BEZ CZWARTEJ WŁADZY

Przyznam, że tęsknię do nie tak dawnych przecież czasów, kiedy ujawnienie szwindli finansowych posłów nieuchronnie groziło partii olbrzymimi kłopotami. Bo przecież każda partia i każdy polityk zapewnia, że podejmuje się tej ciężkiej pracy i gotów jest życie poświęcić dla dobra kraju. 

Lud udaje, że w to wierzy i chce widzieć swoich reprezentantów, panie i panów eleganckich, wykształconych, obiecujących lepszą przyszłość, a przede wszystkim – uczciwych. Dlatego w tych nieodległych czasach największym wrogiem partii i polityków były media, nie bez powodu zwane czwartą władzą. Stada dziennikarzy śledczych tropiących przekręty ludzi władzy wymuszały na partyjnych liderach maksymalną ostrożność w działaniu, a przede wszystkim pilnowanie jakości kadr. W dbającej o swoją przyszłość partii nie miał prawa znaleźć się osobnicy, na których ciąży podejrzenie, że ma lepkie ręce, o wyroku nie wspominając.

Pamiętam, jaką światową sensację wywołało ujawnienie przez brytyjską prasę, że jacyś lordowie remontowali sobie zamki za publiczną kasę. Rzecz jasna, lordowie wyjaśniali, że to fundacje, reprezentacje, tudzież inne nadzwyczajne państwowe konieczności – ale nic im nie pomogło. Prasa zjadła żywcem ich i tych, którzy im tę kasę dali. I niedawno jeszcze, nawet w Polsce, ujawnione złodziejstwo polityka w zasadzie eliminowało go – przynajmniej na długi czas – z życia politycznego.

Bo złodziej, który jakoś przeszedł przez partyjne sito, był śmiertelnym zagrożeniem dla partii w wyborach. Co nie znaczy, że nie było wśród licznych posłów i posłanek przez te lata biznesmenów, nie było zarabiania milionów na lukach prawnych, robienia różnych mętnych interesów.

Więc to wszystko było, bo taka jest też zakulisowa polityka, i były dziennikarskie śledztwa, sejmowe komisje, zespoły prokuratorów. Ale tak nie było nigdy, żeby europejski parlamentarzysta, który – jak jakiś zaopatrzeniowiec w GS-ie – dopisywał sobie kilometry w rozliczeniach delegacji, żeby taki gość został wstawiony na listy wyborcze największej partii i do dzisiaj brylował u boku prezesa tej partii. Albo jeszcze bardziej drastyczny przykład: na partyjnych listach wyborczych znalazł się człowiek, który od rodzin śmiertelnie chorych dzieci brał pieniądze na ich leczenie, ale leczenia nie było, co zostało opisane w gazetach i pokazane w telewizji. 

Wiem, że świat się zmienia w tempie niesłychanym i w kierunku nieodgadnionym. Jeszcze kilkanaście lat temu było nie do wyobrażenia, żeby w Ameryce prezydentem został facet, który kilka razy okradł swoich kontrahentów, bo bankrutując mógł im nie zapłacić. A co mamy u nas? U nas z funduszu zgromadzonego dla ofiar przestępstw jakiś ksiądz budował sobie studio telewizyjne a partia urządzała sobie wyborcze pikniki, z funduszy na edukację kupowano atrakcyjne wille fundacjom zarejestrowanym tydzień wcześniej a z patriotycznego funduszu kupowano sprzęt do zagłuszania powstańców warszawskich. 

I nie jest tak, że po ujawnieniu tych machinacji elektorat zawył ze zgrozy. Skądże, elektorat razem ze swoimi idolami dyskutuje, czy aby prokurator ma prawo te szwindle ścigać i czy nie będzie za to później siedział.

Nikt nie boi się już czwartej władzy, a już złodzieje najmniej. 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*