Stolica Urzędowej Kultury

fot. kaj
fot. kaj

W 2011 roku Wrocław wygrał walkę o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Zwycięską aplikację chwalono zwłaszcza za nowatorskie projekty kulturalne, oparte w głównej mierze na pracy u podstaw – z zaangażowaniem mieszkańców miasta. Co pozostało z tych idei?

 

Badania socjologiczne, przeprowadzone we Wrocławiu przed napisaniem aplikacji konkursowej, wykazały, że w życiu kulturalnym miasta regularnie uczestniczy zaledwie 7 procent jego mieszkańców. W mieście zdiagnozowano pięć grup wykluczonych: seniorzy po 65 roku życia, rodziny wielodzietne, ludzie nisko sytuowani i bezrobotni, młodzież oraz niektóre mniejszości narodowe.

– Chodziło również o ludzi, którzy siedzą zwykle w domu przed telewizorem i nie czują, że przestrzeń kulturalna miasta jest także ich przestrzenią oraz o ludzi samotnych – mówi prof. Adam Chmielewski, autor zwycięskiej aplikacji.

Startując w konkursie na Europejską Stolicę Kultury, Wrocław zadawał istotne pytanie: jak ludzi wykluczonych ośmielić do kultury. I odpowiadał na nie w swojej aplikacji, co zresztą w dużej mierze przyczyniło się do wygranej. Celem miała być współpraca miasta i obywateli, a hasło „Przestrzenie dla piękna” miało stać się zaproszeniem do tworzenia i odkrywania wspólnych  przestrzeni w różnych aspektach życia.

Tuż po zwycięstwie prezydent Rafał Dutkiewicz podkreślał:

– Chcemy uwspólnić całe przedsięwzięcie i zrealizować jak najwięcej ciekawych projektów, możliwie z jak największym udziałem wrocławian.

Jednak już kilka miesięcy później autora zwycięskiej aplikacji i pierwszego dyrektora Biura Europejskiej Stolicy Kultury 2016, profesora Adama Chmielewskiego, odsunięto od realizacji projektu. Na czele Biura stanął Krzysztof Maj, wcześniej wicestarosta powiatu lubińskiego i rzecznik prasowy prezydenta Lubina. Dyrektorem artystycznym przedsięwzięcia został Krzysztof Czyżewski, szef ośrodka „Pogranicze” w Sejnach (i niespełna rok później zrezygnował z tego stanowiska).

Ten ruch kadrowy sugerował, że następuje koncepcyjna zmiana. Późniejsze wypowiedzi prezydenta, który coraz rzadziej wspominał o wspólnych przedsięwzięciach, a coraz częściej o tym, że Wrocław ma się stać europejską metropolią z rozbudowaną infrastrukturą kulturalną i zwielokrotnionym ruchem turystycznym, tylko to potwierdzały.

 

Trudno nie odnieść wrażenia, że we Wrocławiu, jak zresztą w innych polskich czy europejskich miastach, kultura instytucjonalna jest faworyzowana kosztem kultury niezależnej. Tytuł ESK 2016 dla Wrocławia miał to zmienić.

 

Koncepcja „Przestrzeni dla piękna” miała zaangażować w cały ten proces mieszkańców – sprawić, że poczują się oni współgospodarzami miasta. Miała wyprowadzić sztukę z galerii i instytucji właśnie – wprost na podwórka, ulice, kwartały miasta.

– W naszych projektach chodziło nie o to, aby ludzie uczestniczyli w kulturze w sposób bierny czy pod dyktando dyrygenta lub kompozytora, ale o to, aby stworzyć dla nich zachętę, by mieszkańcy sami stawali się artystami – mówi prof. Chmielewski.

Do aktywnego udziału w kulturze miał też zachęcać mieszkańców specjalny program zniżek i promocji. Planowano na przykład połączyć kartę miejską z bezpłatnym wstępem do muzeów dla młodzieży (w 2016 roku muzea mają być dostępne za darmo, ale tylko podstawowe ekspozycje), co mogłoby być skuteczną formą edukacyjną. Były też plany umożliwienia bezpłatnego wstępu do muzeów emerytom.

Istotnym celem zawartym w aplikacji było podkreślenie wymiaru europejskości Wrocławia i przełamanie jego enigmatyczności w świecie:

– Chcieliśmy zaprosić artystów z całej Europy, aby wszyscy wspólnie włączyli się w działania i stworzyli unikalną przestrzeń kultury, co mogłoby być również skuteczną promocją dla Wrocławia.  Chcieliśmy zadać pytania o problemy dzisiejszej Europy, organizując II Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju, w nawiązaniu do tego z 1948 roku. Odwiedzając Wrocław, członkowie komisji z Brukseli pytali o to wydarzenie – mówi prof. Chmielewski.

Wsparcie finansowe dla inicjatyw środowiskowych, lokalnych artystów i animatorów gwarantować miał budżet obywatelski ESK, czyli specjalny program mikrograntów.  Pomysł ten, początkowo odrzucony przez nowy zarząd ESK, powrócił do łask w 2014 roku. Miasto zdecydowało się jednak ostatecznie przeznaczyć na inicjatywy mieszkańców niecały milion złotych, czyli ok. 0,3 proc. całego budżetu ESK – do 5 tys. na każdy projekt. Te dobre i potrzebne przedsięwzięcia na tle fajerwerkowych, spektakularnych wydarzeń (jak choćby planowanego na otwarcie pochodu Czterech Duchów Wrocławia – wysokich na 14 metrów kukieł, mających symbolizować „żywe idee składające się na wizerunek Wrocławia” – za, bagatela, 5 mln zł) wydają się więc traktowane bardzo po macoszemu.

