Takie uniwersytety…
11 maja na Uniwersytecie Warszawskim miała się odbyć międzynarodowa konferencja naukowa poświęcona ochronie zwierząt. Ale tuż przed terminem spotkania władze Uniwersytetu przestraszyły się i odwołały imprezę.
Czy profesorowie stołecznej uczelni przestraszyli się ryzyka debaty o prawach zwierząt i narażenia się drobiarzom oraz producentom gęsich wątróbek? Nic podobnego! Polscy uczeni przerazili się skandalu: obecności na sympozjum Petera Singera, wykładowcy jednego z pięciu najlepszych uniwersytetów świata, Princeton, wybitnego intelektualisty, ale – o zgrozo! – zwolennika prawa człowieka do eutanazji i dopuszczalności aborcji.
Pani dr habilitowana Małgorzata Korzycka Iwanow, która jest profesorem na Wydziale Prawa UW, pierwsza postawiła veto! Nie będzie jej nazwisko kojarzone z tym potworem z Princeton. Zaraz potem wycofał się europoseł Janusz Wojciechowski. Jako działacz PSL miał zapewne bronić przemysłowego chowu drobiu bez światła dziennego i jeszcze bardziej przemysłowego tuczu rzeźnych koni, żyjących nie na łąkach, ale na gumowych matach wykładanych w stajniach zamiast ściółki. Pan europoseł odważnie byłby bronił nawet prawa rolnika do trzymania psa bez wody na krótkim łańcuchu – ale żeby wystąpić na jednej konferencji ze zwolennikiem zabijania nienarodzonych, na to już odwagi zabrakło!
Ostatni zrezygnował pan profesor Roman Kołacz, wybitny specjalista od higieny zwierząt, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, niegdyś zwanego Akademią Rolniczą. Prof. Kołacz mówił po zmianie nazwy uczelni: ”…uniwersytet to więcej niż akademia. Chodzi przede wszystkim o większy prestiż”. No więc teraz nazywa wrocławska uczelnia, jak ta z Princeton, Yale i Harvardu a pan rektor aktywnie działa na rzecz jej prestiżu, demonstrując niechęć do spotkania z uczonym o innym światopoglądzie. Pogratulować. Szkoda, że dotyczy to rektora uczelni, którą ponad 30 lat temu kończyłem i której rektorowi nie przyszłoby wtedy do głowy unikać spotkania z profesorem Princeton ze strachu przed kruchtą. Ale takie czasy i taka profesura…
I rezygnacja tych trojga wybitnych uczonych była wystarczającym powodem dla kolejnego wybitnego uczonego, prof. Krzysztofa Rączki – dziekana Wydziału Prawa UW – do odwołania konferencji. Któremu to profesorowi Rączce nie przeszkadzała bynajmniej – jak zauważa Jacek Żakowski – tydzień wcześniejsza wizyta i wykład Roberta George, też z Princeton, ale ultrakatolika, fundamentalisty, który naucza, że teoria ewolucji jest nieporozumieniem, źródłem prawa jest Biblia a zwierzęta praw nie mają, bo je Wszechmocny stworzył tylko po to, aby człowiek mógł je tuczyć na strasburskie pasztety i mordować ze sztucerów dla przyjemności albo dla kości słoniowej. W Princeton obaj panowie mogą nauczać razem i polemizować – u profesora Rączki, na polskim uniwersytecie – nie!
Jak już na wszystkich polskich uniwersytetach – również tych przyrodniczych, a szczególnie u rektora Kołacza – powstaną wydziały teologiczne, a wielkie są w tej sprawie naciski, może uda się wycofać z programów nauczania nie tylko Darwina i Kopernika, ale też przywrócić koncepcje prawa, tak zwanego naturalnego, który wymyślili 5 tysięcy lat temu biedni pasterze z Palestyny. Dla nich zwierzę miało wyłącznie wartość mięsa i skóry, oraz wartość, jako zarzynana ofiara dla Jahwe. I nie mieściło im się w głowach jakieś sympozjum o prawach zwierząt.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis