Sposób na blokowiska

Mówi się o nich z przekąsem: „wielka płyta”, „sypialnia”, „blokowisko”. Tymczasem właśnie tutaj odradza się działalność klubowa, rodzi twórczość amatorska, a młodzież, zamiast wystawać po bramach,  ma szansę uczestniczenia w zajęciach sportowych, kółkach zainteresowań, sekcjach artystycznych.

(16-02-2005 r.)
Joanna Kaliszuk

Spółdzielnia mieszkaniowa to specyficzny organizm. Nie spółka nastawiona na zyski, ale taka organizacja grupująca ludzi, która ma jak najlepiej zaspokajać ich mieszkaniowe i bytowe potrzeby. Przynajmniej z definicji. Po okresie załamania początku lat 90. wiele spółdzielni zaczyna przypominać sobie o tej dodatkowej, niemerkantylnej funkcji: reaktywuje fundusze społeczno-wychowawcze, prowadzi domy kultury, promuje działalność sportową.

Najbardziej spektakularny przykład to odbywający się od pięciu lat w Polanicy Zdroju, Międzynarodowy Przegląd Spółdzielczych Zespołów Artystycznych "Tęcza Polska".  Na deskach Teatru Zdrojowego dominowały zespoły ludowe z Górnego Śląska, Kaszub, Mazowsza i Małopolski. Ale twórczość spółdzielcza to nie tylko folklor, o czym mogli przekonać się słuchacze koncertów chórów z Dusznik Wielkopolskich, Wilamowic i Białej Podlaskiej, big-bandu z Praszki, grającego standardy jazzowe, czy dziecięcej grupy wokalno-tanecznej  z Osiedlowego Klubu Kultury "Jaskółczyn" w Piotrkowie Trybunalskim. Prawdziwą atrakcją stały się występy artystów zagranicznych, m.in.  z Białorusi i Łotwy. 

– Jestem pod wrażeniem ludzi, którzy mają niezwykłą pasję twórczą – podkreślał jeden z jurorów, Ryszard Ulicki – ale także i pod wrażeniem pasji tych, którzy organizują tę imprezę. Dziś, kiedy staliśmy się członkiem UE, naszym znakiem rozpoznawczym jest właśnie kultura, i to nie tylko tzw. wysoka, ale również  amatorska. Na zachodzie już od dawna docenia się obie te gałęzie twórczości, u nas jak dotąd bywało z tym różnie.

Koło zamachowe
Drugą nagrodę w polanickim przeglądzie zdobył dziecięcy zespół pieśni i tańca "Poloneziaki" (występujący tu pod nazwą „Razem”) ze Spółdzielni Mieszkaniowej „Bielawa”. Grupa istnieje od pięciu lat, ale Polskę zawojowała swoim ostatnim spektaklem „Europa śpiewa i tańczy”. Tańce bawarskie, holenderskie, francuski kankan, grecka zorba tak się spodobały, że zespół ma już zaproszenia na występy zagraniczne – do Lwowa i Genewy. Ostatnio występował też na Międzynarodowym Kongresie Spółdzielczości.

To najbardziej utytułowana grupa bielawskiej spółdzielni, ale nie jedyna. W Spółdzielczym Centrum Kultury działa w sumie 25 kół zainteresowań, w tym młodzieżowy zespół rockowy, chór „Czerwona jarzębina”, pracownie plastyczne, modelarskie, teatralne.
-Utrzymywanie działalności klubowej nie kosztuje aż tak wiele, bo to koszt 7-8 groszy od metra, a przynosi niewspółmierne korzyści – twierdzi prezes SM „Bielawa”, Tadeusz Derenowski. – Oczywiście, na początku było ciężko. Decyzja, by wydać kilkaset tysięcy na modernizację i wyposażenie osiedlowych klubów, przeszła ledwie kilkoma głosami. Dziś jednak spółdzielcy zlinczowaliby mnie, gdybym chciał zrezygnować z tej działalności.

A ona, niczym koło zamachowe, wymknęła się z rąk i zaczęła żyć własnym życiem. Oba kluby osiedlowe pracują pełną parą, od rana do późnych godzin wieczornych. Rodzą się nowe pomysły, nowe inicjatywy. Spółdzielnia została organizatorem bielawskich finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, imprez plenerowych, konkursów. Wymyślony kilka lat temu Młodzieżowy Festiwal Piosenki Estradowej „Solo” szybko przekroczył granice osiedla, miasta, powiatu. Dziś jest to impreza o zasięgu ogólnopolskim, a w jury konkursu zasiada m.in. Grażyna Łobaszewska.

Podobne przykłady znamy zresztą z własnego wrocławskiego podwórka. Organizowane przez Centrum Sztuki IMPART Nocne Spotkania Literacko-Muzyczne wywodzą się wszak bezpośrednio z Osiedlowego Domu Kultury „Bakara” przy SM „Metalowiec”, którym wówczas kierował Piotr Guzek, pomysłodawca projektu. Formuła skromnych początkowo spotkań ludzi uprawiających różne dziedziny sztuk (teatr, poezja, poezja śpiewana, kabarety, działania teatralne i parateatralne) przetrwała ponad 25 lat, a na NSLM debiutowali tak znani dziś artyści jak „Spirituals Singers Band”, Jacek Ziobro, Konrad Imiela, czy Mariusz Kiljan.

Sposób na życie
Według Marii Kos z Osiedlowego Klubu „Promyk” przy SM „Cichy Kącik”, do pełnego sukcesu potrzeba trzech czynników: pracy klubowej, ukierunkowanej na miejscową społeczność i jej potrzeby, przychylności spółdzielczych władz, no i… wolontariuszy, gotowych pracować społecznie po godzinach. „Promykowi” tego jakoś  nigdy nie zabrakło. W przeciwieństwie do innych spółdzielczych klubów przetrwał kryzysowe czasy, odnalazł się w nowych realiach i ciągle poszerzał swoją ofertę. Dziś działa tu 12 kół zainteresowań dla dzieci i dorosłych – gimnastyczne, plastyczne, muzyczne, hafciarskie – chór seniorów „Camerata”, zespół baletowy i grupa tańca hip-hop.  Kilka lat temu „Promyk” wzbogacił się o  „Galerię Sztuki i Edukacji”, miejsce organizacji różnorakich wystaw z zakresu malarstwa, tkactwa, rękodzieła, wykonywanych w znakomitej większości przez mieszkańców osiedla.

-Nie zdawałam sobie sprawy – przyznaje Maria Kos, – że wokół jest tylu ludzi piszących. Najczęściej zresztą do szuflady. Nie podejmujemy się oceniania tej poezji, ale po prostu stwarzamy takie warunki, by ludzie mogli się pochwalić tym, co robią i czasem rzeczywiście niektóre rzeczy bardzo się podobają.

To nie z o.o.
Spółdzielnie występują też często w roli lokalnych mecenasów kultury. SM „Metalowiec” od lata wspiera działania kulturalne i edukacyjne miejscowych szkół. W 2003 roku uczestniczyła w organizacji I Dolnośląskich Spotkań Teatrów Dziecięcych, rok później była jednym ze sponsorów wrocławskiego konkursu Młodzi Scenarzyści „Groteskowość kapitalizmu”. To ona wystąpiła też z inicjatywą otwarcia 
Osiedlowego Klubu Integracyjnego na Muchoborze Małym. Pomieszczenia klubowe, choć mieszczą się w budynku spółdzielni, służą wszystkim mieszkańcom osiedla, niezależnie od tego, czy mieszkają w części willowej, czy spółdzielczej. Znaleźli tu swoją przystań członkowie miejscowego Klubu Seniora, Klubu Sportowego i Koła Ekologicznego, a także Rady Osiedla.

-Poparliśmy tę inicjatywę i będziemy ją wspierać w miarę naszych możliwości, bo jest pożyteczna z wielu względów – tłumaczy prezes spółdzielni Jerzy Kruk. – Także dlatego, że przyczyni się do integracji tutejszych mieszkańców. Chcemy mieć w tym swój udział, bo jesteśmy przecież częścią miasta. Czujemy się też odpowiedzialni za komfort życia na naszych osiedlach i tym różnimy się od innych administratorów i zarządców terenów, którzy są  po prostu  spółkami z ograniczoną odpowiedzialnością.

To nie są zresztą odosobnione spółdzielcze głosy:
-Oczekiwania członków nie kończą się na wyreperowanym dachu – podkreśla Bogumiła Derenowska, animator i kierownik bielawskiego SCK. – Ci ludzie chcą uczestniczyć w różnych formach integracji, chcą też włączać w życie kulturalne swoje dzieci, widząc w tym wiele korzyści, zwłaszcza przeciwdziałanie różnym formom patologii. Czym jest spółdzielnia. Która nie prowadzi działalności kulturalno-oświatowej? Zrzeszeniem lokatorów, noclegownią. Dorośli po pracy zamykają się w swych mieszkaniach, a dzieciaki i młodzież z nudów malują ściany i niszczą ławki.

Mozaika osiedlowa
Rozumieją to najlepiej na wrocławskim Kozanowie. Dwa duże kluby osiedlowe, cztery stowarzyszenia, kilka liczących się sportowych sekcji, koło wędkarskie oraz zaprzyjaźniona ze spółdzielnią drużyna harcerska, która od kilku już lat pomaga w organizacji spółdzielczych festynów – wszystko to zaczyna przynosić wymierne rezultaty:
-Nasza młodzież ma co robić popołudniami. Dzięki temu zmniejsza się ilość dewastacji, nasza mała  społeczność poznaje się, integruje – mówi prezes SMLW „Kozanów IV” Ryszard Kucharski. – Temu służą zresztą organizowane przez nas rokrocznie osiedlowe festyny. Chcemy zachęcić, zainteresować i przyciągnąć do naszych klubów  tych wszystkich, którzy nie znaleźli jeszcze tam dla siebie miejsca.

Dziś już nikt nie zastanawia się w spółdzielni, czy opłaca się inwestować w działalność społeczno-wychowawczą, czy warto tworzyć nowe kluby, otwierać nowe sekcje. Tak to już jest, że jedni pasjonaci przyciągają do siebie innych, a pierwszy udany pomysł rodzi kolejne. W ten sposób, krok po kroku, tworzy się barwna mozaika osiedlowego życia kulturalnego. I szybko okazuje się, że nie trzeba ani oszałamiających pieniędzy, ani potężnego zaplecza, by stworzyć w najbliższym otoczeniu coś dobrego. Okazuje się też, że ludzi gotowych pracować społecznie, po godzinach nie jest wcale tak mało, jak mogłoby się zdawać. Trzeba tylko dać im szansę…

 (GP nr 2/122)
 

O Joanna Kaliszuk 147 artykułów
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*