Jeszcze żyją tacy, którzy pamiętają, że przed wojną i po wojnie każdy nowy rok szkolny rozpoczynał się bardzo uroczyście. Zawsze przemawiał w radio minister oświaty, a na uroczystych apelach młodzież deklarowała swoją chęć do nauki. Teraz, po kolejnych zmianach systemu edukacyjnego, a w zasadzie po jego zmasakrowaniu i oddaniu go w pacht samorządom terytorialnym, dzień 1 września pozbawiono jakiejkolwiek waloru wychowawczego.
Takie będą Rzeczpospolite
jak ich młodzieży chowanie. Te prorocze słowa napisał Jan Zamoyski dawno, dawno temu, czyli pod koniec XVI wieku. Że w II Rzeczpospolitej traktowano je z należytą powagą – mamy na to dowody. Oto dzienniczek Janiny Pytlakowskiej z roku szkolnego 1938/39 – uczennicy Gimnazjum i Liceum Państwowego im. J. Słowackiego w Warszawie. Już na wstępie wymienione są „Zadania i obowiązki uczennic”, które sprecyzowane zostały rozporządzeniem ministra, a nie wójta, czy kuratora. Oto one:
„1. Uczennica sposobi się przez wychowanie i kształcenie w szkole na świadomą swych obowiązków i twórczą obywatelkę Rzeczpospolitej, która za prawo naczelne uznaje dobro państwa.
2. W tym celu uczennica winna dążyć do wyrobienia religijnego, urabiać należycie swój charakter, zdobywać wiedzę i pogłębiać w sobie poczucie więzi społeczno – obywatelskiej. Do osiągnięcia tego zdąża przede wszystkim przez wytrwałą pracę nad sobą, opartą o poszanowanie wartości kulturalnych i przez sumienne spełnianie swych obowiązków.
3. W szczególności uczennica powinna:
a) dążyć do samodzielnego zdobywania wartości, rozwijających jej umysł, charakter i uczucia.
b) hartować swoją wolę i umacniać ciało, aby stać się zdolną do znoszenia trudów i niewygód, być zaradną w życiu i wytrwale dążyć do osiągnięcia stawianych sobie celów,
c) odnosić się z szacunkiem do rodziców (opiekunów), przełożonych, nauczycieli i korzystać pilnie z ich rad i wskazówek,
d) uczestniczyć w życiu koleżeńskim przez przyczynianie się do wytwarzania w klasie atmosfery przyjaznego współżycia oraz przez sumienną pracę w organizacjach uczniowskich,
e) zawsze postępować rzetelnie, być uczynną, zwłaszcza służyć chętnie pomocą słabszym.
4. Jako członek społeczności szkolnej uczennica winna dbać o honor i dobro szkoły i nie czynić nic, co by się z tym nie zgadzało i przynosiło szkodę moralną lub materialną szkole, do której należy. Poczucie odpowiedzialności za słowa i czyny winno w uczennicach być głęboko ugruntowane.
5. Źródłem zadowolenia i nagrodą za trudy jest dla uczennicy przeświadczenie o dobrze dokonanej pracy i należycie spełnionym obowiązku”.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w czasach, kiedy cel edukacyjno – oświatowy nie jest do końca jasny, słowa te mogą wywołać albo niedowierzenie, albo głupawy rechot. Żyją jednak jeszcze ludzie, którzy dają świadectwo temu, że w państwowych szkołach średnich II Rzeczpospolitej ministerialne zalecenia egzekwowane były z należytą starannością.
Nie tak dawno
był taki minister, który próbował reanimować przedwojenne wzorce nauczania. Nazywał się Roman Giertych. Zaczął trochę nieszczęśliwie, bo od wprowadzenia do szkół mundurków. Wywołało to totalny sprzeciw nie tylko uczniów, ale również ich rodziców oraz bezdzietnych obrońców swobód obywatelskich. A jak to wyglądało przed wojną w gimnazjum Słowackiego? Proszę bardzo. Oto odpowiedni rozdział z dzienniczka uczennicy.
„Ubiór uczennic:
1) Beret ciemno-granatowy z odznaką metalową z blachy tłoczonej. W porze letniej zalecany kapelusz z płótna lnianego koloru naturalnego, fason harcerski z odznaką metalową z blachy tłoczonej.
2) Bluzka koloru ciemno-granatowego, luźna z paskiem przyszytym, z wykładanym małym kołnierzem, zapięta na trzy guziki, z lewej strony mała nakładana kieszonka, rękaw gładki, zakończony mankietem, obramowanym wypustką barwy szkoły zapiętym na dwa guziki, na wysokości 3/4 lewego rękawa umieszczona tarcza barwy szkoły, obramowana srebrną nitka z wyhaftowanym na niej srebrną nitką numerem szkoły. Guziki przy bluzce z białego metalu gładkie.
3) W porze letniej bluzka z płótna lnianego koloru naturalnego, fason gładki, pasek, przyszyty, mały wykładany kołnierz, związany wstążeczką barwy szkoły, z lewej strony mała nakładana kieszonka, rękaw gładki, zakończony mankietem zapiętym na dwa guziki z perłowej masy, na wysokości 1/4 lewego rękawa obramowana nitką barwy szkoły tarcza o polu barwy płótna, z numerem wyszytym nitką barwy szkoły.
Do stroju uroczystego zalecona jest bluzka biała tego samego kroju.
4) Spódnica koloru ciemno-granatowego układana w fałdy, na przodzie z kontrafałdą szerokości 12 cm.
5) Ubiorem uczennic podczas pracy w szkole jest fartuch z czarnej satyny zakrywający całą suknię, zapięty z przodu na cztery guziki, z paskiem dookoła, dwie kieszenie boczne i jedna górna nakładane, kołnierz mały wykładany i nałożony mały kołnierzyk biały, rękaw koszulowy zakończony mankietem zapiętym na dwa guziki z ciemnej masy.
6) Pończochy lub skarpety ciemne. Trzewiki sznurowane ciemne na niskich obcasach lub półbuciki, względnie pantofelki z paskiem, ciemne, na niskich obcasach. W porze letniej wolno uczennicom nosić obuwie płócienne w dowolnej barwie.
7) Płaszcz koloru ciemno-granatowego jednorzędowy, fason gładki, zakończony mankietem, obramowanym wypustką barwy szkoły, na wysokości ¾ lewego rękawa umieszczona tarcza barwy szkoły, obramowana srebrną nitką z haftowanym na niej srebrną nitką numerem szkoły.
Uczennicom wolno używać popielatych swetrów, w miesiącach zaś zimowych nosić kołnierze futrzane i szaliki.
Barwy szkoły są następujące: Klasy gimnazjalne – błękit nieba, klasy licealne – karmazyn.
Tarcze z numerem szkoły (nr 14) są do nabycia w szkole.
Uczennice obowiązane są nosić ubiór przepisany w szkole i poza szkołą”.
Wyśmiewany minister Roman Giertych wcale nie dążył do wprowadzenia uczniowskich strojów przedwojennych, ale tylko tych, które obowiązywały jeszcze na początku lat sześćdziesiątych. Co starsi Czytelnicy po maturze pamiętają, jakie tarcze nosili oraz czym się odróżniały tarcze liceów od tarczy techników. Zaś pod szkolnymi fartuszkami łatwiej było ukryć różnice w ubiorach uczniów i związane z tym kompleksy.
Z dzienniczka dowiadujemy się
też, że przed wojną szkoły państwowe wcale nie były bezpłatne i tanie. Czytamy w nim: „Taksa administracyjna wynosi rocznie zł 200. Taksa wstępna dla uczennic wstępujących po raz pierwszy do państwowej szkoły średniej 3 zł. Taksę wpłacać należy na rachunek P.K.O. w 2 –ch równych ratach półrocznych z początkiem każdego półrocza (Nr konta 33.181, blankiety nadawcze wydaje kancelaria gimnazjum).
Dzieci czynnych urzędników państwowych i wojskowych zawodowych, o ile wykazują postępy w nauce dostateczne korzystają z 50% ulgi. Dzieci rodziców niezamożnych o ile zasługują na to pilnością i postępami w nauce mogą także korzystać z ulg. Podania w tej sprawie składać należy w pierwszych miesiącach każdego półrocza”.
Poza tym jeszcze jedna ważna informacja. Już wtedy funkcjonowali codziennie w szkole lekarz i dentysta. Tak było długo po wojnie, ale teraz odstąpiono już od tej „zbędnej” praktyki. Z jakim skutkiem? To temat na oddzielny artykuł.
W kampanii wyborczej
niektórzy kandydaci na posłów obiecują, że jak zostaną wybrani do Sejmu, to zajmą się reformowaniem systemu nauczania. Przy czym z ich słów wynika, że będą raczej zmieniać struktury organizacyjne oświaty, a nie walczyć o to, aby „przez wychowanie i kształcenie w szkole młodzież wyrastała na świadomych swych obowiązków i twórczych obywateli Rzeczpospolitej, która za prawo naczelne uznaje dobro państwa”. No cóż, albo słów Jana Zamoyskiego nie znają, albo nie są w stanie zrozumieć ich ponadczasowego przesłania.
(Dziękuję p. Ewie Mazur za udostępnienie mi dzienniczka swojej matki)
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis