Sposób na miasto

24 i 25 października Biuro Rozwoju Wrocławia  zorganizowało na Rynku happening, podczas którego  młodzi projektanci z Urzędu informowali wrocławian, w jaki sposób zwykły obywatel może wpływać na zagospodarowanie przestrzenne miasta.  Czy mieszkańcy faktycznie czują, że mają wpływ na planowanie zabudowy we Wrocławiu? 

Podczas spotkania można było obejrzeć  wycinek studium uwarunkowania i kierunków rozwoju Wrocławia, plany oraz  mapy, które są także do wglądu w internecie: www.gis.um.wroc.pl. Odwiedzający mogli poznać stopnie, przez jakie przechodzi projekt zabudowy, zanim zostanie wcielony w życie – od momentu podjęcia uchwały do zatwierdzenia planu. Zgodnie z Ustawą o Planowaniu i Zagospodarowaniu Przestrzennym z marca 2003 roku, uwagi do projektu planu miejscowego ma prawo, w wyznaczonym terminie, wnieść każdy. Zdziwieni przechodnie chętnie przystawali i dyskutowali na ten temat.

Pytaliśmy mieszkańców w różnych dzielnicach miasta, czy uważają, że mają wpływ na to, co planują urzędnicy? Większość odpowiedziała, że  nie ma takiej możliwości, a wręcz przeciwnie, że głos społeczeństwa jest często pomijany przez miasto. 

– Powinniśmy mieć wpływ, ale niewielu ludzi się tym interesuje – mówi pani Kasia z Kleczkowa. Czy czasem więc sami dobrowolnie nie pozbawiamy się wpływu na rzeczywistość? 

Inaczej na tę sprawę patrzą drobni przedsiębiorcy, którzy od lat dzierżawią tereny od miasta. Oni próbują działać, ale 

często natrafiają na mur, 

za którym, ich zdaniem, 

stoi niezrozumiałe i nielogiczne 

myślenie urzędników.

Miasto chce zlikwidować 400 blaszanych budek handlowych i usługowych we Wrocławiu. W dzielnicy Różanka obok zajezdni tramwajowej na ul. Zawalnej właściciele stojących tam od ponad 30 lat małych pawilonów, między innymi kwiaciarni, dwóch barów: „Zbyszko” i „Baru Uniwersalnego” oraz kiosku, otrzymali nakaz, żeby do 31 grudnia 2013 zlikwidować swoje małe biznesy.  

– Pracuję tu od 36 lat – mówi właścicielka drewnianej kwiaciarni.  – Przez te wszystkie lata zmieniali się naczelnicy dzielnicy i każdy z nich miał inne pomysły na zagospodarowanie tego terenu, ale zawsze informowali nas i pytali co my na to, aby przenieść się gdzie indziej. Dziś jestem załamana , w sierpniu dostałam nakaz usunięcia sklepiku do końca roku. Nikt nie zaproponował mi innego miejsca ani rozwiązania – opowiada.  

Teren, na którym stoją budki należy do Gminy Wrocław. 

 – W latach 90. plan zagospodarowania wskazywał, że jest to teren rekreacyjny z możliwością drobnych usług – mówią właściciele. W zasadzie plan się nie zmienił.  Właściciel baru „Zbyszko” opowiada, jak od kilku już lat wraz z innymi przedsiębiorcami proponował miastu, że na własny koszt wyremontuje drogę obok budynków oraz zmieni wygląd baru, jeśli będzie konieczne. 

– Chcieliśmy nawet wykupić ten teren. Według Ustawy o Gospodarce Nieruchomościami z 1997 r. wieloletni użytkownicy mają prawo do wykupienia terenu. Pisaliśmy pisma do prezydenta, ale odpowiedź zawsze była negatywna. Kiedyś obliczyłem, że z naszych opłat miasto uzyskuje 10 tysięcy miesięcznie i około 150 tys. rocznie. Nie widzę w tym logiki. Dlaczego pomimo naszej otwartości i chęci wyremontowania terenu i budynków na własny koszt, gmina kategorycznie nas stąd wyrzuca? Jaka z tego będzie korzyść dla miasta? – zastanawia się właściciel.

Inny przedsiębiorca, opowiada, że nie mógł po swoim zmarłym ojcu wydzierżawić terenu na Polanowicach i kontynuować biznesu, choć miał pieniądze, bo miasto się na to nie zgodziło. Minęło parę lat, a ten teren nadal jest pusty.   

Na bazarze u zbiegu ulic Broniewskiego i Żmigrodzkiej 

ludzie reagują zdziwieniem, 

że można mieć jakiś wpływ na plan kształtowania miasta.

 – Uważam, że nie ma dialogu pomiędzy nami a urzędem – mówi pan Wojtek. – Nasz bazarek położony jest na terenie należącym do ZDiUM, handlujemy w namiotach, ale z chęcią dołożylibyśmy do wynajmu stoisk na tym terenie. Jednak na placu jest zakaz stawiania czegokolwiek stałego. Czujemy w ten sposób niepewność, choć regularnie płacimy czynsze i podatki – mówią handlujący.

Urbaniści z Urzędu Miejskiego nie ukrywają, że jeśli trafia się inwestor z pieniędzmi, jest to zawsze atrakcyjne dla miasta. Ale Michał Więcek z Biura Rozwoju podkreśla, że to jest błąd, iż ludzie myślą, że nie mają szans z wielkim inwestorem i podaje przykład z ulicy Borowskiej, gdzie inwestor chciał wybudować wieżowiec, ale dwustu  mieszkańców zgłosiło sprzeciw, gdyż budynek zacieniłby znacznie teren. Po długich dyskusjach, sądach i walce przeważył głos społeczeństwa. 

Niedawno wygraną bitwę stoczyli mieszkańcy i właściciele sklepików przy szkole podstawowej nr 50 w obrębie ulic Czeskiej i Chorwackiej.   

– Pod koniec września dostaliśmy pismo: „W związku z przejęciem terenu przez ZDiUM wypowiadamy Państwu umowę dzierżawy. 8 stycznia nastąpi odbiór terenu” – mówi Dorota Nicińska, właścicielka sklepu zoologicznego.   

– Tyle lat broniliśmy się przed Lidlem. Żeby we własnym kraju Polaków wyrzucać, to naprawdę niezrozumiałe i straszne – dodaje właścicielka sklepu spożywczego, w którym gromadka dzieciaków ze szkoły stoi w kolejce po bułki i pizzerki. 

– Miasto miało w planach postawić tu ławki, bo te budki są brzydkie, powinniśmy uczyć dzieci porządku, jak skomentowała koordynator ds. plastycznego wystroju Wrocławia Beata Urbanowicz. A taki kształt sklepów zaprojektowało niegdyś miasto, mój projekt był inny, ale nie został zatwierdzony – wspomina Dorota Nicińska.   

Mieszkańcy osiedla od zawsze walczyli z ławkami pod blokami, gdyż przesiadują na nich pijani: 

– Dlaczego miasto nie wytnie trochę hipermarketów – zastanawia się klient sklepu zoologicznego. – To jest mój sklepik, kupuję tu od lat, w supermarketach nie ma wszystkiego. Nie ta jakość. A tu sprzedawczyni zawsze mi poradzi lub nawet sprowadzi to, co chcę. 

– To jedyny papierniczy na osiedlu zaraz przy szkole, jest w nim dużo polskich  rzeczy – dodaje pani Beata. –  A sklep rybny to skarb i rzadkość w dzisiejszych czasach.

Właściciele sklepików złożyli petycję 

do prezydenta Rafała Dutkiewicza, 

pod którą podpisało się 3 tysiące osób 

i niemal natychmiast 

otrzymali propozycję spotkania.  

Na spotkaniu dyrektor Sutryk z Departamentu Spraw Społecznych poinformował mieszkańców, że kilka lat temu Rada Osiedla i dyrektor szkoły wnioskowali o to, aby była tu droga jednokierunkowa i stąd decyzja o usunięciu budek. Plastyk Beata Urbanowicz nie była obecna na spotkaniu. 

– Urzędnicy czekali na nas już ze zmienioną, pozytywną decyzją. Jesteśmy zadowoleni. Działaliśmy dużą grupą. Pomogły nam media, a ilość podpisów zrobiła wrażenie. Byliśmy solidarni z innymi sklepikami i z mieszkańcami, nawet ksiądz z naszej parafii ogłosił sprawę w kościele. Nasza sytuacja pokazuje, że trzeba reagować szybko i warto walczyć – mówi właścicielka sklepu papierniczego, Katarzyna Alberska. 

We Wrocławiu funkcjonuje wiele małych bazarków i sklepików w budkach, a wrocławianie z przyjemnością się tam zaopatrują.

– Mamy swoje małe biznesy od lat, płacimy podatki, dbamy o jakość – mówią przedsiębiorcy, a klienci dodają, że bardzo zależy im na tych „swojskich” pawilonach:  – W hipermarkecie jesteśmy bezimiennym tłumem, w sklepiku na osiedlu znamy się i lubimy. 

– Bardzo się cieszę, że Wrocław pięknieje, że zaczyna dbać o estetykę zabudowy, ale powinno się w tym wszystkim uwzględniać także interesy i dobro mieszkańców  – dodaje pani Krystyna z osiedla przy Czeskiej.  – Wszak to miasto jest dla ludzi, a nie ludzie dla miasta.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*