Smak śmietnika

Choć dokładnych danych na ten temat brak, organizacje pozarządowe szacują, że na polskie śmietniki trafia blisko jedna trzecia wyprodukowanej żywności. Niejednokrotnie – pełnowartościowej. Czy stać nas na takie marnotrawstwo, skoro co czwarte dziecko jest niedożywione, a blisko 10 proc. społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa?


Z marnowaniem żywności mamy do czynienia na każdym kroku. Już na etapie produkcji część artykułów spożywczych wciąż użytecznych jest odrzucana (i tym samym eliminowana) z powodu małych wad – błędnych nadruków na opakowaniu, drobnych jego uszkodzeń czy wgnieceń. To samo dzieje się w supermarketach: zmiana asortymentu, zbliżający się koniec terminu przydatności do spożycia czy wreszcie źle zaplanowane zamówienie sprawiają, że artykuły, których nie da się już sprzedać, są wyrzucane bądź utylizowane. My, konsumenci, również nie jesteśmy bez winy. Kupujemy więcej niż jesteśmy w stanie przejeść, skuszeni najrozmaitszymi promocjami, okazjami, coraz popularniejszymi ofertami „2 plus 1 gratis”. Jeśli dodać do tego brak umiejętnego gospodarowania produktami, niewłaściwe ich przechowywanie, przegapianie terminu ważności, stanie się jasne, dlaczego

w koszach na śmieci
lądują prawdziwe
góry żywności.

Brytyjczycy już dwa lata temu, w specjalnym raporcie Love Food Hate Waste podliczyli, że na śmietnik trafia tam rocznie ponad 6 mln ton produktów. Najczęściej wyrzucane są ziemniaki (359 tys. ton), chleb (328 tys. ton), jabłka (199 tys. ton) a także mięso i ryby (ponad 160 tys. ton). Co istotne, jak podkreśla się w raporcie, większości marnotrawstwa można by uniknąć, gdyby tylko zarządzanie jedzeniem było lepsze.
W Polsce nie ma oficjalnych statystyk na ten temat:
-Jest to trudne do faktycznego policzenia, bo trzeba by o dokładne dane zapytać firmy utylizacyjne i sieci handlowe, a one nie chcą się dzielić tą wiedzą. My, na podstawie rozmaitych ankiet, szacujemy że, na różnym etapie produkcji, dystrybucji i w gospodarstwach domowych, marnuje się nawet jedna trzecia żywności – mówi Agnieszka Krasoń, dyrektor Banku Żywności we Wrocławiu. – Mówiąc bardziej obrazowo: przy założeniu, że dorosły człowiek zjada około tony żywności rocznie, każdy z nas „jest w stanie zmarnować” około 200-300 kg jedzenia:  bo nie dojadł obiadu, bo zwiędły warzywa, bo ser za długo poleżał w lodówce…

Aż 83 proc. z nas przyznaje
że marnowanie żywności
to poważny problem społeczny.

Jednocześnie do marnowania jedzenia przyznaje się co trzeci Polak. Wyraźnie jest to powiązane z poziomem wysokości dochodów i oceną własnych warunków materialnych – im one lepsze, tym częstsze są takie deklaracje. Według opinii Polaków najwięcej żywności marnują supermarkety i sklepy (45 proc.), sami konsumenci (32 proc.), restauracje (13 proc.) oraz producenci (8 proc.). Dostrzegamy przy tym negatywny ekonomiczny wymiar marnotrawstwa: 85 proc. wie, że wyrzucanie żywności dużo kosztuje, a 66 proc. jest przekonanych, że ma to wpływ na wzrost cen artykułów spożywczych.
W tym sekundują im analitycy: marnowanie jedzenia generuje zwiększoną konsumpcję, która wpływa także na wzrost cen  żywności, a to z kolei powiększa skalę ubóstwa.  Według szacunków Światowego Programu Żywności około 100 mln ludzi zostało zepchniętych głębiej w sferę ubóstwa przez spowodowany ostatnim kryzysem wzrost cen żywności. Dość przytoczyć polskie dane: 2,5 mln Polaków żyje dziś w skrajnej biedzie, a aż 35 proc. przyznaje, że nie stać ich na „lepszy” posiłek, złożony z mięsa bądź ryb, choćby trzy razy na tydzień.
-To przykre, że przy takiej liczbie osób borykających się z niedożywieniem, tak często bezmyślnie marnujemy żywność. Czas zmienić swoje przyzwyczajenia – zachęca Marek Borowski, prezes Federacji Polskich Banków Żywności.

O tym, że
nadmiar prowadzi
do marnotrawstwa

wiadomo nie od dzisiaj. Na Zachodzie już dawno temu wstyd spowodowany myślą, że tony dobrej żywności trafiają do kosza lub są utylizowane, przełożył się  na pomysł organizacji tak zwanych banków żywności, które zagospodarowywałyby nadwyżki i zajmowały się ich racjonalną dystrybucją. 
Pierwsze takie banki powstały w USA, skąd zaimportowano je do Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii i innych europejskich krajów. W Polsce, co warto przypomnieć, pierwszy Bank Żywności SOS powstał w Warszawie w 1993 roku, z inicjatywy Jacka Kuronia. Dziś w Federacji Polskich Banków Żywności zrzeszonych jest 27 banków.
Wrocławski Bank Żywności istnieje od 7 lat. Wspólnie z dwoma innymi dolnośląskimi bankami – w Jaworze i Wałbrzychu – oraz 120 organizacjami pomocowymi, które zajmują się dystrybucją zebranych przez banki produktów, pomaga  44 tys. osób. W samym Wrocławiu – około 10 tys.
-To jest, jak szacujemy, zaledwie jedna trzecia potrzeb – mówi dyr. Agnieszka Krasoń, –  ale w tej chwili nie mamy możliwości rozszerzenia pomocy. Cały czas staramy się oczywiście pozyskiwać nowych partnerów do współpracy, ale na przeszkodzie stają rozmaite trudności, także logistyczne. Nie mamy na przykład własnego transportu, bo na to ciągle brakuje funduszy.

Przez wrocławski bank
przewija się miesięcznie
około 400 ton produktów.

90 proc. z nich pochodzi z unijnego programu PEAD, przeznaczonego na pomoc najuboższym, część to efekt organizowanych cyklicznie zbiórek żywności (słynna akcja „Podziel się posiłkiem” oraz grudniowa „Świąteczna zbiórka żywności”), reszta pozyskiwana jest bezpośrednio od przedsiębiorców.
-Mamy obecnie siedemnastu stałych współpracowników. Wśród nich są tacy producenci, jak firma Mamut, PepsiCo czy Sonko, ta ostatnia zresztą to nasz wieloletni, sprawdzony  partner, który, co jest szczególnie warte podkreślenia,  sam wystąpił z propozycją współpracy – mówi Agnieszka Krasoń. – Generalnie idea jest taka, by dotrzeć do tej żywności, której grozi zmarnowanie: bo ma na przykład krótki termin ważności albo wyprodukowana została nie tak, jak zleceniodawca sobie życzył, więc ten nie chce jej przyjąć, choć jest przecież dobrej jakości. W ten sposób pozyskujemy średnio od 7 do 8 ton żywności miesięcznie.
To dużo więcej niż jeszcze parę lat temu. W 2009 roku, po wieloletnich  staraniach organizacji pomocowych, znowelizowano bowiem wreszcie przepisy podatkowe, dzięki czemu żywność przekazywana bezpłatnie przez producentów na rzecz organizacji pożytku publicznego zwolniona została z podatku VAT. Efekty nie dały na siebie długo czekać: w samym tylko 2009 roku w skali kraju liczba darowizn podwoiła się.
Znowelizowane przepisy nie dotyczą jednak handlowców i dystrybutorów, dlatego banki żywności rzadko kiedy stale współpracują z dużymi sieciami handlowymi. Tym ciągle jeszcze bardziej opłaca się żywność utylizować – tak jest taniej. Przekonał się o tym  wrocławski bank, który jeszcze kilka lat temu  współpracował z jednym z tutejszych hipermarketów.  Mniej więcej po roku, gdy okazało się, że  firma musi odprowadzić 1 mln zł podatku VAT, współpraca się zakończyła. A szkoda, bo bywały dni, że wolontariusze odbierali z marketu po 500 kg produktów. 
 

 Ubóstwo to jeden,
a niedożywienie to drugi problem

z jakim mamy w Polsce do czynienia.
-Nie jest to oczywiście niedożywienie tak drastyczne, jak w krajach Trzeciego Świata – tłumaczy Agnieszka Krasoń. – U nas wynika ono raczej ze złego sposobu odżywiania się. Wielu ludzi szuka tego, co najtańsze: chleb z masłem, a częściej jeszcze z margaryną, jakiś serek. Związane jest to nie tylko z wysokimi  cenami żywności dobrej jakości: mięsa, ryb, warzyw, ale także z brakiem umiejętności skomponowania pełnowartościowego posiłku. Dlatego postanowiliśmy nauczyć naszych podopiecznych, jak urozmaicić dietę i jak lepiej jeść, bez angażowania wielkich środków finansowych. My przecież przekazujemy ludziom  żywność nie z górnej półki, ale tę podstawową: mąkę, kasze, makarony. Z tego też można jednak skomponować pełnowartościowy posiłek, trzeba tylko wiedzieć jak. Mam nadzieję, że pierwsze szkolenia, kierowane głównie do mam, ruszą jeszcze w tym roku. 
 Specjalny dział przepisów, kalkulator porcji żywieniowych, parę dobrych rad, jak robić rozsądnie zakupy i jak efektywnie gotować można też znaleźć na specjalnej stronie internetowej: niemarnuje pl, przygotowanej przez Federację Polskich Banków Żywności. Strona jest częścią prowadzonej już od roku kampanii  „Nie marnuj jedzenia, wyrzuć do kosza stare przyzwyczajenia”.    
Rada Unii Europejskiej ogłosiła rok 2010 Europejskim Rokiem Walki  z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym. Może więc jest to doskonały moment, by zmienić swe przyzwyczajenia i włączyć się w kampanię „niemarnowania”?

 

O Joanna Kaliszuk 151 artykułów
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*