Winny Dolny Śląsk

fot. Winnica L'Opera
fot. Winnica L'Opera

Jeżeli ktoś powie, że Dolny Śląsk jest jak Toskania, znacznie przesadzi. Prawdą jest natomiast, że to region o długich winiarskich tradycjach, które – podobnie jak w całej Polsce – odradzają się od kilkunastu lat. Dziś na dolnośląskiej ziemi jest 60 winnic, z których płynie świeże, kwaskowate wino o owocowym profilu.

Winorośl pogrążona jest w zimowym śnie, ale na pewno się obudzi i za kilka miesięcy wyda owoce, które dolnośląscy winiarze przemienią w aromatyczny trunek koloru białego, czerwonego, różowego, a nawet pomarańczowego. U schyłku lata winorośl szybko dojrzewa i jest gotowa do zbiorów. Dni powinny być wtedy suche, żeby rośliny nie pleśniały, a producenci mogli jak najszybciej przenieść owoce do winiarni, umieścić w prasie lub od razu w zbiorniku, schłodzić i poddać fermentacji. Następnie młode wino musi leżakować przynajmniej kilka miesięcy, żeby miało czas na uwolnienie smaku i zapachu.

Warunki do uprawy winorośli na Dolnym Śląsku są być może najlepsze i najbardziej bezpieczne w Polsce. Przesądzają o tym: liczba dni ciepłych i słonecznych, dość łagodne zimy, urozmaicone ukształtowanie terenu i różnorodność skał i gleb.

– Każdy winiarz w Polsce jest narażony na negatywne skutki pogodowe, ale w naszym klimacie da się uprawiać winorośl i produkować z niej jakościowe wino – stwierdza Jacek Rusiecki, sommelier z Wrocławia. Jego zdaniem Dolny Śląsk jest jednym z najważniejszych regionów winiarskich w kraju, obok województwa lubuskiego i Małopolskiego Przełomu Wisły. – Jest tutaj bardzo dużo winnic, których co roku przybywa – zauważa.

Zakładaniu kolejnych upraw i zwiększaniu produkcji sprzyja zmiana klimatu, w tym globalne ocieplenie. Ważne jest, aby nie było arktycznych mrozów. Wiosną z kolei, aby nie pojawiały się przymrozki, gdy rośliny wypuszczają pąki.

– Ujemne temperatury to spore zagrożenie, na szczęście coraz rzadziej występujące – dostrzega Rusiecki. – Wiosna i lato są stosunkowo ciepłe i słoneczne. Bardzo istotne są amplitudy dobowe. Winorośl chce, aby noce były chłodne, a dni ciepłe i pogodne – wyjaśnia. 

Od ara do hektara

Powszechne przekonanie o winnym potencjale Dolnego Śląska znajduje potwierdzenie w danych liczbowych przedstawionych, po raz pierwszy w historii tak szczegółowo, przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (KOWR) pod koniec ubiegłego roku. W województwie dolnośląskim jest 60 winnic i 71 producentów. Więcej jest tylko w małopolskim (86 i 77). Wymienione wcześniej lubuskie ma więcej producentów, ale mniej winnic.

Jednym z 71 jest Marcin Kucharski w powiecie złotoryjskim. Winnicę Agat założyła jego mama kilkanaście lat temu. Na początku posadziła kilkaset krzaków, żeby robić wino dla domowników. W maju 2021 roku winnica rozciągała się na dwóch hektarach i produkowała kilka tysięcy butelek rocznie.

Podobnych historii od ara do hektara jest więcej. Niektórzy rzucają pracę i wracają do rodzinnych zwyczajów związanych z winiarstwem. Producentów i winnic przybywa, ale Polsce jeszcze daleko do krajów z wina słynących, bo tu tradycje są dużo młodsze, a produkcja nieporównywalnie mniejsza niż we Francji, Włoszech lub w Hiszpanii.

– U nas mówimy o pierwszym pokoleniu winiarzy. Jeżeli chcemy się porównywać klimatycznie i stylistycznie, to najbliżej nam do Niemców lub Czechów – wskazuje Jacek Rusiecki.

Warunki dolnośląskie najczęściej odnosi się do saksońskich i morawskich. W krajach nie tak ciepłych jak południowe uprawia się szczepy, które przyjmują się i dobrze czują w chłodzie. A takich jest sporo. – Wykształca się z nich bardzo złożony aromatycznie i smakowo profil wina – ocenia ekspert.  

Dolnośląskie pinoty i rieslingi

Na Dolnym Śląsku najpopularniejsze odmiany, według danych liczbowych KOWR, to: pinot noir, riesling, solaris, regent i johanniter. Sommelier Jacek Rusiecki wymienia ponadto: chardonnay i gewürztraminer, sauvignon blanc i pinot blanc, seyval blanc, hibernal oraz cabernet cortis-regent. Wśród nich są zarówno szlachetne, czyli takie, które spłodziła natura (np. pinot noir, riesling i chardonnay), jak również hybrydowe (np. solaris i johanniter), otrzymane w laboratoriach w wyniku krzyżowania dwóch lub kilku.

W naszym regionie dominują odmiany białe. Czerwone wolą cieplejsze klimaty. Z obserwacji znawcy tematu wynika, że polscy producenci koncentrują się na winach wytrawnych, ale nie brakuje dobrych rodzajów półwytrawnych. Jego zdaniem poziom rośnie z roku na rok:

– Nasi winiarze szybko się uczą i bardzo dobrze im to wychodzi – ocenia. – Dolnośląskie wina wyróżniają się świeżością, głównie owocowym, ale też kwiatowym profilem, a także wyższą kwasowością. Tej kwasowości proszę się jednak nie obawiać. Stanowi kręgosłup wina – dodaje.

Rodzaj winorośli dobiera się pamiętając o wielu różnych czynnikach klimatycznych, topograficznych i pogodowych, dlatego Dolny Śląsk dzieli się na winiarskie podregiony. – Specyfika każdego z nich jest różna, dlatego w każdym robi się inne wino – wyjaśnia Rusiecki. Jego zdaniem w każdym zakątku województwa są ciekawe winnice i dobre wina.  

– Najwięcej dzieje się na Wzgórzach Trzebnickich – wyróżnia – gdzie panują bardzo dobre warunki, zwłaszcza dzięki ekspozycji południowo-zachodniej. Jest tam odpowiedni okres wegetacji i nasłonecznienie, ale także lessowe gleby. Bardzo dobre wina powstają w Krainie Wygasłych Wulkanów, także w rejonie góry Ślęża i w pobliżu Świdnicy, gdzie jest granitowe podłoże – wymienia. – Ważnym miejscem jest region Zagłębia Miedziowego. Dobrej jakości wino powstaje również na ziemiach w kierunku Strzelina, Płocka i Niemczy. – W zasadzie wszędzie, gdzie nie jest zbyt blisko kapryśnych i niestabilnych pogodowo Sudetów – podsumowuje sommelier.

Od cystersów z Trzebnicy

Wzgórza Trzebnickie to notabene jeden z najstarszych rejonów winiarskich w Polsce. Pierwsze zapiski o tamtejszym gronie pojawiły się na początku XIII wieku i dotyczyły winnicy przy klasztorze cysterek w Trzebnicy. Wiele źródeł podaje, że to właśnie zakonnicy zapoczątkowali tradycję sadzenia winorośli na Dolnym Śląsku. Tradycję, która z czasem umarła w całej Polsce i odrodziła się dopiero w latach osiemdziesiątych, dorastając szybko w ostatnich kilkunastu. Branżowe portale piszą, że polskie winiarstwo jest teraz w okresie najbardziej dynamicznego rozwoju w dziejach.

Gospodarze jednej ze współczesnych winnic z Trzebnicy piszą, że zanim wybrali miejsce, rok badali i analizowali klimat w różnych obszarach Polski. „Po szczegółowej weryfikacji okazało się, że najkorzystniejszym do uprawy winorośli zarówno pod względem położenia jak i czynników klimatycznych są okolice Wzgórz Trzebnickich” — czytamy na stronie winnicy L’Opera. Założyciele analizowali ziemię, wzgórza i historię miejsca. Pierwsze sadzonki posadzili osiem lat temu. Dziś ich praca owocuje pięcioma rodzajami wina: trzema białymi oraz po jednym czerwonym i pomarańczowym.

Oczywiście można kupić od nich butelkę, ale tylko zamawiając ją telefonicznie lub mejlowo. Trunki z części innych winnic są w restauracjach i sklepach specjalistycznych, ale trzeba ich trochę poszukać, a po znalezieniu okazuje się, że wybór nie jest wcale taki duży. Przykładowo: 55 rodzajów w sklepie elektronicznym Winnice Dolnośląskie i 20 w sklepie Polskie Wina. Inny przykład to produkty winnicy Jaworek z Miękini pod Środą Śląską. We Wrocławiu są w kilkunastu sklepach i lokalach gastronomicznych. W najczęściej odwiedzanych marketach spożywczych, gdzie od win zagranicznych aż się półki uginają, raczej ich nie znajdziemy, podobnie jak innych dolnośląskich. Powodem jest cena. – Polskie wino jest drogie, bo wciąż produkuje się go niewiele. Sklepy musiałyby ustalić wysoką cenę za butelkę. Sprzedaż mogłaby się im nie opłacać – twierdzi ekspert. W Winnicach Dolnośląskich najtańsze produkcji dolnośląskiej kosztuje 30 złotych, a najdroższe 90. W Polskich Winach ceny kształtują się od 37 do 95 złotych.

Jeżeli chodzi o lokale we Wrocławiu, to jednym z najlepszych miejsc na posmakowanie jest winiarnia pod adresem Księcia Witolda 1. W karcie win znajdziemy cztery dolnośląskie, w tym dwa ze Wzgórz Trzebnickich.

Wobec niedużej dostępności w sklepach najlepszym sposobem na spróbowanie smaków i aromatów wydaje się być tournée po regionie. Podróżowanie winnym szlakiem ma nawet nazwę. To enoturystyka (enologia z kolei to nauka o produkcji, pielęgnacji i rodzajach wina). Winnice to bowiem nie tylko winorośl, zbiory, prasy, beczki. Wiele z nich łączy winobranie i sprzedaż z agroturystyką, degustacjami, warsztatami i kuchnią.

W każdym razie z enoturystyką lepiej poczekać przynajmniej do wiosny. Ażeby umilić sobie ten czas, w najbliższą niedzielę tradycyjnie można usmażyć schabowego – króla polskiej patelni. Polać do niego dolnośląskiego johannitera. Tylko wcześniej schabowego cytryną skropić, żeby smaki lepiej połączyły się z białym trunkiem. To rada sommeliera.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*