Ludzie lubią deklarować swoje przywiązanie do wartości. Szczególnie politycy, bo lud ich wybiera (albo i nie) ze względu na ich poglądy właśnie. Po śmierci młodej matki spowodowanej strachem lekarzy przed prokuratorami i Ordo Iuris, pytano polityków PiS, czy będą głosować za całkowitym bezwzględnym zakazem aborcji, bo takowy się w Sejmie pojawił. I odpowiedź była taka sama: „Czekam na decyzję klubu”. Czyli: „Takie będę miał w tej sprawie poglądy, jakie każe mi mieć prezes”.
A przecież każdy z tych pytanych nieustannie i gorliwie zapewnia wyborców, że postępuje i głosuje zgodnie z własnymi poglądami, że kieruje się systemem wartości. Głosuje tak, jak mu każą i dlatego twierdzę, że dominującym systemem wartości jest dbanie o swoje i swoich bliskich interesy. Zapewnienia typu „jestem niezłomny”, „jestem demokratą”, „jestem katolikiem” czy „jestem patriotą” są tylko walutą, którą się płaci za awanse albo święty spokój.
Oczywiście, są tacy, dla których normy etyczne – choćby wyłożone w Kazaniu na Górze – są wyznacznikiem postępowania, a więc nie zdradzą przyjaciela, interesownie nie kłamią, biednego wesprą, w świątyni nie handlują, w interesach nie oszukują itd. Ale nie ma ich w polityce; tutaj tylko krowa nie zmienia poglądów.
Krzysztof Wyszkowski niegdyś był dzielnym działaczem KOR i „Solidarności”, wspierającym Lecha Wałęsę w drodze do prezydentury, dzielnie więc walczył z komuną, aby Polska była demokratycznym państwem prawa, częścią demokratycznej Europy. Gdybym 50 i 40 lat temu powiedział panu Wyszkowskiemu, że w 2021 roku za to tylko, że manifestowały w Warszawie przeciw wyprowadzaniu Polski z Unii Europejskiej, napisze o Wandzie Traczyk-Stawskiej i Anie Przedpełskiej: „Ci powstańcy stają po stronie Dirlewangera”, że uczestniczkę Powstania odznaczoną Krzyżem Walecznych porówna do największego zbrodniarza odpowiedzialnego za rzeź warszawiaków? – nie uwierzyłby i podał mnie do sądu za zniesławienie.
A gdybym zapytał 30 lat temu zapytał Piotra Glińskiego – wówczas profesora PAN, socjologa piszącego o społeczeństwie obywatelskim – czy wyobraża sobie, że w 2021 roku, jako minister kultury (!), da kilka milionów złotych państwowej dotacji jakiemuś panu Bąkiewiczowi, tworzącemu bojową organizację narodowców (na wzór zdelegalizowanej w II RP ONR) i że w ten sposób on – szczery wówczas demokrata Piotr Gliński – pomoże panu Bąkiewiczowi organizować pełne nienawiści i przemocy marsze i kupi mu aparaturę pozwalającą zagłuszać przemawiającą na warszawskiej manifestacji Wandę Traczyk-Stawską, że o dziesiątkach występujących tam wybitnych uczonych i ludziach kultury nie wspomnę. Gdybym to wtedy profesorowi powiedział, uznałby, że oszalałem.
A gdybym posłom PiS powiedział jeszcze dwa lata temu, że z aplauzem wysłuchają w Sejmie przemówienia młodzieńca, który środowiska LGBT – blisko dwa miliony Polaków – porówna do bojówek SA, do nazistów chcących zniszczyć naród polski i że zgodzą się jednomyślnie (!), aby procedować ustawę ograniczającą tym ludziom prawa obywatelskie – czy ci wszyscy posłowie jeszcze dwa lata temu nie uznaliby, że ich znieważam? Oczywiście, przecież deklarują swój niezłomny katolicyzm, przywiązanie do humanistycznych wartości i demokracji (jakkolwiek ją rozumieją).
Ale dzisiaj i pan Wyszkowski (który nadal jest członkiem Kolegium IPN, bo któż lepiej będzie bronił prawdy historycznej) i pan Gliński (któż lepiej zadba o kulturę i dziedzictwo narodowe) i państwo posłowie (któż bardziej nie dba o dobrą zmianę) otóż oni wszyscy uważają, że postąpili słusznie, etycznie i, jakże by inaczej – dla dobra Polski. Czy zmienili poglądy? Skądże! Zmienili punkt siedzenia.
Pytanie, na które nie ma podpowiedzi – czy oni tak naprawdę myślą? Czy pan Wyszkowski naprawdę uważa, że Wanda Traczyk-Stawska jest jak Dirlewanger; czy pan Gliński rzeczywiście ma pana Bąkiewicza za demokratę a posłowie PiS serio myślą, że sąsiad gej chce budować obozy koncentracyjne dla ich rodzin? Gdzie są granice partyjnej dyscypliny i etycznych rezygnacji dla kariery.
Kiedy prezes Kaczyński ogłaszał, że uchodźcy niosą nam pasożyty i pierwotniaki, a później wierni pretorianie prezesa nawet pokazali, że uchodźcy namiętnie na dodatek parzą się ze zwierzętami – pełni chrześcijańskich wartości posłowie wsparli wodza entuzjastycznie. Kiedy ogłaszał prezes, że będziemy wyspą wolności w Europie (jak Korea Północna) a teraz, że otaczają nas sami wrogowie, więc podwajamy liczebność naszej armii – cała prawa strona Sejmu była zachwycona.
Czy to znaczy, że Jarosław Kaczyński może już spokojnie ogłosić polexit, wojnę z Czechami albo i USA? I Piotra Bąkiewicza zrobić premierem?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis