Według oficjalnych danych bez dachu nad głową żyje w Polsce ok. 31 tys. ludzi. Każdego roku udaje się pomóc mniej więcej co dziesiątemu z nich. Mimo to statystyki wcale nie maleją, bo tych, którzy się usamodzielnili, szybko zastępują kolejni.
Zjawisko to, niezmienne od lat, świadczy o jednym: o ile pomoc doraźna i interwencyjna jest w Polsce całkiem nieźle zorganizowana, o tyle ta długofalowa, systemowa, w tym tak istotne strategie przeciwdziałania bezdomności, mocno kuleje.
W działaniach pomocowych najważniejszą rolę
odgrywają organizacje pozarządowe.
Powadzą noclegownie – jest ich w całym kraju blisko 650 i oferują 22,5 tys. miejsc – jadłodajnie, organizują terapie wychodzenia z uzależnień oraz pomoc psychologiczną i prawną.
–To one wzięły na siebie praktycznie całość zadań związanych z bezpośrednią pracą z osobami bezdomnymi – mówi Jacek Szczerbiński, szef Departamentu Pracy, Spraw Społecznych i Rodziny w Najwyższej Izbie Kontroli, która kilka tygodni temu przyglądała się sprawie. – To dobrze, że taka współpraca istnieje, ale – dodaje zaraz – jeśli przekazujemy komuś aż tyle zadań, to powinniśmy jednak wspólnie działać, na przykład nad profilaktyką i rozwiązaniami systemowymi.
Gminy tego nie robią. Przeciwnie, zamiast rozwiązywać wspólnie z organizacjami problem bezdomności, cedują na nie po prostu najbardziej kłopotliwe zadania.
Czemu zresztą miałoby być inaczej, skoro w skali krajowej brakuje pomysłu i środków na sensowną profilaktykę? Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej od 2010 roku realizuje co prawda „Program wspierający powrót osób bezdomnych do społeczności”, który – z założenia – nakierowany jest na aktywizację zawodową i społeczną, ale jego zasięg i skuteczność są bardzo ograniczone. Powód? Na jego realizację przeznaczono zaledwie pięć mln zł. Kwota ta stanowi jedynie 2,7 proc. wszystkich środków przeznaczanych na pomoc osobom bezdomnym.
Gdy by do oficjalnych danych
Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej
dodać bezdomność ukrytą
całą tę szarą strefę: ludzi pozostających czasowo bez dachu nad głową, pomieszkujących kątem u rodziny, maltretowanych uciekających z domu kobiet, liczba ta wzrosłaby nawet trzykrotnie – szacują organizacje pozarządowe.
I wskazują na jeden zasadniczy problem: co z tego, że istnieją naprawdę dobre programy aktywizacyjne, kursy zawodowe czy szkolenia, skoro brakuje dalszego ogniwa: mieszkań chronionych, lokali socjalnych, całej tej bazy, która pozwoliłaby ich podopiecznym naprawdę się usamodzielnić. Bez niej skazani są na tkwienie w noclegowniach.
Rząd przyjął właśnie kolejny Krajowy Program Przeciwdziałania Ubóstwu i Wykluczeniu Społecznemu, tym razem do 2020 r. Przewiduje m.in. wsparcie dla mieszkalnictwa i budownictwa społecznego oraz działania zapobiegające utratom mieszkania, zadłużeniom czynszowym i eksmisjom. Wskazuje też na potrzebę diagnozowania i mierzenia problemu wykluczenia mieszkaniowego oraz rozwiązywania problemu bezdomności. Program ten nie zadziała jednak i pozostanie kolejnym papierowym dokumentem bez zaangażowania i współdziałania wielu instytucji, odpowiedzialnych nie tylko za politykę społeczną, ale też mieszkaniową, rodzinną, imigracyjną czy zdrowotną. A póki co, takiego współdziałania nie ma.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis