ROCZNICA

„Na ziemi nie ma pustych miejsc”, pisała kiedyś Halina Poświatowska. Ale nie miała racji.

 

Właśnie mija 5 rocznica śmierci Wacława Dominika, współtwórcy i wieloletniego redaktora naczelnego „Gazety Południowej”. Jednego z najzdolniejszych wrocławskich dziennikarzy. Reportażysty. Felietonisty. Wrażliwca o kamiennej twarzy. I – pardon za ten osobisty wtręt – człowieka o największym sercu, jakie znałam.

wdominik

Był tytanem pracy, obdarzonym fenomenalną wręcz pamięcią, co w połączeniu z jego erudycją, żywym umysłem i ciekawością świata czyniło go publicystą naprawdę wszechstronnym. Pisywał do „Wieczoru Wrocławia”, „Przeglądu Gospodarczego”, „Spraw i Ludzi”, „Słowa Polskiego”. Przez kilka lat szefował też Polskiemu Radiu Wrocław. Wydał kilka cenionych zbiorów reportaży („,Judasze, kaci, ofiary”, „Aż stali się prochem i rozpaczą” – wspólnie z Andrzejem Bułatem, „Kto komu kim”), zbiór dolnośląskich legend („Ślężańskie bajania”), był również – o czym nie wszyscy wiedzą – autorem radiowych słuchowisk („Podróż z mordercą” czy „Życie niegodne życia”).

Wykształcenie prawnicze, a może po prostu wrodzona uczciwość sprawiała, że nigdy nie pozwolił sobie na dziennikarską niefrasobliwość – do pracy podchodził metodycznie i tego wymagał od swoich współpracowników. „Tylko fakty”, powtarzał, „żadnych podobno, żadnych być może, żadnych zdaje mi się”, które są plagą dzisiejszego dziennikarstwa.

Był wyczulony na każdy, najmniejszy nawet fałsz. Nie znosił obłudy, bigoterii i głupoty i bezlitośnie je wykpiwał w swoich tekstach. Piszę „wykpiwał”, nie „piętnował”, bo nie miał w sobie nic z nadętego moralisty, za to wiele z błyskotliwego satyryka. Kto pamięta jeszcze dawne wydania „Gazety Południowej”, a w nich prześmieszne „Kameleony (niezależny organ wielolicowców polskich)” czy cykle felietonów o Karibu z ratusza, ten doskonale wie, o czym mówię.

Był też, o czym warto wspomnieć, szczerym feministą. Z całą powagą twierdził, że właśnie nadchodzi era kobiet: odważnych, silnych, kreatywnych, i kibicował im we wszystkich ich poczynaniach. To dzięki niemu przez kilka lat działała przy „Gazecie Południowej” – jedyna taka we Wrocławiu w tamtych czasach! – poradnia Centrum Praw Kobiet, gdzie wolontariuszki, prawniczki i psycholożki, udzielały potrzebującym porad i wsparcia.

„Gazeta Południowa” – Jego ostatnie osiągnięcie – powstała z myślą o ludziach: by łączyć, nie dzielić, by z dala od wielkiej polityki tworzyć płaszczyznę porozumienia, inspiracji i pozytywnych wspólnotowych działań w najbliższym człowiekowi otoczeniu. Bo to ludzie, nie idee i nie paragrafy, byli dla Niego najważniejsi.

Kierował gazetą 15 lat. Czasem w żartach cytował Andrzeja Waligórskiego: „cysorz to ma klawe życie, a naczelny – rozmaicie”, ale lubił to, potrafił to robić i był naczelnym najlepszym z możliwych.

Każdy, kto miał szczęście poznać go osobiście, pamięta z pewnością jego niezrównane poczucie humoru. Dykteryjki, którymi raczył słuchaczy, a znał ich setki, jeśli nie tysiące (był, nie przesadzam, chodzącą kroniką Wrocławia). I uwagę, z jaką potrafił słuchać.

Odszedł niespodziewanie i przedwcześnie. Jak wszyscy, którzy czynią ten świat choć odrobinę lepszym.

Bardzo nam Ciebie brakuje, Wacławie.

O Joanna Kaliszuk 152 artykuły
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*