Porządek

Będąc akurat zajętym robieniem herbaty słuchałem z telewizora przemowy jakiejś kobiety. Pomyślałem – TVN robi sondę i wypowiada się żona stróża kamienicy w Rzeszowie. Ale nie – to było sejmowe przemówienie posłanki Pawłowicz. I tej pani, która przeszła cały przewód doktorski, a potem procedurę habilitacyjną i prezentuje taki poziom retoryki – już nic nie pomoże. 

Co innego minister Gowin: to konserwatywny krakus, a w Krakowie nawet konserwatyści potrafili zawsze myśleć i słuchać, więc dlaczego ten człek o wyglądzie rzymskiego senatora głosi poglądy męża żony stróża z Rzeszowa?

Dlatego, że emocje rządzą rozumem. Pisze o tym w bestsellerze ostatnich miesięcy „Pułapki myślenia” noblista Daniel Kahneman: że mózg jest „leniwy”, zamiast logiką, chętnie kieruje się intuicją i wręcz spełnia życzenia „myślącego”. Na przykład ministra Gowina na temat gejów: że geje są podli, niemoralni, podstępni, w zasadzie komuniści. Na takie zapotrzebowanie gowinowy mózg uprzejmie odpowiada: jak dasz gejom prawa spadkowe, to oni będą adoptować dzieci i niszczyć rodziny. Po czym minister rządu RP taki oto pogląd publicznie głosi i się w ogóle nie wstydzi.

Jestem pewny, że Jarosław Gowin przeczytał Kahnemana, bo ten w końcu nie pedał, chociaż Żyd. Przeczytał – i nic nie pomogło (co tylko potwierdza ustalenia noblisty o działaniu mózgu!). Jako filozof z wykształcenia, minister Gowin przeczytał nie tylko „Państwo Boże” Augustyna, ale też mnóstwo ksiąg traktujących, że większość nakazów, zakazów i społecznych reguł nie ma nic wspólnego z jakimś „prawem naturalnym” albo boskim.

Małżeństwa od zawsze były tylko szczególną transakcją handlową (ojciec sprzedawał córkę, czego ślady w dzisiejszej ceremonii ślubnej są aż nadto widoczne) i reklamacje oraz zwrot „towaru” były prawnie uregulowane. Śluby kościelne pojawiły się w Europie dopiero w XII wieku, a zasadę nierozerwalności chrześcijaństwo wprowadziło  w średniowieczu ze względów praktycznych i uzasadniło znajdując sławny postulat u Mateusza (co Bóg złączył…). 

Tym bardziej z naturą nic nie mają wspólnego monogamia czy wierność!  Przejęta z judaizmu monogamia jest sposobem na spokój społeczny (jak jeden miałby 10 żon, to dla dziewięciu nie byłoby żadnej), a wierność – szczególnie mężów – owszem, bywa praktykowana, ale nieczęsto, bo jest z naturą ludzką sprzeczna. Tak zresztą, jak celibat.

I na koniec słowo o związkach partnerskich. Takowe znane były już w państwie Sumerów i nieprzerwanie od dziesięciu tysięcy lat  praktykowane są do dzisiaj. Sakramentalny i nierozerwalny związek jest wyjątkiem (zresztą Kościół też udziela rozwodów!). Więc ślub rejestrowany w USC jest – w odróżnieniu od ślubu kościelnego – typowym związkiem partnerskim właśnie, umową cywilno-prawną, zawierana przez kobietę i mężczyznę. Taka umowa zawierana przez dwóch panów lub dwie panie w żaden sposób nie zagraża niczyjej rodzinie, chociaż – być może – nie powinna się nazywać małżeństwem. I już.  

Przypomnę też panu ministrowi Gowinowi, że kilka milionów par żyje w związkach partnerskich i małżeńskich jednocześnie: to ci wszyscy, którzy cywilnie się rozwiedli, a kościelnie nie, a jednak założyli nowe związki.

Mam pomysł: niech Jarosław Gowin spróbuje zrobić moralny porządek. Niech urzędy cywilne, automatycznie rejestrujące śluby kościelne, rejestrują tylko kościelne rozwody kościelnych ślubów. Wtedy będzie pełna jasność u młodych, jaki związek chcą zawrzeć – partnerski w USC czy na wieczność u proboszcza. 

I niech Jarosław Gowin zapyta biskupów, czy na takie rozwiązanie pójdą… 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*