Trzeźwe arabskie wesele
Podczas startu śniady mężczyzna siedzący ciasno obok mnie w samolocie z Madrytu do Marrakeszu wyjął z kieszeni tasbih, islamski sznur modlitewny, i zaczął pod nosem recytować imiona Allaha. Słuchając szmeru muzułmańskiej modlitwy bałem się tego startu jak cholera. Ale lecący ramię w ramię obok mnie w samolocie Arab bał się jeszcze bardziej niż ja, niemal płakał; jakiś Hiszpan przede mną ściskał w dłoni krzyżyk.