W efekcie, wrocławianie, nawet jeśli zapalą się do działań, nie mają gwarancji na ich finansowanie. Tak jak na Księżu Małym, gdzie powstał projekt „Gotowi do STAR-tu”, a mieszkańcy solidarnie włączyli się w jego realizację i dążą do tego, aby stworzyć w swojej dzielnicy społeczny Dom Kultury. Na razie wspomaga ich tamtejsza spółdzielnia mieszkaniowa. Miasto, co prawda,  obiecało pieniądze na warsztaty dla mieszkańców, ale, póki co, nie padły jeszcze żadne konkrety.

10 mln zł przeznaczono za to na program „Mosty” – jego finał już niebawem – czyli jednodniowe wydarzenia artystyczne (happeningi, instalacje, tańce) na dwudziestu sześciu mostach Wrocławia. Jednym z projektów jest „Wąski Most-Szeroka Kultura”, na Moście Bartoszowickim, przygotowywany od kilku miesięcy przez mieszkańców. Projekt ma połączyć symbolicznie Psie Pole ze Śródmiesciem. Most przeobrazi się w Smoka Strachotę z lokalnej legendy, który stanie się jednocześnie galerią na moście.

Inicjatywą już realizowaną jest projekt kuratora ds. sztuk wizualnych Michała Bieńka:  „Wejście od podwórza”. Artyści z Polski, Europy i mieszkańcy Wrocławia mają zmienić w ramach tego przedsięwzięcia kilka wybranych podwórek w mieście. Akcja potrwa dwa lata.

 

Wrocławskie przygotowania do ESK niemal od początku wzbudzają kontrowersje, zarówno wśród mieszkańców miasta, jak i ludzi kultury.

 

Przyczyniły się do tego częste zmiany w zarządzie ESK, modyfikacje koncepcyjne, budżet, który przez długi czas pozostawał wielką niewiadomą, tak samo zresztą jak program całego przedsięwzięcia oraz mało zrozumiałe decyzje, jak choćby zakup za 6,4 miliona złotych ponad 3 tys. zdjęć Marilyn Monroe, niezwiązanej przecież w żaden sposób ani z kulturą europejską, ani tym bardziej z Wrocławiem.

Jak przekonuje dyrektor Krzysztof Maj, zdjęcia Marilyn Monroe to jeden z elementów ESK, który pozostanie po wydarzeniu: kolekcja ma być zachętą dla turystów, by chcieli przyjechać do Wrocławia, i atrakcją na światowym poziomie. W mieście nie powstanie jednak muzeum Marilyn Monroe. Zdjęcia zostaną za to zaprezentowane na czasowej ekspozycji w Hali Stulecia już w tym roku. Zdziwienie budzi fakt, że nagroda Meliny Mercouri, którą Wrocław otrzymał jako ESK, czyli 1,5 miliona euro, została w całości przeznaczona na pokrycie kosztów ich zakupu. Ale to nie koniec wydatków na Marilyn – sama konserwacja i ekspozycja zdjęć ma pochłonąć kolejne 6 mln złotych, bo fotografie te potrzebują, jak tłumaczą fachowcy, specjalnego traktowania i oświetlenia.

Budżet ESK oszacowano na 300 mln złotych. Jeśli jednak doliczyć doń inwestycje w infrastrukturę, między innymi budowę Forum Muzyki, przebudowę teatru Capitol, Przejścia Świdnickiego czy dawnego Baru Barbara, czyli dodatkowe kilkaset milionów złotych, cały, wieloletni proces przygotowań może sięgnąć kwoty nawet ok. 1 mld zł.

Wydarzenie, w dużej mierze finansowane przez miasto, ma być wsparte pieniędzmi z dotacji unijnych, banerów, wpływów z biletów, Polskiej Organizacji Turystycznej  i od sponsorów. Największą niewiadomą stanowiły środki rządowe. Ostatecznie, z rządowej puli Wrocław dostał w tym roku na przygotowania 20 mln zł, a w  latach 2016-17 otrzymać ma jeszcze 99 milionów złotych. To o połowę mniej niż się spodziewano.

 

Choć we Wrocławiu działa mnóstwo organizacji i osób niezrzeszonych, które tworzą niezależną kulturę, często na własną rękę, to jednak w dużej mierze kulturę w mieście wciąż kształtują raczej urzędnicy niż obywatele.  

 

ESK miało zmienić tę sytuację. Tymczasem będzie mnóstwo wydarzeń jednorazowych, które mają, jak mówi dyrektor Maj, przyciągnąć mieszkańców, zostając im w pamięci i tworząc wspólnotę „wspomnień i przeżywania”.

Jeszcze w tym roku, 19 czerwca, na Stadionie, odbędzie się wydarzenie poprzedzające ESK, na którym wystąpi Andrea Bocelli, a także polscy artyści, dzieci grając na bębenkach, wrocławscy gitarzyści i chóry akademickie.

Inne zapowiadane spektakularne wydarzenia to m.in. megawidowisko operowe Zarzuela, czyli hiszpański show na Stadionie Miejskim z udziałem naszych rodzimych zespołów tanecznych i wokalnych wybranych w specjalnym castingu, Olimpiada Teatralna, Singing Europe z udziałem 10 tys. śpiewaków, inny wymiar „Europy na Widelcu”, koncerty rockowe światowych i polskich sław, Światowy Dzień Jazzu, Światowa Stolica Książki, ceremonia wręczenia Europejskich Nagród Filmowych.

Czy jest w tym wszystkim miejsce na „pracę u podstaw”? I czy lokalne wydarzenia nie zostaną przyćmione przez jednorazowe fajerwerki, czego od dawna obawiali się pesymiści? Cóż, o tym, w jaki sposób kultura stanie się narzędziem zmiany społecznej – i czy w ogóle się stanie – przekonamy się już za kilka miesięcy.

 

 

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*