Od 4 września obowiązują znowelizowane przepisy Prawa o ruchu drogowym. Według tych nowych przepisów policja oraz straż miejska może już karać kierowców łamiących przepisy drogowe na osiedlach mieszkaniowych.
Nie jest to drobna zmiana przepisów, sprowokowana zresztą przede wszystkim potwornym chamstwem niektórych kierowców na parkingach galerii handlowych. (zajmowaniem miejsc niepełnosprawnym, urządzaniem nocą torów wyścigowych itp.). Otóż ta zmiana przepisów dość istotnie wpłynie na życie (i stan psychiczny) olbrzymiej rzeszy właścicieli samochodów – mieszkańców osiedli mieszkaniowych, w znakomitej większości osiedli spółdzielczych, tych postawionych w latach 60. i 70. Oczywiście stanie się tak, jeśli te nowe regulacje prawne będą praktycznie egzekwowane…
To prawda, że kierowcy na wewnętrznych drogach osiedli często jeżdżą za szybko, nieraz skandalicznie i ryzykownie, że nie stosują się do znaków drogowych, przede wszystkim tych ograniczających postój, i że faktycznie nader często lekceważą zasady, nazwijmy to, współżycia społecznego: blokują wejścia, tarasują chodniki, niszczą trawniki itd. A już parkowanie w miejscach do tego nie przeznaczonych stało się normą. Kierowcy nie obawiali się mandatów (a co najwyżej upomnień od administracji osiedla), bo drogi osiedlowe są drogami wewnętrznymi, a więc policja czy też straż miejska nie mogła dotąd podjąć interwencji. Teraz może karać kierowców poruszających się po drogach wewnętrznych tak samo jak kierowców dróg publicznych.
Przypomnijmy, co nam grozi:
● blokowanie miejsc dla niepełnosprawnych na parkingach w centrach handlowych może kosztować 500 zł, a dojdą jeszcze koszty odholowania pojazdu na parking depozytowy;
● za parkowanie samochodu na osiedlach i tarasowanie przejazdów i dróg pożarowych będzie mandat – 100 zł;
● za ściganie się dookoła osiedla i wszelkie przekroczenia prędkości – od 50 do 500 zł;
● za naruszanie osiedlowych stref ciszy – do 500 zł;
● za stawianie pojazdów na trawnikach – 100 zł;
● za jazdę bez uprawnień – 500 zł;
● za jazdę bez jednego choćby dokumentu – wysokość mandatu określa liczba brakujących dokumentów, od 50 do 250 zł.
Jest jednak i druga strona tego medalu i dlatego dziwi jedynie entuzjastyczny ton komentarzy prasowych i telewizyjnych. Bo wiele wykroczeń, które dziś kierowcy popełniają na drogach wewnętrznych, to nie efekt ich niechlujstwa czy lekceważenia prawa. Parkujemy nasze auta, gdzie się da – nawet tarasując drogi dojazdowe czy niszcząc trawniki – nie dlatego, że tak lubimy, ale dlatego, że nie mamy innej możliwości. Ale MSWiA, które znowelizowało przepisy, zaznacza, że to nie jest argument tłumaczący łamanie prawa. Czyli tworzymy prawo, którego – tak twierdzę – przestrzegać się nie da! Co więcej – nowe przepisy stworzą zarzewie olbrzymich konfliktów. Nie tylko na linii kierowca – straż miejska czy policja, ale i na linii mieszkaniec – spółdzielnia. Bo to zarządca ma te miejsca parkingowe zapewnić.
Stwierdzenie, że zapewnienie miejsc parkingowych mieszkańcom należy do zarządcy terenu, czyli np. do wspólnoty czy spółdzielni mieszkaniowej jest nieporozumieniem, albo świadomym zlekceważeniem realiów i faktów. Równie dobrze dostojne grono na Wiejskiej mogłoby uchwalić, że w marcu jest lato, uznać, że w ten sposób wydłużyli sezon wegetacyjny i zwiększyli produkcję żywności w Polsce.
Kiedy projektowano zdecydowaną większość spółdzielczych osiedli – posiadanie statystycznie jednego samochodu na rodzinę, czyli na jedno mieszkanie przekraczała wyobraźnię nawet największych wizjonerów optymistów. W latach 60. normą był 1 samochód na 10-20 mieszkań, a pod koniec lat 70., po tzw. zmotoryzowaniu Polski „maluchem” i dużym fiatem – przyjmowano wskaźnik 1 samochód na około 5 mieszkań. Inaczej mówiąc – nikt się miejscami postojowymi nie przejmował, miejsc po prostu w otoczeniu budynków było dość. Dopiero ostatnie dwadzieścia lat przewróciło do góry nogami wszystkie te statystyki i kalkulacje. Dzisiaj nowe osiedla projektuje się już z założeniem 1,5 miejsca parkingowego na mieszkanie (regułą jest więc budowanie garaży pod budynkami).
Pytanie zasadnicze na dzisiaj, pytanie szczególnie drażliwe i dla społecznego spokoju istotne:
kto, gdzie i za jakie pieniądze ma tworzyć parkingi?
Na tych starych osiedlach nie ma wielkich i wolnych placów, które wystarczyłoby utwardzić i zamienić na parkingi. Są tylko skromne trawniczki i ławeczki, dróżki, niezbędne placyki dziecięcych zabaw urządzane na obszarach między budynkami. I jedyna realną możliwością rozwiązania (przynajmniej częściowo) problemu parkingowego, jest budowa – na przykład pod tymi wewnętrznymi osiedlowymi placykami zabaw i trawniczkami – podziemnych wielkich garaży. Ale na to trzeba pieniędzy i wsparcia urzędów w projektowaniu i wydawaniu wszelkich zezwoleń. Czyli trzeba jakiegoś wielkiego sensownego programu państwowego (może na wzór tego, dzięki któremu ocieplono tysiące starych budynków).
O takim programie się jednak nic nie mówi. Państwo umywa ręce i powiada – to nie nasza sprawa, nasza sprawa to pilnować porządku i karać. Jest to strategia kierowcom polskim znana – państwo, zamiast tworzyć szerokie i bezpieczne drogi, stawia na tych wąskich i dziurawych stada znaków zakazu i jeszcze więcej radarów. O ile jednak w tym przypadku udręczeni kierowcy, których dopada kolejny mandat z ustawionego przez przedsiębiorczego wójta radaru, furię kierują na bezosobowa jakąś władzę – o tyle teraz władza pokazała winnego: odholowaliśmy twój samochód, bo prezes spółdzielni nie zapewnił ci parkingu.
Władza mówi obywatelom: radźcie sobie sami. Pozagryzajcie się tam na dole, nas to nic nie obchodzi.
P.S.
Oczywiście powyższe rozważania absolutnie nie dotyczą konieczności karania chamstwa, blokowania wjazdów i wyjazdów, zajmowania miejsc niepełnosprawnym, blokowania dojazdu kartkom i straży czy urządzania sobie nauki jazdy lub wyścigów na osiedlowych uliczkach. Niech takie wyczyny miejscy strażnicy i policjanci ścigają z całą mocą i surowością, bezwzględnie i codziennie rano i wieczorem.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis