„Minął sierpień, minął wrzesień, znów październik i ta jesień” – śpiewał nieodżałowany Wiesław Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów. Miasto spowija już jednak nie tylko woal melancholii, ale i widmo nadchodzącego smogu, który jest we Wrocławiu ściśle związany z porą roku. Jak pamiętamy, temat smogu nie schodził minionej zimy z pierwszych stron lokalnych gazet. Czy przez ostatnie pół roku zrobiono coś, by skuteczniej z nim walczyć?
Zjawisko tzw. smogu zimowego opisywaliśmy dość szczegółowo na naszych łamach w lutym.
– Smog zimowy to zjawisko będące efektem złej jakości powietrza, w tym m.in. wysokich stężeń dwutlenku siarki, pyłów, tlenków azotu, związków organicznych, oraz towarzyszącej jej określonej sytuacji meteorologicznej, jak duża wilgotność powietrza, małe lub zerowe prędkości wiatru, niska temperatura – mówiła nam wówczas dr hab. inż. Izabela Sówka, kierownik Zakładu Ekologistyki i Zarządzania Ryzykiem Środowiskowym na Wydziale Inżynierii Środowiska Politechniki Wrocławskiej.
Sygnalizowaliśmy, że jego główną przyczyną jest tzw. niska emisja, czyli wszystko to, co trafia do powietrza w wyniku spalania różnego rodzaju paliw w małych kotłowniach i domowych piecach. Wraz z naszymi rozmówcami wskazywaliśmy, że najpotrzebniejsze działania to wymiana starych pieców, tzw. kopciuchów, na nowe, przy jednoczesnej termomodernizacji budynków oraz ujęcie koniecznych założeń w formie tzw. uchwały antysmogowej. Gdy zamykaliśmy lutowe wydanie „GP”, mówiło się, że realnym terminem wejścia jej w życie może być jesień 2017 r.
Uchwała, a konkretnie jej projekt, przechodziła przez wiele konsultacji
Nie tak dawno – wraz z końcem września – zakończył się ostatni etap zgłaszania uwag do projektu. Projekt ten, powstały w Urzędzie Marszałkowskim, zakłada dwa istotne ograniczenia.
Pierwsze – które ma wejść w życie od 1 lipca 2018 r. – zakazuje instalacji na terenie Wrocławia kotłów, pieców i kominków, w których można palić węglem, drewnem lub pelletem. Nowe instalacje mogłyby wykorzystywać jedynie paliwa w postaci gazu lub lekkiego oleju opałowego. Drugie – zakazuje stosowania na terenie miasta – w instalacjach objętych uchwałą – wszelkich paliw stałych. W projekcie uchwały dla całego województwa pojawił się nakaz wymiany przestarzałych pieców i zakaz palenia węglem brunatnym, odpadami węglowymi oraz wilgotną biomasą.
Projekt uchwał antysmogowych dla Wrocławia i Dolnego Śląska pozytywnie zaopiniowali aktywiści z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego, jednocześnie jednak zaapelowali do decydentów, aby od początku 2018 r. zostały uruchomione programy dotacyjne na wymianę kotłów i ocieplenie domów. „Walka ze smogiem musi zakładać wsparcie finansowe dla ludzi, których nie stać na dostosowanie się do wytycznych uchwały” – czytamy w apelu DAS. Aktywiści przypomnieli, że w Krakowie na ten cel przeznaczono z budżetu 17 mln złotych.
W uzasadnienie projektu uchwały antysmogowej podkreślono, że stopień realizacji zadań z tzw. Programu ochrony powietrza dla miasta Wrocław wyniósł niecałe 7%. „Oceniając dotychczasowy niski stopień zaawansowania prac nad wdrożeniem zapisów Programu, istnieje zagrożenie, że do 2023 r. [termin do realizacji zadań programowych – red.], nie zostanie osiągnięty oczekiwany rezultat i w związku z tym istnieje zasadność wprowadzenia przedmiotowej uchwały” – czytamy w uzasadnieniu.
Miasto od kilku lat realizuje program KAWKA,
w ramach którego finansuje częściowo wymianę pieców węglowych w mieszkaniach. Według danych przedstawianych przez Ratusz, liczba wymienionych pieców rośnie z roku na rok – w 2014 r. było to 281 urządzeń, a w 2017 r. – może być ich nawet 1023. Jest to jednak wciąż zbyt mało. Ponadto Krzysztof Smolnicki z DAS już w lutym wskazywał na mankamenty programu:
– Programy typu KAWKA, czyli dofinansowanie do wymiany pieców, kierowane są do tych bardziej zaradnych, którzy napiszą wniosek, wyłożą pieniądze i będą oczekiwali na zwrot. Mamy sporo osób mniej majętnych i trzeba im pomóc – mówił aktywista.
Ilość środków przeznaczanych na walkę ze smogiem stała się ostatnio elementem walki politycznej z uwagi na przyszłoroczne wybory samorządowe. Kandydatka Platformy Obywatelskiej, prof. Alicja Chybicka zwróciła uwagę, że walce ze smogiem Wrocław jest zapóźniony co najmniej 10 lat i tak naprawdę w tej materii niewiele zrobiono. Plany walki ze smogiem miałyby – zdaniem kandydatki – kosztować miasto do 2023 r. miliard złotych, a środki miałyby zostać pozyskane m.in. z funduszy europejskich. Jakie to plany? Inwentaryzacja pieców we Wrocławiu, wymiana przestarzałych pieców węglowych na gazowe czy doprowadzenie do lokali sieci ciepłowniczej tam, gdzie jest to możliwe. Do tego należy dołączyć również plan wsparcia finansowego dla najuboższych wrocławian.
Lokalni politycy PiS wskazują zaś, że Wrocław do walki ze smogiem nie wykorzystuje wszystkich dostępnych możliwości, w tym przede wszystkim podłączenia lokalu do sieci ciepłowniczej. Problemem jednak znów okazują się środki.
– Problem smogu nie rozwieje się z wiatrem. Za mało pieniędzy na ten cel miasto pozyskuje na przykład z unijnych funduszy, a w kolejnych latach będzie o takie środki coraz trudniej – mówił radny PiS, Marcin Krzyżanowski. Problem zbyt małych środków, które idą z kasy na miasta na walkę ze smogiem, podkreślają niemal wszyscy zainteresowani, wskazując na to, że Wrocław przeznacza na ten cel około jednej tysięcznej budżetu rocznego.
I śmieszyć, i zastanawiać może fakt
że jedno z najbardziej zanieczyszczonych smogiem miast w Polsce postanowiło starać się o tytuł Zielonej Stolicy Europy. Mentor inicjatywy, prof. Zbigniew Kundzewicz, klimatolog z Poznania, uważa jednak, że choć smog to, owszem, duży problem Wrocławia, wcale nie musi stać na przeszkodzie w zdobyciu tytułu. Dlaczego? Bo, jak podkreśla profesor, „komisja oceniająca powinna wiedzieć, że smog to problem całej Polski, nad którym cały czas pracujemy”.
A może jednak wypada – chcąc być Zieloną Stolicą Europy – stać się awangardą w walce ze smogiem?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis