Kończył się rok 2020 niezłomną obroną w Brukseli polskiej niezawisłości i godności. Wraz z Madziarami odnieśliśmy podwójne zwycięstwo, co ogłosił premier Morawiecki, a potwierdził swoim autorytetem minister Sasin. Nie musieliśmy rezygnować z iluś tam setek miliardów europejskich srebrników, kłaniać się w pas niemieckim, francuskim i holenderskim tyranom. Może minister Ziobro spokojnie nadal reformować sądy.
Czy jednak jest to sukces na miarę naszych oczekiwań? Otóż – niekoniecznie. W końcu zapis o uzależnieniu wypłat unijnych środków od praworządności – chociaż rozwodniony, i nie do natychmiastowej realizacji – pozostał niezmieniony! Co oznacza, że od Niemców, Francuzów i, tfu, Holendrów zależy, czy, kiedy i jak będzie egzekwowany. Więc minister Ziobro i jego wierna drużyna słusznie się zżymają: miało być weto albo śmierć, a nie jakiś zdradziecki kompromis.
Mieliśmy, zgodnie z polską tradycją, zwyciężyć albo „na dnie z honorem lec”. Jeszcze niedawno prezydent Duda, przy okazji rocznicy listopadowego powstania mówił, że słusznie nie pamiętamy nazwisk zdradzieckich generałów zamordowanych przez podchorążych, a pamiętamy tych cudem ocalałych i najdzielniejszego patriotę, pułkownika Wysockiego, który powstanie organizował. Te słowa miały wzmocnić nieustępliwość naszych negocjatorów w Brukseli: bo nie skutek działań, ale szlachetne zamiary się liczą.
Słowa były przemyślane, bo jak wiadomo (chyba też prezydentowi) powstanie listopadowe skończyło się likwidacją autonomii Królestwa Polskiego, likwidacją polskiej armii, polskiej administracji i polskiego sądownictwa oraz szkolnictwa. Ale to nieważne. Słusznie przeto, zdaniem prezydenta, w wiecznym zapomnieniu mają przepaść ci, którzy przewidzieli taką klęskę, czyli wszyscy ówcześni polscy politycy i generałowie polskiego wojska (chociaż ci, którzy później dowodzili powstaniem, mogą być pamiętani).
Inna sprawa, że nazwiska 8 zamordowanych generałów – między innymi bohaterów napoleońskich Haukego, Potockiego czy Trębickiego, któremu najpierw podchorążowie kilkakrotnie proponowali dowództwo – można bez problemu znaleźć w każdym podręczniku historii. Ale już niedługo, bowiem prezydencka sugestia o zapomnieniu już jest realizowana. Minister Czarnek już wyrzucił z roboty panią dyrektor odpowiedzialną za programy szkolne, bo – jego zdaniem – za dużo w nich było „pedagogiki wstydu”, a nie dość ukazywały niezłomności, bohaterstwa i wierności Kościołowi. Dość mówienia o chłopach wrogich powstańcom, o Jakubie Szeli czy o Jedwabnem. Nie takimi sprawami mają się zajmować uniwersytety!
Minister Czarnek dokończy to, co zaczęły rządy Bieleckiego (ów orzekł, że komuna dokonała większych zniszczeń niż Hitler), później Buska i Tuska. A te rządy wymazały z programów szkolnych najpierw armię Berlinga (dezerterów spod Lenino należy więc uznać za patriotów), później Armię Krajową zrównały z Żołnierzami Wyklętymi, a teraz ci ostatni, łącznie z umykającą wraz z Niemcami Brygadą Świętokrzyską, stali się obowiązującym wzorcem patriotyzmu. Zaś powstania listopadowe, styczniowe i warszawskie będą w podręcznikach bezwzględnie zwycięskie.
Godząc się w Brukseli na zdradziecki kompromis, złamaliśmy święte polskie prawo powiedzenia wszystkim: Weto. Liberum veto! Nie obroniliśmy tej „źrenicy w oku wolności” I Rzeczypospolitej, sarmackiej, której w Barze i Targowicy broniliśmy nawet z pomocą rosyjskich bagnetów. Radość milionów Polaków z brukselskiej klęski dowodzi tylko słabości dotychczasowej edukacji.
Na szczęście to radość przedwczesna. Minister Ziobro jeszcze zdąży zrobić z sądami porządek, żeby te tysiące łapanych i spisywanych uczestników demonstracji – na razie przez sądy uwalnianych – nie uniknęły srogiej kary. I obok nowej szkolnej, będzie to edukacja bezwzględnie skuteczna: nie będą już młodzi nigdzie wychodzić, ewentualnie do kościoła. Sukces kolejny gwarantowany.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis