Giniemy i zginiemy w oparach absurdu. To nasza narodowa specjalność i pewnie dlatego wszystko teraz jest narodowe; niemniej w czasach pandemii ta nasza specjalność jakby szczególnie się objawia, osobliwie już w narodowym – a jakże! – programie szczepień.
Oto bowiem na szczepionkę czekają miliony Polaków przerażonych wizją kilkugodzinnej jazdy karetką i później pobytu w szpitalu, gdzie brakuje salowych, pielęgniarek, lekarze pracują w 12-godzinnych szychtach przerywanych całodobowymi dyżurami, gdzie rodziny nie mają wstępu, żeby – jak to jest u nas w zwyczaju – ciężko chorych nakarmić, umyć, a nawet zmienić im pampersy. Tymczasem cała rządowa (i antyrządowa, o dziwo, też!) propaganda nie zajmuje się – i tu jesteśmy już w gigantycznych oparach absurdu – tymi, którzy chcą się szczepić, ale tymi, którzy nie chcą!
Rząd zajmuje się zachwalaniem szczepień (i siebie przy okazji), a nie informowaniem nas, jak konkretnie to będzie zorganizowane: czy będziemy kontaktować się z lekarzem rodzinnym, a jeśli tak, to w jaki sposób, skoro w czasie pandemii dodzwonić się do lekarzy nie można; czy kolejność będzie według peselu czy kolejności zgłaszania się, czy uwzględniane będą kryteria zdrowotne i tak dalej, i tak dalej. O tym, że pierwsi w kolejce są służba zdrowia i najstarsi seniorzy wiedzieliśmy, zanim pojawiła się szczepionka. Nowością jest wieść, że i służby mundurowe mają być uprzywilejowane. Czy dlatego, że to kadry najcenniejsze dzisiaj? Czy może dlatego, że łatwo będzie osiągnąć statystyczny sukces: kompania do szczepienia marsz i załatwione. Medycy sami siebie szczepią i też idzie nieźle, rząd ogłasza sukces…
Oczywiście jestem świadomy, jak niesłychanie trudna jest logistycznie i merytorycznie organizacja tego przedsięwzięcia; wyobraźni nie starcza, żeby sobie uzmysłowić, przed jakim wyzwaniem staje władza państwowa: tysiące punktów szczepień, do których trzeba dowieźć przetrzymywane w ekstremalnych warunkach fiolki, zorganizować kadry, opracować system zgłoszeń, kolejność szczepień, zapobiec marnowaniu szczepionek – to wyzwanie, przed jakim nie stanął przedtem żaden rząd. A rząd mamy, jaki sobie wybraliśmy, wiemy jaki.
Może dlatego, w pierwszej dekadzie stycznia nadal nic nie wiemy, poza tym, że szczepionki do Polski przybywają (nie te obiecane Andrzejowi Dudzie przez Donalda Trumpa, ale te zamówione przez wrażą Unię!) i że rząd intensywnie pracuje nad opracowaniem systemu szczepień. Chociaż o tym, że szczepionki będą pod koniec roku było wiadomo już od listopada, ponad dwa miesiące temu!
Może dlatego w nowym roku właściwie jedyną informacją związaną ze szczepieniami była ta, że poza kolejką zaszczepiło się w Warszawie 18 celebrytów ze świata kultury. Nad tymi celebrytami odbył się ponury sąd ludowy – wszystkie gazety i wszystkie telewizje odsądziły ich od czci i wiary, a internet utopił ich w szambie.
Popełnili głupotę niewybaczalną, ale niech pierwszy rzuci kamieniem, kto bez grzechu, kto nie skorzystałby z okazji. Na marginesie tego nieszczęsnego wydarzenia: czyż nie ulegli artyści, nie zgłupieli wierząc że będą swoim przykładem świecić ludowi? Jak otoczona pochlebcami władza wierzy, że jest najmądrzejsza i traci kontakt z rzeczywistością, tak i wielcy artyści, otoczeni wielbicielami, zaczynają żyć w bańce ułudy: że jeszcze coś dla ludu znaczą. Niestety, milion staruchów, którym nazwiska Jandy, Materny czy Seweryna i Umer coś mówią, czeka na szczepionki, nie na zachętę. Natomiast milionowi szczepionkowych sceptyków te nazwiska nie mówią nic.
I temu incydentowi, opowieściom o śledztwach i karach, poświęcono już dwa tuziny rządowych konferencji prasowych. Dzięki temu można było nie mówić o tym, kiedy i jak będę miał szansę się zaszczepić ja i wszyscy ci, którzy zaszczepić się chcą.
Do diabła, niech się władza zajmie nami, a nie Jandą i tymi, którzy się boją szczepionki i spisku Sorosa bardziej niż respiratora i polskiego szpitala.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis