ZARAZA

Oglądnąłem pierwsze odcinki serialu „Czarna śmierć”, o ospie we Wrocławiu. Scenariusz oparto o wydarzenia prawdziwe i warto było, jak sądzę, wystrzegać się tak kategorycznych ocen moralnych ludzi, którzy faktycznie w nich uczestniczyli, podejmowali decyzje, dokonywali wyborów. Tego mi zabrakło.

Bo nic nie stoi na przeszkodzie, aby w scenariuszu filmu występowały postaci fikcyjne, których związki, relacje, emocje i historie były tworzone w sposób jak najbardziej atrakcyjny dla widza, wzruszały widzów, denerwowały, zaciekawiały. Jednak w przypadku pokazywania działań ludzi postawionych – z racji swoich funkcji – wobec niespodziewanego kataklizmu, należy zachować spory dystans, żeby nie powiedzieć: nieco zrozumienia, obiektywizmu.

Mam tę przewagę nad autorami filmu, że świadomie – jako 12-latek – przeżyłem epidemię ospy we Wrocławiu i zapewniam, że jest to przeżycie, które odciska się w pamięci. I przyznaję, że w „Czarnej śmierci” wygląd ludzi, budynków, samochodów, wnętrz itd. nie budzi zastrzeżeń: tak szaro i smutno wyglądał ówczesny Wrocław i tak wyglądali zabiegani za czymś do jedzenia czy ubrania ludzie.

Natomiast prezentacja zachowań decydentów, ich motywacji i moralnych wyborów to, niestety, prostacka propaganda, rodem z broszur IPN. Karykatury. Oto ordynator, który skuszony przydziałem na samochód wartburg ukrywa, a nawet skłonny jest fałszować laboratoryjne wyniki wskazujące na czarną ospę w mieście; oto sekretarz partii cały czas w czarnych okularach (żeby się kojarzył z Jaruzelskim?), ogłupiały ze strachu i upierający się, że ospa czy nie ospa, ale masowy pochód świąteczny musi się odbyć; oto cyniczna i podła funkcjonariuszka SB zakazująca szpitalom, partii i urzędom badań i jakichkolwiek działań. To klasyczny zabieg spersonalizowania absolutnego, odstręczającego zła i głupoty zastosowany tylko po to, aby pokazać, jaka ta komuna była wredna. Bo przecież nie po to, aby pokazać wobec jakich dramatycznych wyborów stanęli wówczas ludzie odpowiedzialni za miasto.

Jest mnóstwo filmów o czasach komuny bardziej prawdziwie i przekonująco opowiadających o jej zbrodniach, działaniach i błędach. Ale akurat w 1963 roku komuna sprostała gigantycznemu wyzwaniu – może właśnie dlatego, że była autorytarna, bezwzględna, niedopuszczająca dyskusji. Gdyby była taka, jak w filmie, nie byłoby 7 ofiar śmiertelnych, a pewnie 700 najmniej i epidemia rozlałaby się po całej Polsce. Kiedy po kilku tygodniach wahań i przerażonego wypierania podejrzenia (a co, jeśli się mylimy?) i po pierwszej ofierze śmiertelnej władza zrozumiała, że to jednak ospa, żaden tam sekretarz w czarnych okularach ani głupia funkcjonariuszka nie mieli nic do gadania – Warszawa rządziła całą swoją mocą wszechwładzy i wszechmocy.

Przypomnijmy: po stalinowskiej wojnie z elitami, ekipa Gomułki już zjednała sobie uczonych. Trochę w tym było głęboko skrywanych kompleksów (wszak w większości byli to absolwenci przedwojennych podstawówek i partyjnych kursów), ale profesor plasował się w społecznych rankingach zawsze na pierwszym miejscu. I akurat o autorytet medycznej profesury władza wtedy dbała szczególnie, we własnym interesie zresztą. Więc jeśli zwołana wreszcie przez przerażoną władzę profesura powiedziała, że miasto trzeba zamknąć i wszystkich w nim zaszczepić – tak zrobiono.

Nikomu nie przyszło do głowy – a i nie byłoby gdzie – głosić, jak dzisiaj, że szczepionki wywołują autyzm albo platfusa. Żaden partyjny sekretarz nie śmiał nawet pomyśleć o kwestionowaniu profesorskich zaleceń. I najważniejsze – lud nie kwestionował uczonych autorytetów. Dzięki czemu dokonał się we Wrocławiu cud.

A ja, przebadany i zaszczepiony, wyjechałem na dwutygodniowe kolonie zorganizowane mocą tej władzy dla tysięcy wrocławskich dzieci. W pustym wagonie, bo wszyscy pasażerowie od nas uciekli, opowiadaliśmy sobie o horrorze zamykanych w Szczodrem i Praczach i o czyimś wujku ukrywającym się w piwnicy.  

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*