świętach, prezes wrocławskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego. — Zresztą możliwe, że efektywność zarybiania byłaby zerowa — dodaje. On również prognozuje, że odbudowa utraconej populacji potrwa latami.
Trzecia: co zrobić teraz?
Ariel Kosowicz sugeruje, żeby przede wszystkim nie przeszkadzać przyrodzie. Wówczas odbuduje się szybciej. — I zadbać o czystość rzeki, wtedy ryby będą — dodaje.
O cierpliwości i zapobieganiu zanieczyszczaniu wody mówi również profesor Kowalczyk. Obydwaj za konieczne uważają wdrożenie lepszych metod kontroli jakości wody. — Należy jak najszybciej wprowadzić automatyczny monitoring, który jest systemem wczesnego ostrzegania — doradza profesor. — U nas tego nie ma, jesteśmy w tym aspekcie zacofani. Niestety przespaliśmy okres, kiedy kraje zachodniej Europy wyposażały się w takie systemy w zakresie hydrochemii.
Takie rozwiązanie przynosi oszczędność czasu, który – jak znów się okazało – jest bezcenny. Zbyt dużo go upływa pomiędzy pobieraniem próbek a badaniami, a później jeszcze wyciąganiem wniosków i znalezieniem lekarstwa. — Do tego dochodzą przepychanki pomiędzy instytucjami, politykami. Teraz słyszymy, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami i nikt nie zawinił. To tylko oznacza, że procedury i służby działają źle — kwituje profesor.
Kolejna rzecz do zrobienia natychmiast to zwiększenie kontroli postępowania dużych firm przemysłowych wobec rzek. — Skala nielegalnych zrzutów jest nie do oszacowania. Legalne też wodzie szkodzą. Powiedzmy to wprost. Każde odprowadzone do Odry substancje mają na nią wpływ — zauważa Tomasz Kowalczyk. — Teraz oczywiście nałożyło się na to kilka czynników, które wywołały reakcję łańcuchową, na przykład niski stan wody w rzece. Pamiętajmy jednak, że susze i niskie stany będą występowały z większą intensywnością na skutek niekorzystnych zmian klimatycznych zachodzącym przy dużym udziale człowieka.
Zanieczyszczenia to nie tylko problem Odry. Profesor mówi, że we Wrocławiu jest wiele cieków wodnych, rowów melioracyjnych, do których do dzisiaj zrzucane są nieoczyszczone ścieki bytowo-gospodarcze. — Korzystam często z parku Grabiszyńskiego, gdzie płynie mała rzeczka – Grabiszynka. Codzienność to niesamowity fetor ścieków. One trafiają do Ślęzy, ze Ślęzą spływają do Odry. Jeżeli przemnożymy to przez tysiące nielegalnych zrzutów na terenie całej zlewni i dorzucimy do tego spływy zanieczyszczeń zmywanych z powierzchni terenów zabudowanych, rolniczych, to potencjalna skala różnych zanieczyszczeń i substancji niebezpiecznych trafiających finalnie do Odry jest ogromna.
Kwestia czwarta: czego nie robić, by ograniczać ryzyko?
Niekorzystna dla ekosystemu jest nadmierna ingerencja w naturę. Często podkreśla się, że Odra jest rzeką bardzo mocno przekształconą. Daleką od ideału. — Im bardziej naturalna rzeka, tym więcej mechanizmów obronnych posiada, tym większą ma odporność i zdolność do samooczyszczania. Odra natomiast jest tych mechanizmów praktycznie pozbawiona — przypomina profesor. — Oczywiście teraz patrzymy głównie na nią, ale ten sam problem dotyczy wielu jej dopływów — dodaje.
W sytuacji zagrożenia nie pomagają stopnie wodne, zbiorniki czy kanały, przez obecność których woda przepływa zbyt wolno. — — Tymczasem rząd dąży do tego, by Odrę jeszcze bardziej uregulować, zabudować wieloma dużymi obiektami hydrotechnicznymi. To jest działanie, które problemy ekologiczne może pogłębić. Poza tym robienie drogi wodnej wysokiej klasy z rzeki, w której przepływ spada do kilkudziesięciu metrów sześciennych na sekundę, jest utopią i nie ma ekonomicznego uzasadnienia — oznajmia prof. Kowalczyk.
Kolejny ważny aspekt to retencja, czyli magazynowanie wody odpadowej, która po oczyszczeniu jest dodatkowym, stabilnym źródłem zasilania rzek. Niezebrana zmywa powierzchnię ziemi i częściowo spływa do rzek czy strumieni, niosąc ze sobą także zanieczyszczenia. Czy Polska wystarczająco inwestuje w retencję? Profesor odpowiada, że nie. Że w tej kwestii też jesteśmy zacofani.
Ryzykowne dla środowiska są takie operacje jak planowane na Śląsku pogłębienie Kanału Gliwickiego. Wiąże się to z koniecznością usunięcia osadów przemysłowych z jego dna. — W takich miejscach zapisana jest historia naszej cywilizacji z okresu mocnego uprzemysłowienia i jednoczesnej niedbałości o środowisko — przestrzega profesor. Inwestycję trzeba przeprowadzić więc tak, by osady nie przedostały się do Odry i dalej do Bałtyku. A co jeżeli się to nie uda?
Kwestia piąta: gdzie w tym jest człowiek?
Zakaz wędkowania obowiązuje do końca miesiąca. Turyści rezygnują ze spływów kajakowych, nie tylko po Odrze, ale nawet po jej dopływach. Organizatorzy mówią nam o przedwczesnym zakończeniu sezonu. We Wrocławiu jest mniejsze zainteresowanie wypożyczaniem sprzętu wodnego, widać to na rzece. Pływają statki pasażerskie, ale gdzie są kajaki i łodzie? Przywiązane do pomostów. Rząd już obiecał pomoc finansową firmom, które poniosły duże straty.
W komentarzu Jakuba Kordasa, kierownika z zoo, czytamy: „skażenie Odry ma wpływ także na nas, mieszkańców Dolnego Śląska. Pozbawia nas możliwości korzystania z dobrodziejstw rzeki, która kształtowała nasze województwo i jest autostradą zieleni dla Wrocławia.”
Przyczyna była naturalna: niski stan wody, w którym stężenie zanieczyszczeń wzrasta. Do tego temperatura. I kropka – w szumie tez i takich opinii nie brakuje.
— Taka jest obecnie oficjalna narracja Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Czy jednak na pewno nie przyczynia się do tego człowiek? — pyta prof. Kowalczyk. — Mam nadzieję, że to wystarczająca przestroga. Zmiany klimatu powodujące zaburzenia stosunków hydrologicznych zaszły na tyle daleko, że zaczynamy mieć poważne problemy w wielu aspektach.
Niedobór wody w rzekach nie tylko zwiększa ryzyko skarżenia toksynami czy innymi szkodliwymi substancjami, których stężenie rośnie wraz ze spadkiem ilości wody w korycie. — W sytuacji trwającego kryzysu energetycznego przypominają o sobie elektrownie zasilane węglem (ale analogicznie dotyczy to elektrowni atomowych), które stoją nad dużymi rzekami i czerpią z nich wodę do schładzania — mówi Tomasz Kowalczyk. — Niedobory wody utrudniają działanie gospodarki także na wiele innych sposobów np. pogarszają możliwości produkcji żywności czy funkcjonowania lasów. Woda to podstawowy komponent środowiska, którego brak odczuwamy w różnych sferach życia. Dla poprawy tej sytuacji, poprzez zwiększanie retencji w krajobrazie, robi się stanowczo zbyt mało — dodaje.
Tymczasem zza naszej zachodniej granicy docierają niepokojące informacje o tym, ze Niemcy uruchamiają kolejne kopalnie węglowe. — Kiedy węgiel był nieporównywalnie tańszy, dalszą eksploatację dużej części złóż uznano za nieopłacalną. Teraz gdy ceny poszybowały, wraca się do nich, wywierając ogromną presję na środowisko. Zasolona woda z zalanych kopalni prędzej czy później trafi do rzek, o ile już nie trafiła — martwi się profesor.
Niepokojące są również braki w edukacji. Gospodarką wodną powinni zajmować się specjaliści, a tych niedługo może zabraknąć. — W Polsce na poziomie szkolnictwa wyższego nie kształci się wystarczającej liczby specjalistów od inżynierii i gospodarki wodnej. Okazuje się, że Wody Polskie bardzo ich potrzebują, tylko nie bardzo chcą im płacić godne pieniądze. Młodzi ludzie do wykształcenia podchodzą pragmatycznie. Nie zainwestują czasu w coś, co im się nie opłaca — uważa prof. Kowalczyk.
To kolejne pole do poprawy na poziomie rządowym, bo perspektywa braku specjalistów jest, jak mówi profesor, przerażająca. — Kluczowa jest edukacja na wcześniejszych poziomach. Młode pokolenia muszą mieć świadomość podejmowanych działań i decyzji wobec wody i środowiska — dodaje.
Co nas czeka w przyszłości?
Profesor Kowalczyk: — Trudno jest przewidzieć, co się stanie za kilkanaście lat, ale przede wszystkim nie możemy tak zanieczyszczać i niszczyć środowiska. Odra jest teraz jasno świecącym symbolem, ale problemy dotyczą powietrza, gleby, hałasu, światła. Na Ziemi mamy jedno powietrze i jedną wodę, ale o tym zapominamy. Działamy na swoją szkodę i wpędzamy przyszłe pokolenia w tragiczną sytuację. Próbujemy rozwiązywać swoje aktualne problemy gospodarcze i społeczne kosztem środowiska, którego jesteśmy tylko i wyłącznie małym, w pełni zależnym od niego ogniwem.
Co zrobią najwięksi? Jakie wnioski wyciągną i jakie działania podejmą organy państwowe? Czy Odra i inne rzeki będą mogły płynąć spokojniej, bez nadmiernej ingerencji człowieka?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis