To jedna z najbardziej przykrych wiadomości ostatnich dni. Zmarł profesor Walery Pisarek. Legenda polskiego językoznawstwa i medioznawstwa, założyciel i pierwszy przewodniczący Rady Języka Polskiego, a później honorowy jej prezes, pomysłodawca Ustawy o języku polskim.
Był wieloletnim dyrektorem Ośrodka Badań Prasoznawczych w Krakowie, założycielem studiów dziennikarskich na UJ, autorem setek publikacji poświęconych komunikacji masowej i teorii informacji. Na jego „Retoryce dziennikarstwa” wychowało się kilka pokoleń studentów.
Uczony, erudyta, a przy tym otwarty, ciepły człowiek o wielkiej kulturze osobistej i ujmującym poczuciu humoru. Nieustannie aktywny.
To On wspótworzył teksty organizowanego w Katowicach Ogólnopolskiego Dyktanda („Z półczwartej setki ptaszęcej trzódki podpisują obunóż na wyprzódki czyż, dzierzba i jemiołuszka, potrzeszcz i żona raniuszka, strzyżyk woleoczko, piegża i pustułka pokląskwa, kszyk, sójka niezgułka, pokrzewka, ohar, przepiórka, pójdźka i trznadel, co rzewnie ciurka…”) i od początku zasiadał w jury.
Był niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie kultury języka i niestrudzonym jej propagatorem.
„Wciąż pęcznieje zasób leksykalny mojej polszczyzny” mówił żartobliwie w 2011 roku na uroczystości przyznania Mu tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. Warto przytoczyć fragmenty tamtego wykładu:
„Przed kilku laty w Katowicach Jerzy Bralczyk z Jackiem Wasilewskim opisywali pięć polskich języków publicznych, a wśród nich język sukcesu, język politycznej poprawności, populistycznej agresji, młodzieżowego luzu i nasycony tradycją narodową język wyznawców. Aż można się złapać za głowę, gdzie ta polszczyzna? Rozpada się na dialekty, socjolekty, profesjolekty, na odmiany zawodowe, naukowe, osobnicze, a – jak się okazuje – także ideologiczne. I już się ciśnie na usta fraza: nie ma jednego języka polskiego. Ale gryzę się w język, ten, który mam w gardle, bo te wszystkie rzekomo osobne języki polskie są polszczyzną – tak samo jak róża, fiołek, lilia, mak i konwalia są kwiatami.
Ona właśnie jest wszystkimi razem i każdym z osobna – warszawską i krakowską, i śląską, i podlaską. Jest polszczyzną średniowiecznych Kazań Świętokrzyskich i polszczyzną współczesnych kazań w kościele św. Krzyża w Warszawie. Polszczyzną dawnej i współczesnej matematyki, fizyki, socjologii, polszczyzną informatyki i nauk o mediach. Polszczyzną biało-czerwoną i polszczyzną kolorową. Polszczyzną uduchowioną i wulgarną. Polszczyzną anielską i tą z piekła rodem. Sprostała wymaganiom Pana Cogito i naszych poetów noblistów, tej Pani od Stu Pociech i tego Pana od Pieska Przydrożnego. I weźmie pod swój płaszcz także wypasiony język blokersów.
Tylko taki język, który jest w stanie sprostać wszystkim potrzebom i potencjalnie jest w stanie wyrazić to, co jeszcze nie zostało nawet pomyślane, zasługuje na miano pełnego języka narodowego”.
5 listopada prof. Pisarek przyjechał do Katowic, by wygłosić laudację na cześć Jacka Bocheńskiego, uhonorowanego tegorocznym tytułem Ambasadora Polszczyzny.
Nie zdążył.
I znów zrobiło się wokół trochę smutniej.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis