Zawsze zastanawiałem się, dlaczego we wszystkich filmach wojennych, nie tylko polskich zresztą, gestapowcy albo agenci bolszewickiej bezpieki chodzą w skórzanych kurtkach i płaszczach. Uznałem to za ułatwienie dla widzów: kiedy na polskim filmie widzimy osobnika w czarnym skórzanym płaszczu i drugiego w jasnym prochowcu i oficerkach na nogach, to wiemy od razu, że pierwszy to gestapowiec, a drugi nasz żołnierz AK.
Okazuje się, że nie miałem racji, skórzana odzież faktycznie i historycznie była charakterystycznym odzieniem różnej maści agentów. A wzięło się to stąd, że Feliks Dzierżyński – założyciel i pierwszy szef rewolucyjnej Cze-Ka (przemianowanej później na NKWD, następnie na KGB, a teraz na putinowską FSB) postanowił wyposażyć swoich funkcjonariuszy w skórzane kurtki właśnie. Kurtki te zaś zostały dostarczone carskiemu wojsku przez Anglików dla pilotów, ale nastała rewolucja i cały ich zapas przejęła leninowska władza. A dlaczego żelazny Feliks postanowił cały ten zapas skórzanej odzieży dać swoim zbójom? Otóż dlatego, że nie lęgły się w nich wszy! Wszy, które dla żołnierzy żyjących w pełnych błota okopach Wielkiej Wojny, były zmorą tylko nieco mniejszą od armat i karabinów maszynowych.
Dowiedziałem się tego wszystkiego z książki Antonego Beevora „Rosja, rewolucja i wojna domowa”, co jest dowodem na to, że jak człowiek czyta, to się zawsze czegoś nowego dowie. Sprawa wszy, tyfusu i skórzanych kurtek jest, rzecz jasna, tylko taką ciekawostką wtrąconą w opasłej księdze dokumentującej lata rewolucyjnego ludobójstwa, ale jakże to znacząca ciekawostka. Pokazuje, że dla leninowskiej władzy absolutnym priorytetem były kadry i organizacja służby bezpieczeństwa. Tym tysiącom funkcjonariuszy, którzy bez chwili wahania mieli torturować i likwidować strzałem w tył głowy wszystkich wątpiących w słuszność rewolucji, przydzielono przecież nie tylko chroniące przed wszami skórzane kurtki, ale też najlepszą broń, specjalne przydziały żywności (miliony wtedy umierały z głodu) i absolutną bezkarność.
Lenin, Trocki (dowodził czerwoną gwardią) i Dzierżyński doskonale wiedzieli, że jeśli chce się utrzymać władzę – dla dobra ludu, oczywiście – to trzeba lud wziąć za mordę. Bo jest za głupi ten lud, żeby sam się rządził. Rządzi więc partia, a partią – jej przywódcy. Ci zaś, w odróżnieniu od afiszujących się przywilejami funkcjonariuszy, afiszowali się skromnością potrzeb. Najwięksi w nowożytnych dziejach ludobójcy – Robespierre, Lenin, Trocki, Stalin, a nawet nasz Bierut – nie mieli kont w szwajcarskich bankach, pałaców i złotych łańcuchów. Dzierżyński spał na podłodze w swoim gabinecie i jadł w stołówce. Władza dla władzy, władza absolutna – tylko to ich interesowało.
Ale utrzymanie absolutnej władzy wymagało utrzymania armii wiernych i posłusznych funkcjonariuszy. Którzy, w odróżnieniu od swoich mocodawców, bynajmniej nie gardzili przywilejami, kasą, wyróżniającym ich z tłumu luksusem. Kadry, jak mówił Lenin, decydują o wszystkim i dlatego kadry muszą mieć zapewnioną bezkarność w bogaceniu się i przywileje. Sądy i prokuratorzy mają się od wiernych i dyspozycyjnych kadr trzymać z daleka.
Skórzane kurtki wyszły ze służbowej mody już w latach pięćdziesiątych. I nie dlatego, że wszy i tyfus przestały być groźne. Zmieniły się oczekiwania. 100 lat temu wystarczyło dać dodatkowe przydziały chleba i kiełbasy, pół wieku temu – przydział na M-3 i talon na samochód. Dzisiaj trzeba już rozdawać posady w spółkach, fundacjach i prawo do rozdawania krewnym i znajomym publicznych pieniędzy.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis