Szczepionkowe emocje

Poznańskie stowarzyszenie STOP NOP przygotowało petycję do minister Ewy Kopacz w sprawie „poszanowania wolności i praw rodziców rezygnujących ze szczepienia swoich dzieci”. Ton listu – nawołującego do zaniechania restrykcji wobec rodziców, prowadzenia rzetelnego rejestru niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP) oraz utworzenia specjalnego funduszu na rzecz osób nimi dotkniętych – jest dramatyczny. Czy w Polsce faktycznie trwa nagonka na osoby uchylające się od obowiązkowych szczepień?

„Wczoraj na zajęciach w szkole rodzenia spytaliśmy się z mężem położnej o te pierwsze szczepienia. Odpowiedź zupełnie mnie zaskoczyła. Powiedziała, że jeżeli nie życzymy sobie szczepić dziecka, to po prostu nie podpisujemy zgody na szczepienia i już”.
 „Kobieta podyktowała mi, co mam napisać: nie wyrażam zgody na szczepienia WZW, polio, tężec, krztusiec, błonica. Biorę na siebie odpowiedzialność za wszelkie powikłania i zostałam poinformowana o skutkach niezaszczepienia. Coś w tym stylu. Jak przyszła lekarz, to w ogóle nie komentowała”.
„Nasze oświadczenie było najprostsze w formie: my niżej podpisani nie wyrażamy zgody na żadne obowiązkowe szczepienia ochronne naszej córki …. urodzonej… Data. Podpisy. Bez ideologii, ale i bez kajania się”.
Młodzi rodzice na bieżąco wymieniają się informacjami na forach internetowych, a problem szczepić – nie szczepić jest jednym z najżywiej dyskutowanych. Tu aż kipi od emocji, a wątpliwości i obawy (czy szczepienia są bezpieczne? czy to nie zbytnia ingerencja w kształtujący się dopiero układ odpornościowy małego człowieka? czy nie lepiej „przechorować” chorobę?) mieszają się z dobrymi radami.


–Internet robi paskudną robotę, bo tam każdy może powiedzieć, co mu się tylko podoba, bez żadnej odpowiedzialności za słowo – mówi dr Irena Sikorska z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu. –  Nie wiem, dlaczego tak jest, ale ludzie, niestety, bardziej wierzą temu, co przeczytają w sieci, niż lekarzowi, do którego chodzą latami i do którego powinni mieć przecież zaufanie.

Efekty już są widoczne. W 2010 roku Powiatowy Inspektorat Sanitarny w Lublinie alarmował, że liczba dzieci, których rodzice nie zgłosili się na obowiązkowe szczepienia ochronne wzrosła aż czterokrotnie. To rekord krajowy. O kryzysie trudno jeszcze mówić, ale to co się dzieje, zaczyna niepokoić epidemiologów. Bo takich przypadków z roku na rok jest więcej.

We Wrocławiu i powiecie wrocławskim
wyszczepialność sięga 96-97 proc.

–To nie jest mało – przyznaje dr Sikorska – Na 160 tys. dzieci kwalifikowanych do szczepień mieliśmy w ubiegłym roku jakąś setkę odmów. Nie stosujemy kar grzywny ani żadnych środków przymusu. Prosimy tylko rodziców, by napisali oświadczenie, że nie wyrażają zgody na szczepienie i biorą na siebie odpowiedzialność za ewentualne skutki tej decyzji. Czego zresztą też często nie chcą zrobić.

„Występujemy w imieniu rodziców, którzy do tej pory musieli samotnie bronić się przed represjami ze strony bezdusznych urzędników w obronie praw do nietykalności swoich dzieci – piszą tymczasem w petycji członkowie STOP NOP. – Oczekujemy ustanowienia przepisów wykonawczych, z których będzie jasno wynikać prawo rodziców do decydowania o tym, czy, kiedy i jakie szczepionki będą podawane ich dzieciom. Oczekujemy stworzenia jasnych instrukcji dla stacji sanitarno-epidemiologicznych, (…) co spowoduje zaprzestanie wydawania decyzji administracyjnych dotyczących zaszczepienia dziecka oraz nakładania grzywien”.

Przypadki takie miały miejsce w ubiegłym roku m.in. w Bydgoszczy oraz Poznaniu, gdzie powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne nakazały rodzicom natychmiastowe stawienie się z dzieckiem punkcie szczepień. Decyzje (od których odwołali się rodzice) podtrzymały oba wojewódzkie inspektoraty sanitarne, powołując się na ustawę o zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych z grudnia 2008 roku. Argumentowały przy tym, że niepoddanie dziecka obowiązkowym szczepieniom ochronnym może stanowić zagrożenie dla zdrowia lub życia nie tylko samego dziecka, ale i innych stykających się z nim osób.
Sprawy oparły się o sądy. Oba (w pierwszym przypadku NSA, w drugim Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu) uchyliły decyzje sanepidów, oba też wyraziły jednolity pogląd, że brak jest podstaw prawnych do wydawania przez Państwową Inspekcję Sanitarną decyzji w przedmiocie przymusowego poddania dziecka obowiązkowym szczepieniom ochronnym. (Szczegółowe uzasadnienie wyroków w tych sprawach można znaleźć w bazie orzeczeń na stronie internetowej NSA). 

Nie szczepić się
to jak przechodzić po pasach
na czerwonym świetle

– twierdzi Jerzy Banach, wrocławski specjalista medycyny morskiej i tropikalnej. – Kilka razy się uda, a jeden raz nie i ten raz może być katastrofalny w skutkach.
I wskazuje na wiszący na ścianie certyfikat WHO, wydany w Kopenhadze 16 września 2002 roku, ogłaszający Polskę krajem wolnym od choroby Heinego–Medina (poliomyelitis).
– Starsi czytelnicy z pewnością pamiętają, ile było zachorowań na polio w latach pięćdziesiątych, ile zgonów, ile nieszczęść, ilu inwalidów, którym ta straszna choroba spustoszyła życie. To właśnie dzięki masowym szczepieniom udało się ją wyeliminować, zresztą nie tyko ją.

Epidemiolodzy przypominają, że jeszcze w latach międzywojennych w Polsce choroby zakaźne były odpowiedzialne za przeszło dwadzieścia procent spośród wszystkich zgonów. Dziś – za mniej niż jeden procent. Rodzi się jednak nowy problem, opisywany przez niektórych jako „tragedia wspólnego pastwiska”: kiedy poziom zaszczepienia społeczeństwa jest wysoki, a tym samym wzrasta odporność grupowa, ludzie przestają się obawiać samych chorób, zanikających wskutek immunizacji, zaczynają natomiast obawiać się ryzyka związanego ze szczepionkami. To wszystko prowadzi do zaniedbywania szczepień, spadku  liczby odpornych osobników, a w konsekwencji  może też doprowadzić do ponownego pojawienia się choroby, która była już niemal nieobecna.
Borykała się z tym Japonia (w latach 70. liczba szczepień na krztusiec spadła tam z 80 do ledwie 10 proc., co spowodowało – w 1979 roku – wybuch epidemii z 13 tys. chorych i 41 zgonami), borykała się Szwecja, dziś boryka się USA, gdzie zapadalność właśnie na krztusiec wzrosła ostatnio niepokojąco.

Przeciwników masowych szczepień
bardziej zajmują jednak inne kwestie

„Rodzice nie uzyskują  pełnej informacji o działaniach niepożądanych oraz nie otrzymują ulotek preparatów szczepionkowych do wglądu, co łamie prawa pacjentów do pełnej informacji o zabiegach medycznych. W praktyce co najwyżej otrzymują informację o zaczerwieniu w miejscu wkłucia i możliwej gorączce” – zwraca uwagę stowarzyszenie STOP NOP. I dodaje: – „Oczekujemy większej staranności lekarskiej w trakcie badania i kwalifikowania dziecka do szczepienia”. Stowarzyszenie domaga się też usprawnienia systemu identyfikacji, kontroli i leczenia niepożądanych odczynów poszczepiennych (w skrócie NOP).

System taki działa w Polsce od 1995 roku. Zdiagnozowane przez lekarzy przypadki NOP – opisane w specjalnych kwestionariuszach –  spływają do powiatowych i wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych, a stamtąd do Państwowego Zakładu Higieny. Co rok PZH powinna ogłaszać raporty w tej sprawie. Najświeższe dane (publikowane na stronie Zakładu) pochodzą jednak z 2009 roku – zarejestrowano wtedy 1047 przypadków niepożądanych odczynów poszczepiennych (obrzęki, zaczerwienienia, wysypki, ciągły płacz, wymioty, a także pojedyncze przypadki wstrząsu anafilaktycznego, omdleń i utraty przytomności oraz zapalenia opon), z czego 5 zakwalifikowano jako ciężkie (wymagające hospitalizacji), 59 jako poważne, a 983 jako inne. To blisko dwa razy więcej niż dziesięć lat temu: kto jednak zgadnie, czy przyczyną jest rzeczywisty wzrost niepożądanych odczynów, czy może jednak coraz rzetelniejsza ich dokumentacja?

– Nie ma takiej szczepionki, tak jak nie ma takiego leku, który nie miałby ubocznego działania – przyznaje dr Sikorska. – Substancje, które wchodzą w skład szczepionek, takie jak konserwanty, toksykoidy czy antybiotyki, a nawet białko kurze, na którym namnażana jest szczepionka, mogą wywoływać reakcje lub odczyny alergiczne. Ale właśnie dlatego szczepi się dzieci w przychodniach i pod kontrolą lekarza… O tym trzeba mówić rodzicom, ale nie wolno ich straszyć, a to niestety robią zwolennicy ruchów antyszczepionkowych.

Tymczasem spadek zaufania do szczepień może być jeszcze większy, jeśli lekarze nie nauczą się inaczej rozmawiać z pacjentami. Lekceważenie ich lęków, nawet jeśli z medycznego punktu widzenia wydają się irracjonalne, sprawia, że po informacje coraz częściej sięgać będą do sieci. I znajdą je – właśnie na stronach antyszczepionkowych. 
Zmiana sposobu komunikowania się z pacjentem, przedstawienie im rzetelnie korzyści, ale i zagrożeń związanych  ze szczepieniami, to być może największe wyzwanie, jakie czeka obecnie epidemiologów….

O Joanna Kaliszuk 152 artykuły
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*