Od początku tego roku wrocławski patrol saperski miał już 500 wezwań do usunięcia różnego rodzaju niebezpiecznych przedmiotów. Saperzy w większości odnajdują w ziemi niemiecką amunicję z czasów II wojny światowej. Ale nie tylko.
W siedzibie oddziału rozminowania przy ulicy Obornickiej gromadzone jest to, co znaleziono w ziemi przy okazji saperskich prac. Wśród nich: rozmaite naczynia, fiolki po lekarstwach, perfumach, kałamarze i flaszki, w tym, co ciekawe, przedwojenna butelka po Fancie. (Napój wymyślono przed 1940 rokiem w Niemczech. Pierwotnie produkowano go z soków i obierek po cytrynie, a jego nazwa jest skrótem od słowa „fantastic”).
Przemysław Parol, dowódca saperów, opowiada o najciekawszych akcjach:
– Podczas prac ziemnych na terenie ogrodu botanicznego znaleźliśmy 400 granatów moździerzowych. Leżały w oczku wodnym. Wśród nich bagnet, który zachował się w dobrym stanie. Przy ulicy Polanowickiej z kolei znaleźliśmy szkielety z czasów wojny. Leżały w dole razem z różnymi niewybuchami. Nie wiemy, czy byli to żołnierze, czy cywile, przy szczątkach nie znaleziono nieśmiertelników. Zwłoki odziane były w niemieckie płaszcze – wspomina Parol.
Granat w raportówce lejtnanta
Do Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu trafiają szczątki osób poległych podczas II wojny. W 2004 roku podczas oględzin sądowo-lekarskich w raportówce radzieckiego lejtnanta znaleziono odłamkowy granat obronny F-1. Szczątki żołnierza wykopano podczas prac budowlanych na Krzykach. Kości razem z rzeczami przewieziono na pokazową sekcję dla studentów do Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej we Wrocławiu.
– Aby nie było niespodzianek, tuż przed sekcją zajrzałem do skórzanej torby, z którą przywieziono szczątki. W środku zobaczyłem granat obronny F-1. Był w dobrym stanie i istniała realna groźba wybuchu. Studentom zakazałem wchodzić na salę i na miejsce wezwałem saperów – opowiada dr Jerzy Kawecki, wykładowca w Zakładzie Medycyny Sądowej.
To nie jedyny przykład tego typu. Podczas prac ziemnych na Podwalu (przy ambasadzie niemieckiej) znaleziono ciała kilkuset niemieckich oficerów i ludności cywilnej. Wszyscy zginęli podczas walk o Breslau:
– Niemieccy oficerowie pochowani byli w cynkowych trumnach. Świetnie zachowały się mundury razem z dystynkcjami. Każdy z nich pod głową miał zakorkowaną butelkę po winie. W środku znajdowała się karteczka z informacją o zmarłym i jego stopniu wojskowym. Podana była również przyczyna zgonu. Najczęściej był to postrzał – dodaje dr Kawecki.
Po przebadaniu, szczątki odbiera np. IPN, ambasada niemiecka, sądy i policja. Szczątki osób zmarłych przed II wojną światową trafiają do Zakładu Antropologii PAN i Katedry Antropologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Mina na hieny cmentarne
W latach 80. na Krzykach znaleziono zwłoki radzieckiego żołnierza pochowanego bardzo płytko pod ziemią. Na piersiach trzymał minę przeciwpiechotną. Zdaniem medyków sądowych była to pułapka na „hieny cmentarne” – ludzi, którzy po wojnie okradali mogiły z pamiątek rodzinnych. Podczas odkopywania szkieletu mina nie wybuchła tylko dlatego że robotnik kopiący ziemię zauważył szkielet ze skrzyżowanymi na piersiach piszczelami obejmującymi minę.
7 lat temu u zbiegu Fabrycznej i Otyńskiej, przy stacji na Muchoborze znaleziono szczątki żołnierzy niemieckich. W pobliżu odkopano również kilka tysięcy sztuk amunicji do karabinu Mauser i dwa pancerfausty.
– Niedaleko był cmentarz wojenny. Do zbiorowej mogiły wrzucano zwłoki wszystkich, którzy polegli podczas walk z Rosjanami. Rzecz oczywista, że do grobów wrzucano również broń – opowiada Stanisław Podolis, mężczyzna który mieszka w pobliżu.
W masowych grobach znaleziono również rzeczy osobiste, pasy, buty i hełmy.
Pocisk w kruszarce
Podczas interwencji saperów zdarzały się również bardzo niebezpieczne sytuacje, na przykład gdy do kruszarki do mielenia gruzu na wzgórzu Mikołajowskim dostał się pocisk. Maszyna zgniotła kadłub. Z niewybuchu zaczął wydobywać się gęsty dym. Wszczęto alarm, a wystraszona załoga zawiadomiła saperów. Okazało się, że jest to groźny pocisk zapalający, który w każdej chwili groził eksplozją, poranieniem saperów i zniszczeniem maszyny
– Po przełamaniu skorupy substancja palna, prawdopodobnie biały fosfor, zareagował z powietrzem. W niewybuchu było też sporo prochu, co groziło eksplozją. Pocisk udało się przenieść o jakieś sto metrów dalej i zdetonować – opowiada dowódca Parol.
Podobnych akcji było wiele. Do dziś nie wiadomo, jakie chemikalia znajdowały się w czerwonych skrzynkach na terenie dawnej bazy wojsk radzieckich przy ulicy Połbina. Skrzynie wykopano podczas prac budowlanych. W środku znajdowały się fiolki o pojemności 250 mililitrów z nieznaną substancją. Prawdopodobnie dla bezpieczeństwa ułożono je w węglu aktywnym. Zdaniem saperów ostrzegawczy kolor skrzyń i sposób ich przechowywania świadczył, że była to szczególnie niebezpieczna substancja.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis