Bardzo się zirytował mój znajomy hydraulik, niezastąpiony partner politycznych dysput, że uczyniona ministrem spraw wewnętrznych posłanka, nauczycielka z zawodu, Elżbieta Witek, stała się celem niewybrednych ataków opozycyjnych prześmiewców. I to tylko dlatego, że uczciwie przyznała, iż się nie zna na tym, czym ma kierować.
MSWiA kieruje i policją, i strażą pożarną, i różnymi tam służbami specjalnymi, zajmuje się też kryzysami, powodziami, tornadami, uchodźcami, więc trudno się na tym wszystkim znać i nad tym panować. Kiedyś tam zupełnie inna władza mianowała na to stanowisko lekarkę i Polska przetrwała, jak zresztą przetrwała rządy ministra Błaszczaka, a i panowie Suski czy Czarnecki też by sobie poradzili. Do kierowania MSWiA trzeba mieć tylko umiejętność dawania słusznych wytycznych i określania jeszcze słuszniejszych priorytetów: na przykład która manifestacja jest słuszna, a którą trzeba pałować, kogo trzeba budzić o 6 rano a kogo w żadnym wypadku, i takie tam sprawy. Reszta dzieje się sama.
Bo też, zdaniem hydraulika, kompetencje, wykształcenie czy doświadczenie są zdecydowanie przereklamowane. Do kierowania resortami, instytucjami, spółkami, mediami i fundacjami – trzeba tylko zaufania władzy najwyższej. I tyle. Zaufanie ma dla zarządzania państwem znaczenie kluczowe; kiedy obecny premier był jeszcze – jako zaufany prezesa – wicepremierem, w głośnym wywiadzie dla „Polityki” powiedział wyraźnie, że nie kompetencje, ale najważniejsze jest właśnie zaufanie do mianowanych ministrów i prezesów, ta pewność, że będą realizować politykę władzy i nie pozwolą sobie na żadne wątpliwości.
Taki oto wykład politologiczny zaserwował nam przy czeskim piwie Litovel hydraulik, a zamawiając trzecie (pierwsze dwa bowiem wystarczyły na zwilżenie jeno gardła w trakcie wykładu) dodał:
– Zwycięskie pierwsze, drugie i trzecie wybory oraz zapowiedź zwycięstwa PiS w czwartych i piątych pokazują, że jest to koncepcja rządzenia państwem jak najbardziej słuszna. Prezes wie, co robi. Zresztą pani Witek powiedziała, że się szybko uczy. I na pewno się nauczy, zresztą podstawową wiedzę, tę o priorytetach i wytycznych, już ma, i to znaczną niewątpliwie.
– W to nie wątpię – powiedziała pani magister – ale gdyby prezes mianował na posady ludzi wiernych mu i jednocześnie mądrych, doświadczonych, kompetentnych, a w Polsce jest takich dostatek, już teraz miałby prezes siedemdziesiąt albo jeszcze więcej procent w wyborach. Bo stadnina koni w Janowie by żyła, rolnicy na czas dostawaliby dopłaty, rozwijałby się energetyka, zachwycała Puszcza Białowieska, pieniądze rozdawane byłyby tylko biednym, a nie wszystkim, zaś zaoszczędzone miliardy wspomogłyby służbę zdrowia czy edukację, sądy by zostały przejęte trochę później bez kłótni z Unią, prezesowi eurodeputowani znaliby obce języki i kraje, coś by więc tam mogli w kuluarach załatwiać. Nie jest przecież tak, jak mówił Lenin, że praczka może rządzić państwem….
Rozczulił się hydraulik, bo wielką estymą darzy naszą przyjaciółkę, zaczerpnął ożywczego łyka Litovela, spojrzał jej głęboko w oczy (mnie ignorując zupełnie, nie lubi chłopców) i rzekł słodkim głosem:
– Prezes nie jest praczką! A Lenin, jak to ładnie wyjaśniał mistrz Kołakowski, mówił o praczce w kontekście komunistycznej wizji atrofii państwa, bredził, krótko mówiąc. Przecież budował państwo wszechwładne i wszechmocne, nie rządziły nim praczki, ale Dzierżyński, Trocki, w końcu Stalin. Polityka, moja kochana pani, to w klasycznej definicji umiejętność osiągania możliwych do osiągnięcia celów i wybór skutecznych środków. Jeśli celem jest wygranie wyborów, władza, to środkiem do niego – uświęconym – jest budowa zdyscyplinowanych hufców. A nie można mieć hufców posłusznych, bezwzględnie wiernych i jednocześnie myślących, wątpiących. Partia ma być jak pięść zaciśnięta, to bodaj Majakowski. Pięść ma bezwzględnie ufać, żeby ufać pięści.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis