To zupełnie niezrozumiałe, że po wejściu na ekrany kin filmu „80 milionów” widzowie nie bili się o bilety na seanse. A przecież ten kolorowy, 105-minutowy film fabularny opowiada o wydarzeniach najprawdziwszych z prawdziwych i absolutnie słusznych. Oto jak go streszcza na swojej stronie internetowej Film Polski:
„Wydarzenia, o których opowiadamy, rozegrały się 10 dni przed wprowadzeniem stanu wojennego. Wtedy za sprawa ówczesnego przewodniczącego dolnośląskiej Solidarności, Władysława Frasyniuka, trójka młodych działaczy wypłaciła z wrocławskiego banku 80 milionów związkowych pieniędzy. Zrobili to w ostatnim momencie. 13 grudnia konto zostało zablokowane przez komunistów. Władza uznała, ze był to „skok na bank” i podjęła gorączkowe działanie, aby pieniądze odzyskać. Tych jednak strażnikiem został kardynał Henryk Gulbinowicz. Przechował je w swoich prywatnych pokojach Pałacu Biskupiego. Cudem uratowana gotówka po wprowadzeniu stanu wojennego pomogła w budowie wrocławskiego podziemia. Bohaterowie naszej fabuły to pięciu muszkieterów. Maks, Janek, Władek, Piotrek i Staszek nie cofną się przed niczym, aby zburzyć komunistyczny system. Nie są fanatykami, lecz romantycznymi marzycielami, którzy protestują przeciwko komunistycznemu zniewoleniu”.
Trzeba przyznać, że na wrocławskiej premierze filmu goście dopisali. Nie odmówił przyjścia na nią żaden z żyjących pierwowzorów opozycjonistów, a w kuluarach snuli się nawet niektórzy ich prześladowcy. Po zakończeniu projekcji obraz został przez widzów przyjęty burzliwymi oklaskami na stojąco i głośnym domaganiem się, aby reprezentował nasz kraj w walce o amerykańskiego Oskara.
W trakcie popremierowego bankietu reżyserowi Waldemarowi Krzystkowi zaproponowano nakręcenie kolejnego obrazu z historii współczesnej. Tym razem film byłby bardziej kameralny i poświęcony przeobrażeniom, jakie dokonują się w postawie życiowej esbeka. Scenariusz nosi roboczy tytuł: „Człowiek zmienia skórę” i jest ponoć dosyć wiernym zapisem życiorysu esbeka o pseudonimie „Ucho”. Zaś fabuła jego jest następująca.
„Ucho” zajmował się podsłuchiwaniem rozmów ukrywających się działaczy podziemia, nagrywaniem ich na taśmy magnetofonowe i przekazywaniem do wydziałów śledczych. Pewnego razu, kilkakrotnie przesłuchując nagraną rozmowę opozycjonistki z opozycjonistą doznał iluminacji i zrozumiał, że służy złej sprawie. Jednak nadal wykonywał swoje obowiązki, bo w domu miał do wyżywienia dwoje niepełnosprawnych dzieci i żonę przyzwyczajoną do zakupów w milicyjnych konsumach. Po zmianie ustroju, wyrzucenie ze służby przyjął jako zasłużoną karę za popełnione niegodziwości i wraz z pozbawionymi zajęcia esbekami rzucił się w wir prywatnych biznesów. Sumienie nie dawało mu jednak spokoju i co noc słyszał jego głos: „Ucho, czas na żal za grzechy. Rozejrzyj się dookoła siebie. Przecież otaczają cię pozostałości po PRL. Wypleń te chwasty”. No więc pewnego dnia przystąpił do działania.
Najpierw wysłał kilka zgrabnych anonimów do urzędu skarbowego, informujących o tym, że jego byli koledzy fałszują sprawozdania podatkowe. Chwyciło. Urząd zrobił swoje i pogonił biznesmenów w skarpetkach. Następne anonimy dotyczyły zdrad małżeńskich. Tutaj odniósł połowiczny skutek, bo sąsiad rozpoznał jego rękę i spuścił mu solidne baty. Doszedł więc do wniosku, że bezpieczniejsze będzie naprawianie życia publicznego w swoim miejscu zamieszkania przy pomocy pozwów sądowych, gdyż w tym przypadku szansa dostania po pysku jest niewielka. No i to był strzał w dziesiątkę. Dotychczas wytoczył ludziom prawie 100 procesów i żaden z ciąganych po sądach ani razu nie naruszył jego nietykalności cielesnej.
Jaki jest koniec tej opowieści? Autor scenariusza zapowiedział, że ujawni go dopiero wtedy, kiedy dostanie stosowne wynagrodzenie i film trafi do produkcji. Jednak już z tej krótkiej prezentacji zapowiada nam się kolejny hicior, który może przyćmić swoją popularnością pięciu muszkieterów z „80 milionów”.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis