Dzień 8 maja 2012 roku w telewizyjnych programach i na czołówkach małych czy dużych gazet solidarnie przemilczano. Nie odbyły się też żadne uroczystości z okazji Dnia Zwycięstwa, o których warto by wspomnieć. A była polska armia jedyną – obok radzieckiej – która zdobyła Berlin i na gruzach zatykała biało-czerwone flagi. Tego dnia zakończyła się wojna, której jednym z celów była likwidacja narodu polskiego i tę likwidację Niemcy skutecznie już realizowali. Ale to zwycięstwo uznano w Polsce za nieważne, niewarte odnotowanie nawet, nie mówiąc o świętowaniu.
Bo zwyciężyła niewłaściwa z dzisiejszego punktu widzenia historii armia. Mówiąca po polsku, z polskich chłopów się głównie składająca, z polskimi kapelanami nawet i biskupem polowym – ale jednak niesłuszna. Tak uznały polskie elity po 1989 roku i tak trzymają; taka jest oficjalna obecna Historia Polski – w maju 1945 roku nastąpiła klęska. I już.
Historię, jak wiadomo, piszą zwycięzcy. Historia była zawsze, jest i zawsze chyba będzie narzędziem władzy, ideologii i masowej manipulacji. Co, rzecz jasna, nie znaczy, że nie ma uczonych szukających prawdziwych faktów, zdarzeń i opinii z przeszłości, uprawiających obiektywną naukę historii. Oczywiście, że tacy są! Chociaż samo pojęcie „obiektywizmu” w naukach historycznych jest wątpliwe z zasady: wartościowanie zdarzeń i ludzi jest przecież naturą człowieka, czyli uczonego historyka też.
Uznajmy przeto, że uczciwa, obiektywna i porządna historia (podana w książce, filmie, przekazie, programie szkolnym itd.) to historia, w której nie fałszuje się ani tendencyjnie – to ważne! – nie pomija faktów, zaś autorskie poglądy – opinie, komentarze i interpretacje – prezentuje jawnie. Podobnie zresztą, jak w uczciwym dziennikarstwie, którego pierwszą zasadą jest oddzielenie informacji od komentarza.
Niestety, takiej historii i takiego dziennikarstwa w dzisiejszym świecie się powszechnie nie uprawia. Uprawia się propagandę i nazywa tę propagandę – czyli masową manipulację – historią lub dziennikarstwem, często zresztą mieszając jedno z drugim. Pokusa jest zbyt wielka, bo każda władza, od najdawniejszych czasów, chce mieć umocowanie ideologiczne. Kiedy władza pochodziła od Boga – władza realizowała po prostu boski plan; kiedy pochodzi z woli ludu – musi swoje aspiracje do władzy i wszelkie swoje opresyjne działania uzasadniać racjami wyższymi, niż chęć władzy.
Chciałbym wierzyć, że protestujący przeciw ograniczaniu liczby lekcji historii w szkołach – i nawet głodujący i modlący się w tej intencji – naprawdę chcą uczciwej historii. Ale nie wierzę. Bo jakoś tak się składa, że protestują akurat te środowiska i gazety i stacje radiowe, które – na przykład – już uznały za historyczny fakt zbrodnię w Smoleńsku, ale negują zbrodnię w Jedwabnym; które Powstanie Warszawskie z 200 tysiącami ofiar i zagładą miasta uznają za zwycięskie, ale zdobycie Berlina przez żołnierzy Berlinga za wstydliwy incydent; którzy bandyckie wyczyny „Ognia” uznają za wzniosły patriotyzm, ale Wałęsę i Jaruzelskiego przy Okrągłym Stole – za zdrajców.
1 maja zapowiedziano w TVP orędzie Marszałka Senatu. Pomyślałem – no, no, przypomniał sobie Borusewicz robotnicze boje o godziwą pracę, płace i wolność. Jakże się myliłem: 1 Maja pan marszałek raczył był wygłosić mowę do Polonii o patriotyzmie i wdzięczności za to, że jest. Pana Marszałka zupełnie nie interesuje święto hucznie obchodzone w dziesiątkach krajów, nie tylko Unii Europejskiej. Bo co tu świętować: że jakieś, za przeproszeniem, komuchy walczyły 130 lat temu o 8-godzinny dzień pracy? Kogo to obchodzi?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis