Żyjemy w kraju tak strasznie przesiąkniętym obłudą i hipokryzją, że owe przejawy zakłamania, fałszu, głupoty i bezczelności przestały już mnie dziwić. Wiem, i jest to wielokrotnie sprawdzone i dowiedzione, że im więcej i głośniej ktoś mówi o moralności, uczciwości i prawości – tym pewniejsze jest, że on tylko mówi a osobiście nie praktykuje.
Politycy głoszą więc, że służą państwu i społeczeństwu i dobro publiczne jest dla nich ponad ich prywatne interesy i wygody. Hierarchowie głoszą, że pokora i ubóstwo to cnoty kardynalne i wypasionymi lexusami i mercedesami przyjeżdżają na swoje ingresy oraz rocznice urodzin i kapłańskich święceń. Które celebrują w kapiących złotem strojach, w kapiących złotem wnętrzach i przy bizantyjsko zastawionych stołach. Biznesmeni z BCC i Leviatana ze łzami w oczach zapewniają, że ich pragnieniem jest jedynie tworzenie miejsc pracy i wzmacnianie narodowej gospodarki i dlatego musi być podatek liniowy: bo jak oni, bogaci, będą jeszcze bogatsi, to biednym będzie lepiej.
Ja to wszystko wiem. Jednakże to, co dzieje się po wyznaniu premiera Tuska, ze w młodości popijał i popalał „marychę” z kumplami – to już przekracza nawet te zdegenerowane normy polskiego publicznego życia. To histeria i festiwal obłudy, jakiego – zważywszy na powód – w mediach dawno nie było. Ach, wydziwiają różni moraliści, publicyści, duchowni, partyjni, uczeni i zwyczajni obywatele – a jakże to, taki skandal, a wybaczyć, a nie wybaczyć, a powinien mówić, a nie powinien i tak dalej, po prostu do mdłości. I premier się łamie, oznajmia, że to był błąd młodości, bo życie miał ciężkie, ale się poprawił…
Jaki znowu błąd! Gdybyś, Donaldzie Tusku, nie doświadczył tych różności – wina, skrętów, panienek, całonocnych balang, dyskusji, zwątpień i euforii – zapewne nie byłbyś dzisiaj premierem RP, zdrowym, przyzwoitym chłopem, kuplem i mężem. Nie wiadomo kim byś był. Prawem młodości jest łajdaczyć się, próbować zakazanych owoców.
Powiem tak, mógłbym w wypitym w czasie studiów winie marki „Wino” pływać krytą żabką, piwa spożyłem, myślę, cysternę, skrętów nie paliłem zaś tylko dlatego, że ich w „Talizmanie” – żeńskim akademiku, w którym głównie przebywałem – po prostu na początku lat siedemdziesiątych nie było. I dzisiaj są to moje najpiękniejsze wspomnienia, których żadni zakłamani faceci o mrocznych duszach i pokręconych umysłach mi nie zabiora i nie zohydza.
Amen
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis