– Od 1989 roku nie możemy się uporać z problemem budownictwa mieszkaniowego – twierdzi dr Jan Korniłowicz, autor znakomicie udokumentowanego raportu „Stan mieszkalnictwa w Polsce”. W oparciu o oficjalne dane statystyczne twierdzi, że liczba budowanych mieszkań raz wzrastała, raz spadała, lecz nigdy nie przekroczyła poziomu, który można było uznać za zadowalający. Co więcej, pomimo wielu prób, przez 20 lat nie wypracowano jednolitej polityki mieszkaniowej, popieranej i realizowanej przez kolejne rządy. A jak sobie z tym problemem poradziły inne kraje Europy?
Okazuje się, że Europa Zachodnia zawdzięcza swą dobrą sytuację mieszkaniową wielkim programom budownictwa mieszkaniowego rozpoczętym po II wojnie światowej. Geneza powstania większości tych programów wiązała się ze zniszczeniami wojennymi oraz z powojenną atmosferą sprzyjającą solidarności społecznej. Programy te, finansowane i kierowane przez państwo, miały na celu budowę dużej ilości tanich mieszkań dla niezamożnych i średniozamożnych rodzin.
Wierze w opatrznościową rolę państwa sprzyjała bardzo popularna w tym okresie teoria Keynesa, przypisująca interwencjonizmowi państwowemu pozytywną rolę w podtrzymywaniu bezkryzysowego rozwoju gospodarki. Programy miały przede wszystkim charakter społecznego budownictwa czynszowego, w którym jak wiadomo o kosztach i ilości budowanych mieszkań decydują nie tylko prawa rynku. W tej sytuacji najbardziej spektakularne programy budowy mieszkań powstawały w państwach, które zdecydowały się na wyłożenie odpowiednich środków finansowych.
Najbardziej spektakularne były z pewnością dwa programy: niemiecki i szwedzki.
Program niemiecki
Pierwszy był wynikiem ostrego kryzysu mieszkaniowego, jakiemu musiała stawić czoła Niemiecka Republika Federalna bezpośrednio po II wojnie światowej. Kryzys ten był spowodowany zniszczeniami wojennymi, ale przede wszystkim koniecznością zapewnienia mieszkań uchodźcom pochodzącym z Prus Wschodnich, naszych Ziem Zachodnich, a także innych obszarów, które dostały się w strefę wpływów ZSRR. Co do liczby tych uchodźców nie ma do dziś pełnej zgodności, ale wielce prawdopodobne są szacunki określające ich liczbę na ok. 10 milionów.
Powstały w 1949 roku rząd kanclerza Konrada Adenauera musiał w tej sytuacji uznać politykę mieszkaniową za jeden ze swych priorytetów. Adenauer zapowiedział budowę 400-500 tysięcy mieszkań rocznie, ilość uznaną dość powszechnie za nierealną. A jednak już w 1951 roku w liczących niewiele ponad 50 milionów Niemczech udało się przekroczyć liczbę 400 000 nowo budowanych mieszkań, a w trzy lata później zbudowano ich już ponad 500 000. W ciągu pięciu lat powstało w Niemczech ok. 3 milionów mieszkań, co warte jest podkreślenia, gdyż spełnienie podobnej obietnicy w naszym przypadku będzie raczej niemożliwe.
Warunki sprzyjające tak dobremu rozwojowi budownictwa mieszkaniowego stworzyła, powstała w 1950 roku, tzw. „pierwsza ustawa mieszkaniowa”. Warto podkreślić, że budowa mieszkań została uznana za zadanie państwa. Oprócz ilości budowanych mieszkań, państwo określało też ich wielkość, wyposażenie, wysokość czynszu, a także wysokość dochodów osób mogących ze zbudowanych w ten sposób mieszkań korzystać, zapewniając w zamian nieoprocentowane kredyty pokrywające 80% kosztów budowy mieszkań. W tej formule powstawało mniej więcej 2/3 zbudowanych w pierwszej połowie lat 50. mieszkań.
Mieszkania te budowały przede wszystkim działające na zasadach non-profit spółki i spółdzielnie mieszkaniowe, a niedostatki siły roboczej redukowały kobiety wykonujące typowo męskie prace budowlane. Poza społecznym budownictwem czynszowym szeroką pomoc polegającą głównie na zwolnieniach podatkowych zapewniono również budownictwu powstającemu ze środków prywatnych. Po osiągnięciu zakładanych celów, państwo zaczęło się wycofywać z odpowiedzialności za dostarczanie mieszkań. Ograniczono krąg osób mogących korzystać z pomocy, zmieniono też strukturę subwencji, kładąc główny nacisk na wspieranie budownictwa własnościowego.
Program szwedzki
Szwedzki program „miliona mieszkań” to już okres znacznie późniejszy, bo przełom lat 60. i 70. Mała w tym czasie, licząca niespełna 8 milionów mieszkańców Szwecja ogłosiła, że wybuduje milion mieszkań w ciągu dziesięciu lat. Była to ilość imponująca. To tak jakby Polska podjęła się zbudowania 4,5–5 milionów mieszkań. Podobnie jak w przypadku Niemiec podstawą szwedzkiego programu mieszkaniowego było społeczne budownictwo czynszowe, realizowane przede wszystkim przez działające bez zysku stowarzyszenia komunalne oraz, w mniejszym stopniu, spółdzielnie mieszkaniowe. Apogeum program osiągnął w 1970 roku, kiedy to zbudowano ok. 110 000 mieszkań. Ostatecznie w ciągu 10 lat Szwedzi wybudowali 1 005 578 mieszkań. Wzorem Szwecji prawie dwa razy mniejsza Finlandia też ogłosiła i zrealizowała w latach 1966-1975 program pół miliona mieszkań.
Społeczne budownictwo czynszowe
Generalnie społeczne budownictwo czynszowe, a więc i wielkie programy mieszkaniowe rozwijały się w bardziej w uprzemysłowionej Europie północnej. Oprócz wymienionych Niemiec i Szwecji, najwięcej społecznych mieszkań czynszowych powstało w Holandii, Wielkiej Brytanii, Francji, Danii i Austrii. W Europie południowej, gdzie silna była tradycja rolnicza, rozwijało się przede wszystkim budownictwo własnościowe. Nie było tu efektownych programów budownictwa mieszkaniowego, więc i sytuacja mieszkaniowa była tu nieco gorsza od europejskiej średniej, szczególnie jeśli chodzi o tanie budownictwo dla niezamożnych.
Trudno w to uwierzyć, ale w bogatej w mieszkania Francji, w 2006 roku przyjęto ustawę gwarantującą (!) każdej rodzinie szanse posiadania własnego dachu nad głową od 2012 roku ( Francja posiada 500 mieszkań na 1000 mieszkańców, a Polska 320). W przypadku niewykonania tego zobowiązania bezdomni mogą dochodzić tego prawa na drodze sądowej. Poprawę sytuacji mieszkaniowej ma zapewnić przyjęta w 2006 roku ustawa o narodowym zaangażowaniu na rzecz mieszkalnictwa. W wyniku tej ustawy w ciągu 5 lat powstanie m.in. 0,5 miliona społecznych mieszkań czynszowych. Budować je będą HLM-y (Mieszkania o Umiarkowanych Czynszach), niezwykle sprawna organizacja o stuletniej tradycji.
Gdzie my jesteśmy?
Dr Jan Korniłowicz jest przekonany, że „zdominowanie budownictwa mieszkaniowego w miastach przez deweloperów budujących mieszkania na własność prowadzi do niemożności przezwyciężenia stagnacji w budownictwie w stosunku do niektórych grup ludności. Z dostępu do mieszkań wyeliminowane jest co najmniej 40% ludności, głównie ludzi młodych. Największe miasta stają się „gettami” dla ludzi o dochodach powyżej średnich i dlatego ich ludność nie wzrasta lub wzrasta bardzo powoli. Ludzie młodzi, tak mobilni za granicą, w Polsce czekają na pracę w swoim miejscu zamieszkania, między innymi z braku dostępnych dla nich mieszkań na wynajem w innych miejscach. Po 1989 r. nie ma w Polsce spójnej polityki mieszkaniowej. Z jednej strony następuje wyprzedaż mieszkań gmin o współczesnym standardzie za cenę poniżej 10% ich wartości rynkowej, z drugiej strony wszystkie dotychczasowe rządy prowadziły liberalną politykę w stosunku do budownictwa mieszkaniowego”.
Według badań Instytutu Rozwoju Miast przeprowadzonych w 19 miastach różnej wielkości stan techniczny 28% budynków mieszkalnych należących do gmin jest bardzo zły. Około 22% wymaga remontu kapitalnego, a ponad 6% kwalifikuje się do natychmiastowego wyburzenia. Po roku 2000 GUS nie rejestruje już remontów kapitalnych budynków gmin.
– Sytuację bardzo dobrze obrazuje przykład Wrocławia, który jest potentatem jeśli chodzi o zasób komunalny – twierdzi dr Jan Korniłowicz. – Ogólna liczba budynków komunalnych wynosi 1912, w których znajduje się ok. 56 tys. mieszkań. W złym lub bardzo złym stanie technicznym jest 640 budynków, z czego 240 kwalifikuje się do wyburzenia, a 400 do remontu kapitalnego. Gmina Wrocław pobiera rocznie czynsze w wysokości 82 mln zł, natomiast koszt wyremontowania i zmodernizowania 400 budynków oraz wykonania niezbędnych prac remontowych w pozostałych budynkach oceniany był przez miasto w 2004 r. na 4,3 mld zł (łącznie z budynkami wspólnot z udziałem gminy). W obecnych cenach potrzebne środki można określić na ok.5,5 mld zł. Kwota ta jest nieosiągalna dla władz miasta.
Zaś Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej ocenia, że liczba trwale bezdomnych w Polsce mieści się w przedziale od 40 do 300 tysięcy osób. Na cały program wychodzenia z bezdomności nasze państwo przeznacza rocznie 5 mln złotych (słownie: pięć milionów złotych). I śmiesznie, i strasznie.
PS.
Redakcja dziękuje Kongresowi Budownictwa za zgodę na wykorzystanie ich opracowania „Rola państwa w rozwiązywaniu problemów mieszkaniowych”. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis