Zdjęcie

Dwie przeciwległe kamienice, a raczej ich szczyty, między nimi niewyraźny skos – plac? dach? – i gdzieś w oddali zarys drzewa. Czerń poprzetykana jasnością. Tak wygląda obraz uznawany za pierwszą powstałą na świecie fotografię, choć jego autor, Nicéphore Niépce, francuski fizyk i wynalazca, jeszcze tego określenia nie używał. Swój „Widok z okna pracowni” nazywał heliografią. Obraz, naświetlany przez co najmniej osiem godzin, jak się dziś szacuje – choć są i tacy, którzy twierdzą, że trwało to trzy dni – powstał na cynowej płycie pokrytej bituminem. Był rok 1827. 

Słowo fotografia narodziło się dekadę później. Wymyślić je miał, choć dowodów na to nie ma, brytyjski naukowiec – astronom, fizyk, chemik i jeden z pionierów fotografii – sir John Herschel. Sir John czy nie – ktokolwiek wpadł na ten pomysł, trafił w sedno. Fotografia, z greki, oznacza dosłownie: rysowanie światłem. Opisuje więc konkret (bez światła nie ma fotografii), a jednocześnie opisuje go wyjątkowo poetycko. 

Skąd zatem polskie słowo zdjęcie? Intuicyjnie czujemy, że pochodzi ono od czasownika „zdjąć”. Jak podpowiada niestrudzony nasz badacz, Aleksander Brückner, „zdjąć” to stosunkowo późna forma, siedemnastowieczna. Wcześniej mawiało się „zjąć, zejmywać, zejmę” – aż w końcu „d mechanicznie wsunięto miedzy z i j” (kto wie dlaczego – może dlatego, żeby się lepiej wymawiało?).

Zdjąć to ściągnąć coś, ale też unieważnić coś i uwolnić kogoś od czegoś. Jak to się ma do fotografii? Katarzyna Wyrwas z Uniwersytetu Śląskiego przeprowadziła krótką analizę. Cytuje Sienkiewicza („Chciałbym także być malarzem i zdejmować wioski górskie”), Słowackiego („Goethe najgrzeczniej ich przyjął i prosił Mickiewicza, żeby mu pozwolił kazać zdjąć jego portret”) czy Dygasińskiego („Muszę zdjąć rysunek z tych sklepów na podcieniach”), a z cytatów tych jasno wynika, że zdjęciem nazywano dawniej po prostu odwzorowanie rzeczywistości za pomocą rysunku. Inaczej mówiąc: gdy zdejmujemy krajobraz – de facto ściągamy go z oczu na papier. 

Gdy fotografia się spopularyzowała, a stało się to już u progu XX wieku, w polskich słownikach pojawiło się sformułowanie „zdjęcie fotograficzne”.  Dziś wydaje nam się ono pleonazmem, niepotrzebnym powieleniem znaczeń, ale wówczas odróżniało od siebie te dwie metody rejestracji obrazu: za pomocą ołówka i za pomocą światła. 

Któż pomyślałby wtedy, że właśnie zaczęła się absolutnie niewyobrażalna rewolucja? Wystarczyło kilka dekad (jedno życie ludzkie? może dwa?), by fotografia zawojowała świat. W swym słynnym eseju „Świat obrazu” Roland Barthes opisywał konsekwencje tego zjawiska: „Ktoś powiedział mi, nie bez racji, o klientach w kawiarni: proszę spojrzeć, jacy są przygaszeni, dzisiejsze obrazy są żywsze niż ludzie. Jedną z cech naszego świata jest być może to odwrócenie: żyjemy według uogólnionych wyobrażeń (…) wszystko przekształca się w obraz, tylko obrazy istnieją, tylko obrazy się wytwarza i konsumuje”. To było pół wieku temu, a brzmi zadziwiająco aktualnie. Ba, dziś chyba nawet jeszcze prawdziwiej niż wtedy.  

O Joanna Kaliszuk 152 artykuły
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*