Wrocławscy small biznesmeni wymyślili zupełnie oryginalny sposób wyzyskiwania młodych ludzi. Otóż przychodzącym na rozmowę kwalifikacyjną potencjalnym pracownikom Pan Kapitalista proponuje pracę, lecz dopiero po odbyciu kilku dni próbnych. Oczywiście, dni próbne są bezpłatne i kończą się z reguły pogonieniem fatyganta, pod pretekstem nieprzydatności do zawodu. Ich miejsce zajmuje kolejny naiwny młodzian i kończy tak, jak jego poprzednik.
Znawcy problemu twierdzą, że sytuacja powtarza się wszędzie: w sklepach odzieżowych, spożywczych, salonach operatorów telefonicznych, a przede wszystkim w lokalach gastronomicznych. Dlaczego więc nie interesują się tym zjawiskiem fachowcy z Państwowej Inspekcji Pracy? Może ruszą się zza biurka „w teren” i przypomną sobie, że istnieje jeszcze coś takiego jak kodeks pracy (uchwalony już w nowym ustroju!), a w nim art. 281 i art. 282, które piętnują tego typu wykroczenia przeciwko prawom pracownika. Może przypomną sobie, że tego typu wykroczenie zagrożone jest grzywną od jednego do trzydziestu tysięcy złotych. Może wreszcie ktoś stanie w obronie wyzyskiwanej młodzieży i załatwi tych, pożal się Boże, biznesmenów, którzy bezkarnie obnoszą się ze swoim draństwem.
I pomyśleć, że ci sami ludzie, którzy w tak oszukańczy sposób traktują chętną do pracy młodzież, ochoczo przystąpili do akcji „Dając pieniądze nie pomagasz”. Na zlecenie magistratu w swoich lokalach wywieszają ulotki nawołujące do niedawania pieniędzy żebrzącym, ale przekazywania ich wyspecjalizowanym instytucjom, które zawodowo zajmują się pomocą potrzebującym. Co więcej, magistrat namawia w nich wrocławian do totalnego donosicielstwa, czyli informowania Straży Miejskiej i policji o przypadkach wykorzystywania dzieci do żebractwa.
– Żebrzący wykorzystują tak naprawdę zakorzenioną w krajach chrześcijańskich tradycję pomagania biednym, żerują na kulturowych przyzwyczajeniach, naturalnych odruchach ludzi. Stąd niezwykle trudno zmienić jest to nastawienie – mówi Paweł Czuma, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego.
Po takim oświadczeniu ręce opadają i nie tylko, a głębia tej humanistycznej myśli poraża nawet absolwentów szkół specjalnych. Przecież ci żebrzący na naszych ulicach obywatele Unii Europejskiej nie robią tego z zamiłowania, lecz z konieczności życiowej. Nikt bowiem, żadna „wyspecjalizowana instytucja”, ani w ich ojczyźnie, ani w naszym mieście nie jest w stanie im pomóc. Ba, zarówno wyżej cytowany pan rzecznik, jak i przedstawiciel władz wojewódzkich otwarcie to przyznali w środkach masowego przekazu. Czyżby odjęło im pamięć?
A może, forsując tego typu hasło, chcą żebraków „wziąć głodem” i w tak „elegancki” sposób przepędzić biedaków z miasta, aby nie psuli wizerunku Europejskiej Stolicy Kultury? No dobrze, znikną obywatele Unii Europejskiej, ale co zrobić ze staruszkami żebrzącymi na bazarach i bezdomnymi napastującymi klientów centrów handlowych? Wyłapać i wywieźć do Borów Dolnośląskich albo obozów pracy?
– Jeżeli daję żebrakowi kilka groszy, to mniej więcej wiem, co on z nimi zrobi, jeżeli zaś pieniądze przekazuję na tak zwaną organizację pożytku publicznego, to jakbym je wrzucał w błoto – twierdzi spółdzielca z Krzyków. – Od kilku lat oddaję jeden procent ze swoich podatków na różne stowarzyszenia i jeszcze nie zdarzyło się, aby któreś z nich poinformowało mnie, jak wydało moje pieniądze, albo napisało „Bóg zapłać”. No więc ochoczo przystępuję do akcji magistratu „Dając pieniądze nie pomagasz” i od nowego roku żadnej tak zwanej organizacji charytatywnej nie dam ani złotówki. Chyba, że wszystkie (ale to absolutnie wszystkie!) zaczną podawać do publicznej wiadomości dokładne rozliczenia swoich finansów, no to wtedy zmienię zdanie.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis