Śledczy (2006)

Znakomita rozmowa dziennikarzy dwóch konkurujących gazet – „Gazety Wyborczej” i „Wprost”. Rozmowa toczy się w Radiu TokFM a dotyczy dymisji prezydenckiego ministra. Bo pan minister – jak poinformowano Polaków – podpisał był kiedyś tam, w latach 80-tych jeszcze, zobowiązanie do współpracy z wojskowymi służbami specjalnymi.

„Gazeta Wyborcza”: „Tygodnik „Wprost” jest oto przykładem, jak służby specjalne manipulują mediami i dziennikarzami. Ludzie, którym zależało na zdymisjonowaniu ministra, a prezydent z decyzją się ociągał, podrzucili kwity gazecie i gazeta wymusiła dalsze działania. Ta sama gazeta tropi jednocześnie dziennikarzy, którzy w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych byli dyspozycyjnymi wykonawcami służ specjalnych…”

Wprost”: „To insynuacja! „Gazeta Wyborcza” zazdrości nam newsa i nas szkaluje. Ta wypowiedź pana redaktora być może trafi do sądu, nie pozwolimy sobie na oszczerstwa! A jeśli chodzi o sprawę ministra, to ona i tak by była ujawniona i tak. I nikt nam nic nie dostarczał, sami znaleźliśmy tę informację. Bo nagle okazało się, że pan minister wziął urlop. A my zastanowiliśmy się – dlaczego wziął urlop? I znaleźliśmy odpowiedź: wziął urlop, bo były kwity i kłopot w pałacu prezydenckim”
Znakomita rozmowa. Intelektualna sól polskiej ziemi czarnej. Krew z krwi i kość z lustracyjnej kości. Niczym już nieskrywany, goły, jak turecki święty, obraz narodowego naszego szaleństwa.

Oto dziennikarz gazety, która przez dwa lata – od nieszczęsnej afery Rywina – zajmowała się głównie publikacjami tzw. przecieków oraz ujawnianiem informacji z „dobrze poinformowanych źródeł”, w której to gazecie fakty, insynuacje, domysły czy oskarżenia stanowiły swoisty kogel-mogel prawdy i kłamstwa na usługach polityki – oburza się na konkurencyjną gazetę, że taki niemoralny i nieetyczny proceder uprawia.

Oto dziennikarz gazety, która po raz kolejny ujawnia najbardziej tajne osobowe kwity z najbardziej tajnych wojskowych i ubeckich archiwów, która od sprawy Jaruckiej już właściwie jawnie pokazuje swoje współpracujące oblicze – oburza się na posądzenie, ze kwity dostaje i wykorzystuje i twierdzi – UWAGA! – że te kwity na ludzi gazeta sama zdobywa. Używa sformułowań (nie tylko „Wprost”, niestety) typu „nasi dziennikarze dotarli do dokumentów” albo „nasi dziennikarze ujawnili”, którymi to sformułowaniami obrażają nie tylko nawet skromną inteligencję przeciętnego czytelnika, ale przede wszystkim obrażaja pamięć o licznej rzeszy wybitnych dziennikarzy śledczych, którzy naprawdę, nieraz ryzykując zdrowie czy kariery, docierali i ujawniali.

Czy naprawdę  ci faceci z „Wprost” czy „Gazety Polskiej” (jeszcze bardziej zajadłej, wściekłej i ujawniającej) chcą, abym uwierzył, że ciemną nocą ich dziennikarz wdziera się do archiwów WSI i – kierują się iluminacyjnym natchnieniem – szuka teczki na przykład akurat ministra Krawczyka? Czy oni mają nas, Polaków, za idiotów? Czy uważają, że nie widzimy oczu pana Macierewicza, nie oglądamy telewizji giganta lustracji Wildsteina, nie słyszymy wrzasku nowej bolszewii?

Bankrutują szpitale, dróg się nie buduje, edukacja zajmuje się obalaniem teorii Darwina, mieszkania podrożały dwukrotnie, dyplomacja zajmuje się obrażaniem Rosji i Niemiec, ale to wszystko nieważne. Na te sprawy nie ma czasu. Bo trzeba szczuć, lustrować, ścigać, ujawniać, czyli dokonywać moralnej odnowy i porządkować państwo.