Na początku moim zdaniem najpiękniejszej (niektórzy wolą „Halkę) i najbardziej patriotycznej opery – „Straszny Dwór” – Stefan i Zbigniew śpiewają: „zamiast bezczynnie służyć w żołnierce, wracamy z bratem w domowy próg” i „zostaniem oba w bezżennym stanie, by w każdej chwili gotowym być! Bo kiedykolwiek burza nadleci, czy to z odległych, czy bliskich stron, już nas nie wstrzyma kwilenie dzieci, trwoga krewniaków ni lament żon”.
Po raz pierwszy operę wystawiono w Warszawie we wrześniu 1865 roku, ledwie nieco ponad rok po upadku powstania styczniowego. Ale libretto opery Jan Chęciński pisał w klimacie największego patriotycznego wzmożenia, gotowości do czynu, a Stanisław Moniuszko komponował ją przez trzy lata – przed wybuchem i w trakcie zrywu powstańczego. Treść i muzyka opery w pełni więc odzwierciedla ówczesne patriotyczne nastroje i nic dziwnego, że po trzech przedstawieniach carska cenzura zakazała przedstawienia.
Nawiasem mówiąc, nader dziwne jest, że „Straszny Dwór” jest tak rzadko dzisiaj wykonywany i nawet nie ma tej opery na płycie DVD (jest tylko „Halka” zarejestrowana w Operze Wrocławskiej). Jak widać, inne są patriotyczne priorytety kolejnych ministrów kultury, z hojnie finansującym liczne narodowe organizacje, zrzeszenia i fundacje ministrem Glińskim włącznie. Ale to na marginesie, bo przecież nie sugeruję, że obowiązuje nadal carski zapis!
Wspominam to nasze narodowe operowe arcydzieło, albowiem nieustannie – od końca XVIII wieku – toczy się w Polsce patriotyczny dyskurs. A mianowicie – kto jest patriotą, kto jest większym patriotą, a kto patriotą nie jest (ten, kto nie podziela naszego zdania). W „Strasznym Dworze” odpowiedź jest jednoznaczna i dana na początku: patriota nie żeni się, nie płodzi dzieci, by w każdej chwili, bez wahania, bez rodzinnych obciążeń, być gotowym do boju. Jednakowoż jest to tylko radykalny postulat dla herosów patriotów, od zwykłego Polaka trudno wymagać aż tak ekstremalnej postawy, przeto opera kończy się i pięknym mazurem i weselem dzielnych szlachciców.
Rodzi się jednak wątpliwość: bo czyż nie bardziej patriotycznie byłoby wziąć babę do chaty, spłodzić czwórkę zdrowych synów i przysporzyć ojczyźnie obrońców? Może i tak, ale ten pogląd nie jest popularny w dominującym przez pokolenia Polaków przekazie wychowawczym. Zwróćmy uwagę, na najbardziej patriotyczną, pisaną 20 lat po klęsce powstania „ku pokrzepieniu serc” literaturę – dzieła Henryka Sienkiewicza. Można bez pomyłki stwierdzić, że „Krzyżacy” i „Trylogia” to jedyne książki znane (choćby z bryków i z filmów) prawie wszystkim Polakom.
I proszę bardzo: w „Krzyżakach” jest jedna istotna dla akcji postać kobieca – Danuśka – i w całej powieści wypowiada jedno zdanie „boję się”. W „Ogniem i Mieczem” to poszukiwana przez dwa tomy przez herosa Skrzetuskiego kniaziówna Helena, która nie chce Bohuna, a chce Skrzetuskiego. I tyle. W „Potopie” przedstawiona jest miłująca Polskę arcydziewica Oleńka, która wypowiada w powieści jedną ważną kwestię: „ran twoich niegodnam całować”. Dopiero w „Panu Wołodyjowskim” nasz wieszcz zechciał dopuścić do akcji pełnokrwistą kobiecą postać. To Basia, która jednak woli robić szablą i iść z mężem gromić tatarskie kupy swawolne, niż pielęgnować dzieciska.
Więc nie bohaterowie Prusa i nie Żeromski, ale wzorcem patriotycznego wychowania polskiej młodzieży od ponad 100 lat jest gość, który żyje wyłącznie dla Polski i dla umiłowanej ojczyzny chce umrzeć. Nie ma w tym przekazie chłopów, kupców, mieszczan, herosi nie wiadomo z czego żyją, skąd pochodzą. Pewnie posiadają jakieś ziemskie majątki (przecież to szlachta) i to wyjaśnia, że nawet w największej wojennej zawierusze mają pełne sakiewki i takie przyziemne bytowe sprawy dla nich nie istnieją. Tak jak nie istnieje seks i rozmnażanie, bo prawdziwa miłość jest ponad to obrzydlistwo. Straszny ten dwór….
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis